To jedna z najpotężniejszych powodzi w historii Europy, napędzana dodatkowo zmianami klimatycznymi. Ogromne ilości deszczu spadły od Słowenii przez Austrię, aż po nasz kraj. Wielka woda przyniosła ofiary w całej środkowej części Starego Kontynentu.
Wszystko zaczęło się 12 września, gdy nad Zatoką Genueńską uformował się ośrodek niskiego ciśnienia. To tak zwany niż genueński, niezwykle groźne zjawisko pogodowe. Groźne, bo układ ten formuje się nad zwykle bardzo ciepłymi wodami Morza Śródziemnego.
Na skutek zderzania się z zimnymi masami powietrza z północy, do atmosfery dostają się ogromne ilości wody. Zimno sprawia, że z ciepłych wód śródziemnomorskiego akwenu zaczyna się intensywne parowanie. Dzieje się tak przy powstawaniu każdego układu niżowego na Ziemi. To jak silne jest to zjawisko, zależy od temperatury wody i różnicy temperatur woda – atmosfera.
Śmiertelny niż genueński Boris
To z tego powodu w wielu częściach Europy Środkowej doszło do jednej z najgorszych w historii powodzi. Kataklizm dotknął Słowenię, Rumunię, Austrię, Węgry, Słowację, Czechy i Polskę, a w niewielkim stopniu także Niemcy. Wielkie opady spowodowały ogromne zniszczenia, a także przyniosły za sobą śmierć. Wiemy, że w Polsce zginęło 5 osób, w Czechach co najmniej jedna, w Austrii 3 osoby. W Rumunii także zginęło 6 osób. Na razie mowa jest o tym, że niż genueński zabił co najmniej 15 osób. Te statystyki się niestety mogą zmienić, wiele osób uznaje się za zaginionych.
Dodajmy, że to stało się w rozwiniętej części świata, która ma sprawny system wczesnego ostrzegania i rozwiniętą infrastrukturę. Gdyby trafiło na mniej rozwinięte rejony, sytuacja byłaby jeszcze gorsza. „Nie ma powodu, aby czekać”, powiedział burmistrz Tomas Navrátil w czeskiej rozgłośni radiowej publicznemu. Powiedział, że sytuacja jest gorsza niż podczas ostatnich niszczycielskich powodzi w 1997 roku, znanych jako „powódź stulecia”.
- Czytaj także: W 1997 r. wielka woda zalała Dolny Śląsk. Czy „powódź tysiąclecia” to prawidłowe określenie?
W Czechach sumy opadów jak od cyklonu tropikalnego
Słowom czeskiego burmistrza nie ma się co dziwić, bo jedna ze stacji meteo w Czechach zanotowała czterodniową sumę opadów wynoszącą… ponad 460 mm, czyli 460 litrów na m2. Taka ilość deszcz odpowiada ponad półrocznej sumie opadów dla tego regionu. Są to wartości typowe dla cyklonów tropikalnych, przynoszących powodzie na południu USA czy w Chinach.
Dodajmy, że przez wiele godzin opady obejmowały praktycznie 100 proc. powierzchni tego niewielkiego kraju. To właśnie tam sytuacja jest najgorsza. Ponad 10 tys. osób musiało zostać ewakuowanych tylko w jednym z niewielkich miast. Co najmniej 260 tys. straciło dostęp do energii elektrycznej. W stolicy ustawiono bariery przeciwpowodziowe, aby powstrzymać potencjalny przypływ Wełtawy. System obejmuje stałe i mobilne bariery oraz zawory bezpieczeństwa w sieci kanalizacyjnej. Został on zainstalowany po tym, jak miasto zostało dotknięte katastrofalną powodzią w 2002 roku, co wówczas uznano za jedną z najdroższych katastrof związanych z pogodą w historii miasta.
Nie wszystko jednak państwo jest w stanie zabezpieczyć. W przypadku takiej katastrofy ludzie sami muszą działać. Przykładowo we wsi Velke Hostice mieszkańcy sami ułożyli mur z worków z piaskiem o długości 500 m, próbując powstrzymać wzbierające wody Opawy. „Jeśli nie powstrzymamy fali, zaleje ona dolną część wsi” – powiedział dla AFP miejscowy myśliwy, Jaroslav Lexa.
Von der Leyen: UE jest gotowa udzielić wsparcia
Głos odnośnie do tej pogodowej tragedii zabrała przewodnicząca Komisji Europejskiej, Ursula von der Leyen.
– Serdeczna solidarność ze wszystkimi dotkniętymi niszczycielskimi powodziami w Austrii, Czechach, na Węgrzech, w Polsce, Rumunii i na Słowacji. Moje myśli są z ofiarami i ich rodzinami. Dziękuję wszystkim, którzy pomagają za ich niestrudzoną pracę. UE jest gotowa udzielić wsparcia – napisała na swoim profilu społecznościowym.
Niż genueński Boris nie tylko dokonał fizycznych zniszczeń, które widzimy teraz na ekranach telewizora. Zdarzenie to może wpłynąć nawet na PKB krajów, które dotknął. Powódź wpłynęła na przemysł i handel detaliczny w Europie Środkowej, także w Polsce. Wiele fabryk i sklepów zostało zmuszonych do zaprzestania swojej działalności. Przestały być przejezdne drogi, szacowane są straty. Wiele sklepów zostało zalanych, towary zostały zniszczone. Jeden z największych producentów koksu odlewniczego w Europie, OKK Koksovny w Czechach, wstrzymał produkcję swoich materiałów, choć jest w stanie utrzymywać działanie maszyn. Nagłe i długotrwale wyłączenie tych urządzeń mogłoby spowodować ich uszkodzenie.
– Woda zaczęła się podnosić i musi dojść do naruszenia zapór przeciwpowodziowych. Jesteśmy bez prądu i ogrzewamy nasze baterie gazem koksowniczym, utrzymując je na technologicznym minimum – poinformował rzecznik zakładu.
Jedna z czeskich elektrowni musiała zaprzestać swojej pracy.
Wpływ globalnego ocieplenia
Nie wiemy, jak bardzo do tego wszystkiego rękę przyłożyło globalne ocieplenie, jednak wiemy, że przyłożyło na pewno. – Wzmożone opady powodujące powodzie w Europie Środkowej przypisujemy głównie zmianom klimatu wywołanym przez człowieka, a naturalna zmienność klimatu prawdopodobnie odegrała tu niewielką rolę – czytamy w jednym z pierwszych opracowań naukowych przygotowanych przez zespół ekspertów z ClimaMeter.
– Nie możemy powiedzieć, że ona [katastrofa – przyp. red.] jest zaskoczeniem z tego powodu, że już od lat wiedząc o skutkach postępującej antropogenicznej zmiany klimatu, mówimy i ostrzegamy. Wiemy, że postępujące globalne ocieplenie będzie przynosiło ze sobą coraz więcej właśnie opadów, które mogą być albo nawalne lokalnie […], albo mogą się zdarzyć takie sytuacje jak teraz – powiedział na antenie TVN 24, prof. Szymon Malinowski.
Ta powódź nastąpiła po najgorętszym w historii Europy lecie i gorącym poszczęku września. Także po tym, jak wody Morza Śródziemnego odnotowały rekordowo wysokie temperatury, o czym już ostatnio pisaliśmy.
Cieplejsza woda i ostre starcie mas powietrza
Cieplejsza atmosfera związana z antropogenicznym globalnym ociepleniem przekłada się na intensywniejsze opady deszczu. Ciepła woda i ciepła atmosfera oznacza, że w powietrzu noże znaleźć się więcej wody, która prędzej czy później gdzieś spadnie. Gdy powierzchnia morza się ociepla, to samo dzieje się z powietrzem nad nią. Przez to woda jest przenoszona na duże wysokości, w większej ilości niż wcześniej.
Resztę zrobiła tak zwana Trasa Vb. Do sprawy odniósł się znany brytyjski meteorolog, Scott Duncan.
Jak uważa, niż genueński Boris wykorzystał zimne powietrze, które niesione było z Arktyki przez Atlantyk. Podobnego zdania jest inny naukowiec, Nahel Belgherze z Copernicus Climate Change Service.
– Potężne opady deszczu są coraz bardziej prawdopodobne dla części Europy Środkowej w ciągu najbliższych kilku dni. Powód: wolno poruszający się niż górny napędzany anomalnie ciepłymi wodami Morza Śródziemnego. Jeśli cokolwiek z tego się potwierdzi, prawdopodobna jest katastrofalna powódź – napisał 10 września Nahel Belgherze na portalu X.
Nie ulega wątpliwości, że przyszłość będzie niosła takie zdarzenia, jak to. To nowa rzeczywistość klimatyczna. Sprawdzają się przewidywania klimatologów sprzed kilkunastu lat, którzy mówili, jak będzie wyglądał klimat Europy w świecie cieplejszym o ponad 1 st. C
–
Zdjęcie tytułowe: shutterstock/katuSka