Zakończył się szczyt, na którym spotkali się przywódcy czołowych gospodarek świata. Tegoroczne wydarzenie było wyjątkowe z kilku względów. Agendę zdominował temat szczepień, działań Rosji, zmian klimatu i zielonej transformacji. Ale kilka dni po jego zakończeniu światowe media wskazują na jeszcze jedną kwestię.
Czarter Johnsona na szczyt G7
Jedno z najważniejszych spotkań światowych liderów odbyło się w hrabstwie Kornwalii. To najbardziej wysunięta na południe część Wielkiej Brytanii. Gospodarz szczytu G7 – premier Boris Johnson miał do pokonania dystans około 400 kilometrów. Z Londynu, w którym na co dzień urzęduje można do Kornwalii dotrzeć autostradą.
Na zielony szczyt, w dobie krytycznych zmian klimatu i w drodze na środowiskowe debaty, można było pokusić się nawet o podróż koleją. Pociągi z Londynu wyjeżdżają co godzinę, a trasa zajmuje mniej niż pięć godzin. Jeżeli bilet kupimy wcześniej, koszt podróży może wynieść zaledwie 15 funtów (ok. 80 złotych). Dla premiera Wielkiej Brytanii było to jednak zbyt duże wyzwanie.
Konkretne wyliczenia
W związku z tym Johnson znalazł się w ogniu słusznej krytyki. Co więcej sam zdaje się nie widzieć problemu. Publiczna brytyjska telewizja BBC postanowiła przeanalizować podróż premiera na zielony szczyt. Z tej analizy dowiadujemy się, że podróż pociągiem na trasie Londyn-Kornwalia to emisja około 14 kg CO2 na pasażera. Lot Airbusem A321 na tej samej trasie to emisja rzędu niemal 100 kg CO2 na pasażera.
Reakcje Brytyjczyków
Kontrowersyjna podróż Johnsona wywołała szerokie reakcje wśród brytyjskiej opinii publicznej.
Czytaj także: Kraje G7 wciąż inwestują więcej w paliwa kopalne
Zdjęcie tytułowe: https://www.g7uk.org/