Tzw. górne spalanie jest prezentowane jako prosta i tania metoda, której promocja mogłaby pozwolić na poradzenie sobie z problemem polskiego smogu. Chcąc sprawdzić, czy tak rzeczywiście jest, Krakowski Alarm Smogowy zlecił Instytutowi Chemicznej Przeróbki Węgla badania potencjału promowanej metody. Najważniejszy wniosek jest taki: górne spalanie nie uwolni nas od smogu. Może za to być niebezpieczne dla tych, którzy zdecydują się je stosować.
– Widząc, że przybywa gmin, w których promuje się tzw. górne spalanie, postanowiliśmy sprawdzić, czy ma to uzasadnienie w efektach, które przynosi stosowanie tej metody. Dlatego zdecydowaliśmy się, by sprawdzić to we współpracy z naukowcami z IChPW. Wyniki badań nie są optymistyczne. Górne spalanie jest metodą nieprzewidywalną i może być niebezpieczne. Z jednej strony dlatego, że często wzrastają emisje rakotwórczego benzo(a)pirenu. Ale nie tylko. Naukowcy z IChPW potwierdzili także, że w czasie spalania gwałtownie rosną temperatury w kotle, co zwiększa ryzyko awarii, rozszczelnienia, a nawet wybuchu kotła. – mówi Anna Dworakowska z Polskiego Alarmu Smogowego.
Badania przeprowadzone w Laboratorium Technologii Spalania i Energetyki, miały na celu przede wszystkim sprawdzenie, jaka jest emisja zanieczyszczeń z tradycyjnych kotłów przy stosowaniu metody palenia od góry oraz czy jest wystarczająco niska aby metodę tę uznać za skuteczne narzędzie do walki z zanieczyszczeniem powietrza. Pracownicy Instytutu Chemicznej Przeróbki Węgla w Zabrzu pracowali pod kierunkiem dr inż. Katarzyny Matuszek. Zespół przeprowadził szereg prób porównawczych przy zastosowaniu różnych kotłów i paliw.
Wyniki osiągnięte w ich trakcie wskazują, że przy zastosowaniu palenia od góry emisja pyłów bywa – choć nie jest tak zawsze, bo metoda jest nieprzewidywalna i w zasadzie każda próba przynosiła inne wyniki – niższa niż kiedy piec rozpala się tradycyjnie. Jednak nawet w próbach podczas których osiągnięto najlepsze rezultaty, były one kilku do kilkunastu razy wyższe niż w nowoczesnych piecach spełniających wymogi klasy 5 czy unijne normy „Ekoprojektu” i pozostawały na poziomie kotłów bezklasowych, tzw. kopciuchów. Zmieniały się jednak nie tylko poziomy emisji pyłów do atmosfery. Znaczące różnice dostrzeżono w poziomach emisji bardzo szkodliwego dla zdrowia, rakotwórczego benzo(a)pirenu. Te wzrastały nawet kilkukrotnie. Na przykład w czasie próby z drewnem prowadzonej w kotle komorowym emisja benzo(a)pirenu wzrosła 20-krotnie. Z 26 ug/m3 przy rozpalaniu „od dołu” do 525 ug/m3 przy rozpalaniu od góry. Na ogół nie było aż tak źle, jednak emisje powstające w czasie spalania węgla tą metodą okazały się być całkowicie nieprzewidywalne.
Podkreśla to dr inż. Katarzyna Matuszek z IChPW. – Przede wszystkim metoda rozpalania od góry jest nieprzewidywalna. Może być niebezpieczna. W wielu urządzeniach nie da się jej stosować. A warto zwrócić uwagę także na to, że były próby, w których zwiększała się ilość innych zanieczyszczeń, które wydostawały się z kotła – mówi.
– W każdej z przeprowadzonych prób emisje z kotłów rozpalanych od góry były wielokrotnie wyższe niż z kotłów klasy 5, a nawet najniższej klasy 3. Niestety nadal pozostawały one na poziomie pozaklasowego kotła zasypowego, potocznie zwanego kopciuchem – dodaje Anna Dworakowska z Polskiego Alarmu Smogowego.
TUTAJ można pobrać skrót raportu z badań.
A TUTAJ prezentację, która przedstawia ich wyniki.
Źródło: informacja prasowa KAS.
Fot. bartb_pt/Flickr.