Południowa Azja zmaga się w tym roku z rekordowymi upałami. Sytuacja jest szczególnie trudna w Indiach, gdyż problem tam stanowi przeludnienie. To kolejny czynnik, który jest mocno związany z ocieplającym się klimatem.
Gorąca perspektywa dla Indii
Indyjski Departament Meteo wydał raport mówiący o tym, że do 2060 roku fale upałów wydłużą się średnio od 12 do 18 dni w roku. Indie definiują falę upałów, jako sytuację, kiedy temperatura przekracza 40°C i jest 4,5°C wyższa od normy wieloletniej. Silna, niebezpieczna fala upałów, według tamtejszych służb meteo, to stan, kiedy temperatura przekracza wartość 40°C i jest 6,5°C wyższa od średniej.
„Fala upałów to okres nienormalnie gorącej pogody, trwający zwykle kilka dni, który stanowi zagrożenie dla życia, zakłóca infrastrukturę i podróżowanie oraz może znacząco wpłynąć na zatrudnienie i plony w sektorze rolnym krajów takich jak Indie. Globalny wzrost temperatur, spowodowanych przez człowieka zmianami klimatycznymi oznacza, że fale upałów występują na cieplejszym tle, a zatem są częstsze i ekstremalne”, powiedział Kieran Hunt, klimatolog z brytyjskiego Uniwersytetu w Reading, podkreślając przy tym, że El Niño może sytuację pogorszyć. A jak wiemy z ostatnich informacji, dodatnia faza ENSO zbliża się wielkimi krokami. Aktualnie odchylenie w tropikalnej części Pacyfiku wynosi 0,3°C powyżej średniej i szybką tendencję wzrostową.
Przyszłość Indii i nie tylko tego kraju oddaje „Ministerstwo dla Przyszłości” powieść Kima Stanley’a Robinsona. „Niebo płonie jak bomba atomowa, jego ciepło to uderzenie w twarz, oczy pieką, a wszystko było brązowe, beżowe i lśniąco nieznośnie białe. Woda nie pomaga, bo jest gorąca jak kąpiel… gorsza niż powietrze. Ludzie umierają szybciej niż kiedykolwiek”, pisze w swojej książce Robinson.
Indie: fala upałów daje się we znaki
W ostatnich latach kraj nawiedzają dotkliwe fale upałów. Ubiegły rok był bardzo ciężki. W maju temperatury wzrosły prawie do 50oC. Wcześniejsze miesiące także były niezwykle ciepłe z temperaturami przekraczającymi 40oC. Oficjalnie zmarło co najmniej 90 osób. Faktyczna liczba zgonów była z pewnością większa. Obecny sezon upałów wciąż trwa i zakończyć się powinien pod koniec maja, wraz z nadejściem monsunu. Przynajmniej teoretycznie. Na razie warto podkreślić, że już do tej pory jest bardzo źle. Indie doświadczyły w tym roku najgorętszego w historii pomiarów lutego. Pomiary tego prowadzone są od 122 lat. W północno-zachodniej części kraju temperatury były 3,4oC wyższe od normy. Upały już poniosły za sobą śmierć. Np. w Navi Mumbai nad Oceanem Indyjskim w wyniku udaru cieplnego zmarło 13 osób. Szacuje się, że w ciągu ostatnich 50 lat upały przyczyniły się do śmierci ponad 17 tys. osób. Jednak te liczby mogą być znacznie większe.
Silne fale upałów w ostatnich dniach i tygodniach nie ograniczały się tylko do Indii. Tajlandia w kwietniu tego roku odnotowała rekordowe 45,4oC. Premier Tajlandii Prayut Chan-o-cha wyraził zaniepokojenie „niebezpiecznie wysokimi temperaturami w różnych częściach Tajlandii”. Władze spodziewały się, że przekroczenia 50oC. Choć kraj ten co roku doświadcza wielotygodniowych fal upałów, to tegoroczne temperatury były niezwykle wysokie. Poprzedni rekord dla Tajlandii miał miejsce w 2016 roku, temperatura wyniosła wtedy 44,6oC. Niezwykle gorąco było też Myanmarze (Birma) gdzie zanotowano 44oC. Także Chiny doświadczyły wysokich temperatur. W dużej części kraju temperatury przekroczyły 30oC, sięgają nawet 38,2oC, co w kwietniu nie powinno mieć miejsca.
Problem przeludnienia
Opisując powyższą sytuację w Indiach, należy zwrócić uwagę na problem przeludnienia tego kraju. To dość ważna kwestia, jeśli połączy się ją z pełzającym i nasilającym się stopniowo kryzysem wodnym. Przez lata Indie były drugim najludniejszym państwem świata, ale to się zmienia. Chiny, w których w wyniku działania polityki jednego dziecka liczba ludności przestaje już rosnąć, oddają pozycję lidera w tej kwestii. Utrzymanie prawie 1,5 mld ludzi na Półwyspie Dekan może okazać się bardzo trudne.
Idący w z nim parze kryzys wodny
Według niedawno przedstawionego raportu przez rządowy think tank NITI Aayog, wielu Hindusów boryka się z wysokim lub ekstremalnym stresem wodnym. Zależność Indii od coraz bardziej nieregularnych monsunów w zakresie zapotrzebowania na wodę zwiększa to wyzwanie.
Globalne ocieplenie ten problem pogorszy. Według rządowych danych wciąż połowa ludności wiejskiej nie ma dostępu do wody z kranu. A to dramat, szczególnie dla kobiet, które muszą zapewniać wodę pitną dla domu, podczas gdy mężczyźni pracują w polu. A sytuację tutaj pogarszają właśnie upały. „Latem upał jest tak duży, że wiele z nas zemdlało podczas czerpania wody”, wyznała Chaya Badushi z Kerawadi – wioski oddalonej o 190 km od Bombaju – finansowej stolicy Indii. „Mnie ciągle boli głowa, plecy, bolą mnie ręce z powodu noszenia wody. Gorzej jest z seniorami, takimi jak moja teściowa, która ma ponad 60 lat i musi zmagać się wraz ze mną, aby zdobyć wodę.”
Rolnicy zależni od lodowców
Z jednej strony, to i owszem problem cywilizacyjny. Niestety, to też efekt zmian klimatycznych, który kryzys wodny będzie pogarszać. Według raportu sporządzonego przez NITI Aayog, 74 proc. obszarów, na których uprawia się pszenicę, będzie doświadczać znacznego niedoboru wody do 2030 roku. W przypadku ryżowisk będzie to 65 proc. terenów. Za tym właśnie będą stać upały i brak opadów. Potem dojdzie problem z lodowcami. Początkowe te będą dostarczać wody aż zanadto, prowadząc do lokalnych powodzi, jak w przypadku Pakistanu w zeszłym roku. Później jednak zacznie się poważny kryzys wodny, gdyż lodowce będą dostarczać za mało wody. Blisko 130 mln rolników w Indiach sezonowo nawadnia swoje pola dzięki wodzie lodowcowej.
Co się więc stanie, jeśli tej wody zacznie brakować, a monsun będzie za słaby? Niedobory żywności, energii i wody pitnej będą odczuwalne w megamiastach, takich jak Delhi, Lahore i Kalkuta, przy jednoczesnym zaostrzeniu migracji z obszarów wiejskich. Oczywiście nie musimy się tym przejmować. Nie mieszkamy tam, ale oni mogą zamieszkać u nas…
Fala upałów nie jest jedynym problemem, przed którym stoją Indie
Rosnąca populacja w Indiach, ale też i w innych krajach, to problem mający duży związek z globalnym ociepleniem. Według Papulation Matter – organizacji charytatywnej z Wielkiej Brytanii, każda dodatkowa osoba oznacza dodatkowe emisje CO2. Nie ma tu znaczenia, czy ktoś jest bogaty czy biedny – każdy zostawia jakiś ślad węglowy. Pozornie niewinne wypalanie pól w prymitywnej, żarowej gospodarce afrykańskich państw, to też dodatkowe emisje. Różnica jest tylko taka, że biedni emitują mniej. Jednocześnie mamy do czynienia ze zwiększoną liczbą ludzkich dramatów, jak wyżej wspomnianej Chaya Badushi.
Biorąc pod uwagę wysiłki na rzecz odejścia od paliw kopalnych, rozwój technologii, to problem jest do rozwiązania. Ale warto pochylić się także nad samą liczbą ludności i trendami z tym związanymi. Cechą takich państw jak Indie jest wysoka dzietność, a jednocześnie wysoki poziom ubóstwa. Szacuje się, że finansowanie odpowiedniego i racjonalnego planowania rodziny i edukacji dziewcząt może pozwolić na uniknięcie dodatkowych 85 mld ton CO2 w do 2050 roku. To tak, jakby do połowy tego wieku wyłączyć 22 tys. średniej wielkości elektrowni węglowych. Oczywiście działania te w wielu państwach należałoby podjąć już teraz, co nie jest prostym zadaniem. Szczególnie że duże rodziny, to często element narzucanej od wieków kultury.
„Szanowanie godności kobiet i dzieci poprzez planowanie rodziny nie polega na tym, że rządy zmuszają do obniżenia lub podwyższania wskaźnika urodzeń. Nie chodzi też o to, by ci w bogatych krajach, gdzie emisja jest najwyższa, mówili ludziom gdzie indziej, by przestali mieć dzieci. Kiedy planowanie rodziny koncentruje się na zapewnieniu opieki zdrowotnej i zaspokajaniu potrzeb wyrażonych przez kobiety, rezultatem jest upodmiotowienie, równość i dobre samopoczucie; korzyści dla planety są skutkami ubocznymi”, to fragment książki „Najbardziej kompleksowy plan, jaki kiedykolwiek zaproponowano, by odwrócić globalne ocieplenie”.