Dzieci chcą odzyskać przestrzeń wokół szkół i przedszkoli. Tak wynika z ankiet przeprowadzonych w placówkach. Według dzisiejszych standardów urbanistycznych kładących nacisk na komunikację samochodową i zakładających jej pierwszeństwo nad pieszymi, drogi wokół szkół przejęły auta. Jak się okazuje, do 1989 r. było zgoła inaczej. Najmłodsi mogli dojść do miejsca nauki pieszo nie musząc pokonywać jezdni i wdychać spalin z wszechobecnych dziś aut.
Najnowszy raport „Szkolne ulice” Polskiego Klubu Ekologicznego (PKE) Okręgu Mazowieckiego pokazuje błędy aktualnego planowania przestrzeni wokół placówek oświatowych i wskazuje możliwe rozwiązania. Również te szybkie i niskobudżetowe.
Dlaczego dzieci nie mają przestrzeni wokół placówek?
– Lokalni urzędnicy, decydenci i mieszkańcy miast w Polsce często ostrożnie lub z niechęcią podchodzą do rozwiązań, które wydają im się nowe lub obce. Jeśli w ogóle słyszeli o szkolnych ulicach, to o ich wersji czasowej, więc rozumieją to pojęcie bardzo wąsko. Chcemy upowszechnić wiedzę o tym, że można je rozumieć znacznie szerzej, że to rozwiązanie elastyczne, które można dostosować do lokalnej sytuacji. Chcemy też pokazać, że szkolne ulice były znane w Polsce od dawna, nawet, jeśli tak ich nie nazywano. I były powszechnie akceptowane – wyjaśnia Urszula Stefanowicz z PKE Okręgu Mazowieckiego.
Coraz więcej rodziców odwozi swoje pociechy do szkół i przedszkoli samochodami. Liczba dwuśladów od 50 lat nieustannie rośnie. Wygodny, siedzący tryb życia i ciągły pośpiech skłaniają dorosłych do rezygnacji z innych sposobów dotarcia z punktu A do punktu B. Dodatkowo zaniedbuje się publiczny transport zbiorowy na rzecz ciągłego inwestowania w infrastrukturę samochodową. Likwiduje się kolejne połączenia autobusowe i kolejowe. Brakuje dróg rowerowych i chodników. Sprawa ma się tak nie tylko na poziomie rządu, ale także poszczególnych samorządów. Ponadto zabudowa miejska jest coraz bardziej rozproszona, a placówki oświatowe często są znacznie oddalone od domów.
– Niemal wszystkie dzieci chcą odzyskać ulice wokół szkół dla swoich potrzeb. Takie są wyniki badań prowadzonych w szkołach. Jednak głos najmłodszych wyjątkowo rzadko jest brany pod uwagę przez dorosłych – decydentów. Trzeba w końcu wysłuchać dzieci i oddać im przestrzeń, w której spędzają dużą część dnia. Rozwiązaniem, które to zapewni, są szkolne ulice – mówi Robert Buciak, autor raportu.
Nina Józefina Bąk, koordynatorka Clean Cities Campaign w Polsce dodaje: – (…) spaliny i hałas wokół szkół szkodzą zdrowiu dzieci i wpływają negatywnie na ich zdolność do utrzymania uwagi, co utrudnia ich rozwój. Na szczęście obecnie pojawia się coraz więcej miejskich i oddolnych inicjatyw dążących do tworzenia szkolnych ulic.
Miasta potrzebują szkolnych ulic
Dziś te drogi zajmują samochody. Przez to dzieci muszą wdychać spaliny i przemieszczać się między stłoczonymi w tych miejscach karoseriami. Tracą także miejsce do wspólnej zabawy, które kilka dekad temu służyły im właśnie do rekreacji. Ponadto nie mogą bezpiecznie dotrzeć do szkoły, bo mają do pokonania liczne jezdnie.
Eksperci widzą potrzebę zmian. Złotym środkiem mogłyby być nawet ciężkie donice z kwiatami, ławki, stała zieleń. Z bardziej kosztownych, lecz, również korzystnych rozwiązań mogłyby to być nowopowstałe place zabaw albo boiska. Na dwóch ostatnich najmłodsi skorzystaliby potrójnie – czystsze powietrze, bezpieczne otoczenie placówki oraz odzyskana przestrzeń do zabawy.
W połowie ubiegłego wieku urbaniści widzieli taką konieczność. Szkoły i przedszkola miały się znajdować wewnątrz osiedli, a prowadzić do nich miała spójna sieć chodników. Stąd rozwiązania lat 70-80-tych, jak osiedla: Orła Białego w Poznaniu, Retkinia w Łodzi, czy Bródno w stolicy. Od 1990 r. ekspansja ruchu drogowego oraz nacisk na budowę autostrad przerwały takie praktyki. Wady nowych rozwiązań zaczęli teraz dostrzegać mieszkańcy, urzędnicy oraz eksperci.
Wspomniany raport przedstawia przykłady ekspansji aut na bezpośrednie otoczenie placówek oświatowych. Poza tym prezentuje polskie przykłady szkolnych ulic, które ostatnio stworzono. Dotyczy to zarówno miast największych, jak i tych liczących zaledwie 2 tys. mieszkańców. Jako dobry przykład podano oddanie dzieciom ul. Grobla IV w Gdańsku. Z praktykę naprawienia błędnych decyzji umożliwiających dowóz dzieci pod samą placówkę ilustruje ul. Hirszfelda w Warszawie.
– Szkolne ulice powinny być traktowane poważnie, jako narzędzie zmieniające wiele obszarów funkcjonowania miasta, a nie tylko sposób „umilania” dzieciom drogi do szkoły. Ważne, aby władze lokalne zauważyły zarówno korzyści, jakie płyną z wdrażania szkolnych ulic dla całych społeczności, jak i różnorodność form, jakie to rozwiązanie może przybierać. Publikacja poszerzająca wiedzę na ten temat pomoże w upowszechnianiu szkolnych ulic jako rozwiązania wspierającego polityki miejskie w obszarze zrównoważonej mobilności – komentuje Agnieszka Krzyżak-Pitura z Fundacji Rodzic w mieście.
–
Zdjęcie tytułowe: Robert Buciak