Nowy minister środowiska Francji Nicola Hulot zapowiedział właśnie, że rząd chce, by od 2040 roku obowiązywał w tym kraju zakaz sprzedaży samochodów napędzanych silnikami benzynowymi i diesla. Taka zapowiedź w kraju, który jest jednym z największych światowych producentów aut, zapowiada prawdziwą rewolucję. Tak też się o tym mówi.
To część większego planu, który ma pozwolić, by ślad węglowy Francji był w 2050 roku neutralny.
Jednocześnie zaprezentowano mniejszy, pięcioletni plan transformacji energetycznej, który ma pozwolić osiągnąć cele zakładane w paryskim porozumieniu klimatycznym. Zgodnie z nim do 2022 roku Francja ma przestać używać węgla do produkcji energii elektrycznej. 4 mld euro inwestycji mają też pomóc zwiększyć efektywność energetyczną i zmienić skład miksu źródeł energii, w którym udział elektrowni jądrowych ma spaść z 75 do 50 proc. Inne zamierzenia dotyczą między innymi ograniczenia importu towarów, które są uprawiane w sposób wpływający na wylesianie.
Wracając jednak do samochodów. Minister Hulot zapowiedział, że biedniejsi mieszkańcy kraju będą mogli liczyć na pomoc w wymianie pojazdów na nowe, „czystsze” alternatywy. Ma to także stanowić pomoc dla francuskich producentów, którzy będą musieli dostosować się do zmiany rynku. Zapewni im bowiem popyt na nowe modele. – Nasi producenci mają dość idei w swoich szufladach, które mogą wykorzystać, by dało się zrealizować tę obietnicę, która jest także sprawą ważną dla zdrowia publicznego – mówił i podkreślał, że jest to metoda na walkę z zanieczyszczeniem powietrza.
Francja nie jest jedynym krajem, który zapowiedział odejście od silników spalinowych – wcześniej zrobiła to Norwegia, a zapowiedzi pojawiły się też w Holandii i Niemczech. Jednak połączenie jej roli ogromnego producenta samochodów oraz zdecydowania deklaracji, powoduje, że ta jest brana bardzo poważnie. Zdaniem komentatorów, którzy wskazują, że zbiegła się ona w czasie z zapowiedziami Volvo, które ogłosiło właśnie, że od 2019 roku będzie produkowało jedynie samochody elektryczne i hybrydy, jest to także ważny sygnał zapowiadający zmiany i podobne rewolucje w innych krajach.
Do tego niewiele jest miejsc – pisze Feargus O’Sullivan z „The Atlantic” i CityLab – które położyły pod nadchodzącą zmianę tak mocne fundamenty jak Paryż, „gdzie nowe ograniczające ruch i anty-dieslowskie polityki zmuszają ludzi do przemyślenia ich relacji z samochodami. Ta radykalnie inna wizja przyszłości dla samochodów z pewnością niektórych niepokoi, ale być może Paryż wie, jak oswoić z nią ludzi”. – To dlatego, że właśnie teraz Paryż jest zaangażowany w ofensywę, która ma pokazać ludziom korzyści z pozbawionych samochodów ulic. Nieoficjalny plan jest taki, by pokazać ludziom, jak bardzo pokochają ulice, które nie są zastawione autami – dodaje i wskazuje, jak rozwija się program „Paryż Oddycha”, którego elementem jest wyznaczanie coraz większej liczby stref, które w niedziele są zamykane dla ruchu.
Fot. ilirjan rrumbullaku/Flickr.