W Polsce coraz częstszym zjawiskiem są powodzie błyskawiczne wywołane przez superkomórki burzowe. Świeżym przykładem jest Gniezno (20 maja) czy Brudzew (7 czerwca). Oprócz powodzi błyskawicznych obserwujemy wielogodzinne, intensywne opady. To z kolei niż genueński, który zatopił Bielsko-Białą, a wcześniej niemiecką Bawarię. Jaka jest w tym rola globalnego ocieplenia? Zapytaliśmy eksperta.
Ulewy nad Polską
20 maja przez Gniezno przetoczyła się gigantyczna ulewa. W ciągu ledwie godziny na miasto spadło od 60 do 80 mm deszczu, co stanowi ponad miesięczną majową normę. To zmieniło krajobraz miasta. Zniszczenia okazały się tak duże, że nie obyło się bez pomocy wojska.
Kolejne ekstremalne zjawisko? To już 7 czerwca i burza z gradem, która zalała Brudzew w woj. wielkopolskim i okoliczne wioski, niszcząc przy tym uprawy. Wiele zbóż zostało zniszczonych – źdźbła zbóż zostały po prostu położone na ziemi od uderzenia gradu i silnego deszczu. Zniszczone zostały uprawy kukurydzy, ziemniaka i buraka cukrowego.
Burza wyrządziła też poważne szkody w pasie Rychwał-Tuliszków-Turek będący sadowniczym zagłębiem. Sadownicy mówią o ogromnych stratach. Grad, który miał średnicę do 3 cm.
Co się stało w Bielsku-Białej?
Wcześniejsze zjawiska to powodzie związane z superkomórką burzową. Superkomórka burzowa to dobrze zorganizowana struktura burzowa, która może istnieć przez wiele godzin i przejść w tym czasie kilkaset kilometrów. To taki bardzo mały niż baryczny, którego średnica nie przekracza 40 maksymalnie 60 km.
Tymczasem w Bielsku-Białej sytuacja wyglądała inaczej. Przyczyną zalania był niż genueński. To równie groźne zjawisko, które obejmuje znacznie większy obszar niż superkomórka burzowa. Pozytywne jest tylko to, że takie zjawisko daje szansę na przygotowanie się na uderzenie skutków żywiołu. Przede wszystkim deszcz pada dłużej, ale jest mniej intensywny. Ludzie mają więcej czasu na reakcję.
Jak sama nazwa wskazuje, niże te w okresie późno-wiosennym i letnim powstają nad Morzem Śródziemnym, po czym wędrują na północ, niosąc za sobą ogromne ilości opadów. Także dzięki temu mamy czas na przygotowanie się, zanim układ ten dotrze nad Polskę.
Dwa odmienne rodzaje kataklizmów pogodowych
Niże genueńskie nie są bezpieczniejsze od nagle pojawiających się burz z ulewami. Na stacji Wapienica w woj. śląskim spadło 148,4 mm, a w Bielsku-Białej było to 127,4 mm deszczu. To wystarczyło, by doprowadzić zniszczeń wcale nie mniejszych niż w przypadku Gniezna czy Brudzewa.
Nie inaczej było za granicą. Szczególnie w Niemczech, które nawiedziła „powódź stulecia”. Według szacunków niemieckiej instytucji meteorologicznej DWD, w 4 dni spadło 100-200 mm deszczu. Lokalnie nawet 300 mm, co oznacza znacznie przekroczenie miesięcznej normy. To, co spotkało Bawarię, pokazuje, że nawet czas reakcji nie pomoże, jeśli opady stają się zbyt duże.
– Choć i tu i tu mówimy o powodziach, to charakter tych obu zjawisk, jak i ich przyczyny (meteorologiczne) są odmienne. Powódź w Niemczech była związana z kilkudniowymi intensywnymi opadami wielkoskalowymi, z lokalnymi ośrodkami o zwiększonej intensywności (m.in. z powodu wbudowanych burz), podczas gdy powodzie błyskawiczne w Polsce były skutkiem gwałtownych i krótkotrwałych ulew powiązanych z układami burzowymi – obejmującymi jednak stosunkowo niewielki obszar – tłumaczy Piotr Abramczyk, mgr Meteorologii Stosowanej na Uniwersytecie w Reading, zapytany przez SmogLab.
Winne globalne ocieplenie?
W 1997 roku Polskę nawiedziła „powódź tysiącletnia”. Największa od dekad w historii naszego kraju katastrofa związana z opadami deszczu. Ją także wywołał niż genueński, czyli to samo zjawisko, które spowodowało zalanie Bielska-Białej. Tym razem skala zniszczeń i same opady były znacznie mniejsze niż ćwierć wieku temu. Pojawia się jednak pytanie, czy ulewa w Gnieźnie i intensywne opady w Bielsko-Białej to wina globalnego ocieplenia?
Biorąc pod uwagę to, co działo się w przeszłości, odpowiedź na to pytanie nie jest jednoznaczna.
– Z odpowiedzią na to pytanie będziemy musieli jeszcze poczekać. Ważne, by pamiętać, że pojedyncze wydarzenie pogodowe, takie jak niedawna powódź błyskawiczna w Gnieźnie jeszcze o niczym nie świadczy. Co innego, jeśli obserwuje się wzrost częstotliwości czy intensywności tego typu zjawisk. Raport IPCC wskazuje, że średnio w ocieplającym się klimacie oba te czynniki będą się zwiększać i będziemy doświadczać coraz silniejszych i częstszych ekstremów pogodowych – zarówno temperaturowych, jak i opadowych (w tym braku opadów) – wyjaśnia wspomniany Piotr Abramczyk.
- Czytaj także: Ćwierć wieku temu wielka woda zalała Dolny Śląsk. Czy „powódź tysiąclecia” to prawidłowe określenie?
W pewnym stopniu tak. Mamy więcej ulew
Z danych wynika, że roczne sumy opadów w Polsce na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat nie uległy wyraźnym, dającym się zauważyć, zmianom. Zmianie jednak uległ rozkład opadów, co jest widoczne w skali rocznej, jak i w sezonach: zimowym i letnim.
Z opracowań naukowych dowiadujemy się, że od lat ma miejsce wzrost liczby dni z intensywnymi opadami deszczu, czyli powyżej 10 mm na dobę. Modele klimatyczne pokazują, że w miarę, jak będą rosły temperatury na Ziemi, ryzyko ulew w Polsce będzie rosło. Tym samym będziemy mieli więcej zalanych ulic, czy zniszczonych upraw i plantacji.
W takim razie co z suszami?
Należy zwrócić uwagę, że te zmiany, wynikające z ocieplającego się klimatu, nie będą regułą. Wystarczy przypomnieć sobie, co się działo w drugiej połowie kwietnia i przez większość maja. Mieliśmy wtedy kompletny brak opadów przy dość wysokich temperaturach.
– Pamiętać jednak należy, że zmiany te będą zróżnicowane obszarowo – w różnych rejonach ich natężenie i kierunek mogą być różne. Choć ocieplenie klimatu sprawia, że generalnie dostępne jest więcej energii w atmosferze, a cieplejsze powietrze „mieści” też więcej pary wodnej (oba czynniki są np. podstawowymi składnikami rozwoju burz), to nie zawsze i nie wszędzie musi się to przełożyć na burze i opady – zaznacza meteorolog w wywiadzie dla SmogLabu.
Dlaczego tak się będzie działo?
– Dlatego, że zmian jest też więcej, wpływają one na siebie wzajemnie – czasem się wzmacniając, a czasem osłabiając. Obserwujemy np. nad Europą tendencję do słabnięcia i zwiększonego meandrowania prądu strumieniowego i w efekcie częstszego występowania tzw. blokad wyżowych. Te warunki utrudniają rozwijanie się burz i sprzyjają występowaniu długotrwałych okresów bezopadowych. Widzimy więc, że sprawa nie jest tak prosta – odpowiada Abramczyk.
Jaki zatem obraz wyłania się dla Polski na podstawie opracowań naukowych? Meteorolog z brytyjskiego uniwersytetu wymienia:
- coraz częściej występują sytuacje sprzyjające rozwojowi burz, ale liczba dni z burzą nie zmieniła się istotnie,
- wydłużył się sezon burzowy, szczególnie wzrosła częstość burz wiosną,
- roczne sumy opadów w Polsce nie ulegają istotnym statystycznie zmianom,
- w większości kraju wzrasta ilość dni z opadem intensywnym (powyżej 10mm).
Co nas czeka?
Globalne ocieplenie to zmiana klimatu. Przechodzimy ze świata ze spokojniejszą pogodą, w świat z pogodą szaloną i niebezpieczną. Projekcje klimatyczne interdyscyplinarnego Zespołu doradczego do spraw kryzysu klimatycznego PAN, sugerują, że: „Zmaleje liczba dni z opadem, wydłuży się czas między opadami i zwiększy się ich intensywność. Skutkiem tego, dłuższe okresy bezopadowe (lub z opadem znacznie niższym od normy) mogą być przerywane intensywnymi ulewami”
W ostatnich latach u nas dominują powodzie błyskawiczne, które potrafią szybko zalać jedną dzielnicę dużego miasta, oszczędzając inne. Zalać małe miasto, oszczędzając okoliczne tereny, wioski czy sąsiednie miasteczka, ale duże powodzie związane z chociażby niżami genueńskimi nie znikną. Ocieplający się klimat będzie niósł za sobą ryzyko jednego i drugiego.
Wielkie powodzie nie znikną
– Taki rozwój sytuacji sugeruje, że ryzyko podtopień i powodzi błyskawicznych będzie w Polsce rosło. Czy oznacza to, że możemy zapomnieć o wielkoskalowych powodziach, takich jak niedawna w Niemczech? Oczywiście, że nie. Sam fakt, że wystąpiła ona u naszych zachodnich sąsiadów, pokazuje, że ryzyko jest wciąż bardzo realne – ostrzega Abramczyk.
– Powódź była związana z wędrówką niżu tzw. Trasą Vb – dzięki której układ został zasilony ogromną ilością pary wodnej nad ciepłymi wodami północnych akwenów Morza Śródziemnego, następnie uwolnioną w postaci deszczu nad południowymi Niemcami. Wystarczyłaby niewielka zmiana w rozkładzie ośrodków atmosferycznych, a opady te moglibyśmy mieć także u siebie. Co więcej, w cieplejszym świecie „składniki” sprzyjające wzrostowi intensywności opadów są łatwiej dostępne – zatem, o ile już do takiej sytuacji dojdzie, musimy się liczyć z większym prawdopodobieństwem ekstremów – dodaje.
Wspomniana wyżej Trasa Vb, to rzadki system przemieszczania się układów barycznych nad Europą. Sprzyja temu cyrkulacja powietrza związana z tym, co dzieje się w Arktyce, w której ostatnio dominuje potężny wyż baryczny i wysokie temperatury.
Rozpad wiru polarnego i meandrujący prąd strumieniowy z powodu coraz cieplejszej Arktyki, malejącej powierzchni lodu będą sprzyjać powstawaniu wędrówce takim układom barycznym, jak niże genueńskie. To tłumaczy, dlaczego od wielu dni część Europy doświadcza intensywnych opadów deszczu. Przed nami więc dość szalona pogodowo przyszłość.
- Czytaj także: Ciągle pada? To efekt coraz cieplejszych oceanów
–
Zdjęcie tytułowe: shutterstock/Elena Rostunova