Holenderski rząd przymierza się do budowy nawet dziesięciu reaktorów jądrowych. Politycy podkreślają, że bez energetyki jądrowej Holandia nie poradzi sobie z redukcją emisji gazów cieplarnianych. Plany wywołały gwałtowną reakcję władz graniczącego z Holandią niemieckiego landu Dolna Saksonia.
Holenderska energetyka opiera się dziś głównie na paliwach kopalnych – przede wszystkim na gazie ziemnym, w mniejszym stopniu na węglu. W maju 2018 rząd holenderski zapowiedział, że dwie z pięciu obecnie działających w Holandii elektrowni węglowych zostaną zamknięte do 2025, a pozostałe trzy – do 2030 roku.
Udział źródeł niskoemisyjnych (słońca, wiatru i energii jądrowej) jest wciąż mały.
Dlatego w Holandii „ślad węglowy” energetyki – średnia ilość CO2 emitowana przy produkcji megawatogodziny energii elektrycznej – jest ciągle bardzo duży.
Czytaj także: Francuska Akademia Nauk: zamykanie elektrowni jądrowych nie ma sensu
(Dane na temat chwilowego śladu węglowego energetyki w różnych krajach można znaleźć na stronie electricitymap.org)
„Nie chcę zależności od rosyjskiego gazu”
Obecnie w Holandii działa tylko jedna elektrownia jądrowa – Borssele – o mocy 485MW. Jednak Holendrzy mają zamiar przeprowadzić konsultacje dotyczące budowy nawet 10 nowych reaktorów jądrowych.
Analiza zlecona przez holenderskie ministerstwo gospodarki wykazała bowiem, że w rzeczywistości energia „z atomu” nie będzie wcale droższa niż energia produkowana z wiatru lub słońca. Rząd holenderski chce też umożliwić finansowanie budowy elektrowni jądrowych z państwowych pieniędzy.
Mark Harbers, poseł współrządzącej Holandią Partii Ludowej na rzecz Wolności i Demokracji (VVD) powiedział niedawno:
Nie będziemy w stanie osiągnąć naszych celów klimatycznych na rok 2050 wyłącznie za pomocą energii wiatru i słońca. Nie chcę nieuporządkowanego krajobrazu usianego wiatrakami i farmami fotowoltaicznymi. I nie chcę zależności od rosyjskiego gazu. Musimy zacząć już, by móc uruchomić elektrownię jądrową po 2030 roku. Energia jądrowa jest nam po prostu bardzo potrzebna.
Nie musimy zgadzać się z poglądami Harbersa na estetykę krajobrazu. W sytuacji ostrego kryzysu klimatycznego produkcja energii ze źródeł niskoemisyjnych powinna być absolutnym priorytetem, kwestie estetyczne są w najlepszym wypadku drugorzędne.
Trudno jednak odmówić jego stanowisku racjonalności – i to nie tylko, jeśli chodzi o kwestię uzależnienia od rosyjskiego gazu. Stawianie nowych elektrowni wiatrowych na lądzie w przypadku tak gęsto zaludnionego i mocno zurbanizowanego kraju jak Holandia jest dość problematyczne. Nie jest to też najlepsze miejsce na rozwijanie fotowoltaiki.
Holendrzy nie zaniedbują jednak odnawialnych źródeł energii. Mają jeden z najbardziej ambitnych na świecie programów rozwoju energetyki wiatrowej na morzu – do 2030 zamierzają wybudować prawie 12 GW morskich farm wiatrowych. Rozważają też użycie wytwarzanej przez nie energii elektrycznej do produkcji wodoru, który byłby przesyłany na ląd rurociągami.
Czytaj także: Rząd przyjął aktualizację programu polityki jądrowej. Pierwsza elektrownia atomowa ma ruszyć w 2033 r
Ostra reakcja niemieckich polityków
Plany holenderskiego rządu wywołały gwałtowną, negatywną reakcję polityków graniczącego z Holandią niemieckiego landu Dolna Saksonia (niem. Niedersachsen).
Minister środowiska Dolnej Saksonii, Olaf Lies (SPD) zapowiedział, że „zrobi wszystko, co w jego mocy” by powstrzymać Holandię przed rozwojem energetyki jądrowej.
Lies oświadczył, że został zaskoczony decyzją Holendrów i nazwał ją „wielkim krokiem wstecz”. Stwierdził też, że produkowanie większej ilości odpadów jądrowych jest „nieodpowiedzialne”.
Z kolei członkowie partii Zielonych zasiadający w parlamencie Dolnej Saksonii zapowiedzieli że będą działać razem z siostrzaną holenderską Zieloną Lewicą (niderl. GroenLinks), aby powstrzymać „ekonomiczny i ekologiczny obłęd”, jakim według nich jest budowa nowych bloków jądrowych.
Zdjęcie: Jedyna holenderska elektrownia jądrowa/Dafinchi/Shutterstock