Latem tego roku miał miejsce skandal z udziałem francuskiego trenera PSG, który pozwolił sobie na żart odnośnie podróżowania samolotem. Mogliśmy się dowiedzieć także o lotach amerykańskich gwiazd showbizensu. Miliarderzy, korzystając z majątku starają się czynić swoje podróże lotnicze prywatnymi. Elon Musk próbował przekupić mężczyznę, który prowadzi konto dotyczącego jego podróży. Tymczasem najbogatsza część ludzkości generuje najwięcej emisji.
Kto bogatemu zabroni? A jednak
Bernard Arnault to jeden z najbogatszych ludzi na świecie. Majątek tego francuskiego biznesmena będącego prezesem koncernu LVMH wyceniany jest na co najmniej 150 mld dolarów. To najbogatsza osoba w Europie. Jak na bogatego przystało, prowadzi też luksusowy tryb życia, który wiąże się z dużym odciskiem węglowym. Inaczej mówiąc, taka osoba poprzez swój tryb życia przyczynia się do dużych emisji dwutlenku węgla do atmosfery. Chodzi tu właśnie o prywatne loty samolotem, co jest domeną współczesnych bogaczy. Miliarder od trzech lat latał supernowoczesnym, wartym 73 mln dolarów Bombardierem 7500, którego zasięg wynosi aż 14 tys. km. Arnault podróżował nim co najmniej raz w miesiącu, odbywając loty na inne kontynenty.
Teraz okazuje się, że Arnault został zmuszony do sprzedaży swojego prywatnego odrzutowca. Najprawdopodobniej chciał wyzbyć się presji, że jest obserwowany i piętnowany w internecie za swój ogromny ślad węglowy, jaki zostawia, latając samolotem. Przez pół roku był śledzony przez dwa konta na Twitterze: @i_fly_Bernard i @laviondebernard, które łącznie zgromadziły 100 tys. obserwujących. To nie spodobało się miliarderowi, który nie mógł zabronić tym personom na śledzenie jego stylu życia.
O swojej decyzji poinformował 17 października w radiowym wywiadzie. I co ciekawe, miliarder nie zamierza rezygnować ze swojego stylu życia. Nadal będzie to robić, tyle tylko, że z pomocą lotów czarterowych. „Rezultatem jest teraz to, że nikt nie może zobaczyć. gdzie jadę, bo korzystam z prywatnych samolotów, wynajmując je”, podział Arnault. Syn 73-letniego miliardera, Antoine Arnault, powiedział w tym samym wywiadzie, że istnieje biznesowy powód, aby zachować prywatność informacji o podróżach jego rodziny. „To nie jest zbyt dobre, że nasi konkurenci mogą wiedzieć, gdzie jesteśmy w danej chwili”, powiedział. „To może dawać pomysły [konkurentom], może też dawać tropy, wskazówki”, tłumaczył sytuację jego syn.
Elon Musk podszedł do sprawy inaczej
Elon Musk właściciel SpaceX i Tesli także pozwala sobie na częste loty prywatnym odrzutowcem, i też jest śledzony. Miliarder w 2016 roku kupił wartego 66,5 mln dolarów Gulfstreama G650ER, który jest popularny wśród wielu znanych i bogatych. Podobnie jak Arnault często odbywa loty zarówno na terenie USA, jak i inne kontynenty. Lata w celach biznesowych, jak i na wakacje z rodziną, pokonując duże dystanse. Pokonując rocznie nawet 240 tys km, wydaje na eksploatację maszyny do 700 tys. dolarów. Stać go na to.
Elon Musk tak samo jak Arnault nie był zadowolony z tego, że ktoś publikuje w internecie informacje na temat jego lotów. Podszedł jednak do sprawy inaczej, nie pozbywając się prywatnego odrzutowca. Student Jack Sweeney prowadzi od czerwca 2020 roku konto na Twitterze, na którym podaje informacje na temat lotów Elona Muska. Miliarder z RPA widząc to, zaproponował Sweeney’owi na początku tego roku 5 tys. dolarów w zamian za zamknięcie konta. Sweeney nie zgodził się, argumentując, że satysfakcja z tego co robi, jest więcej warta niż kilka tysięcy zielonych.
Tymczasem krótki rzut oka na profil, pokazuje jak ogromna jest skala lotów. 7 listopada lot z Austin w Teksasie do San Francisco w Kalifornii wygenerował 16 ton CO2. Emisje w pierwszym tygodniu miesiąca sięgają 90 ton.
Nie ma prywatności na niebie
Musk postanowił więc załatwić sprawę w inny sposób. Poprosił Sweeney’a o radę, jakich działań dokonać, by jego loty stały się anonimowe. Właściciel strony @ElonJet doradził mu, by skorzystał z usług Federalnej Administracji Lotnictwa (FAA), która w 2019 roku program ICAO. Program ten pozwala właścicielom samolotów ubiegać się o tymczasowy numer rejestracyjny samolotu. Dzięki temu Musk mógłby latać anonimowo. Wygląda na to, że nic z tego nie wyszło, i nadal cały świat może dowiedzieć się, gdzie Elon Musk lata i na jakie dystanse. „Te programy ograniczające prywatność są skuteczne dla operacji w czasie rzeczywistym, ale nie gwarantują całkowitej prywatności”, oznajmił rzecznik FAA.
Program ICAO zwany też PIA pozwala właścicielom samolotów na zmianę numeru rejestracyjnego co 60 dni. Sweeney zauważył jednak, że może to być pracochłonny proces. Christian Renneissen, menedżer Collins Aerospace ds. łączności w lotnictwie, powiedział wcześniej w publikacji branżowej AV Buyer, że choć program PIA jest w zasadzie darmowy, to jest kłopotliwy ze względu na znaczną ilość formalności. Na niebie jednak nic się nie ukryje. Numer rejestracyjny incognito nie przeszkadza Sweeneyowi w śledzeniu prywatnego odrzutowca Muska przez aplikację ADS-B Exchange. Ta internetowa aplikacja, to publiczna baza danych do śledzeniu lotów na całym świecie w czasie rzeczywistym. Odrzutowce, które latają z tymczasowym numerem identyfikacyjnym, można łatwo znaleźć na stronie ADS-B Exchange. Dzięki temu Sweeney jest w stanie zidentyfikować, że ta jednostka należy do Muska, że danego dnia leciał bez znaku wywoławczego, bez numeru ogona, ale miał oznaczenie „PIA”.
Wielki wpływ na klimat
Raport przedstawiony przez Wolrd Inequality Lab, instytucję zajmującą się badaniem nierówności społecznych na świecie, pokazuje dość przygnębiające dane. 10 proc. ludzi na świecie, czyli około 770 mln najlepiej usytuowanych odpowiada za połowę światowych emisji CO2. Z kolei 1 proc. najbogatszych ludzi na świecie, który zarabiają ponad 109 tys. dolarów rocznie, stanowią najszybciej rosnące źródło emisji CO2.
Przeciętny mieszkaniec Europy emituje rocznie około 8 ton CO2 do atmosfery. Przeciętny mieszkaniec Afryki poniżej 2 ton, wielu tylko jedną tonę, a nawet jeszcze mniej. Tymczasem są ludzie, którzy emitują nie dziesiątki, a setki, a nawet tysiące ton CO2 rocznie. Jak pokazuje powyższe zestawienie, największym źródłem emisji nie są samoloty, a potężne luksusowe jachty. Prym wiedzie dobrze nam znany Roman Abramowicz. Taki jacht może emitować nawet 1500 razy więcej CO2 niż przeciętny samochód osobowy. Jednak chyba żaden z nich nie przejmuje się tym faktem. I nie ma tu możliwości prawnych, by im to w jakikolwiek sposób zabronić.
–
Zdjęcie: Giovani Love/Shutterstock