W niedawno opublikowanym tekście Ludomir Duda i Marcin Popkiewicz proponują receptę na problem fatalnej jakości powietrza w Polsce. Ma nią być zakrojona na szeroką skalę „głęboka termomodernizacja”, zarówno budynków mieszkalnych, jak i budynków użyteczności publicznej, w szczególności placówek oświatowych.
Przez „głęboką termomodernizację” (GT) Duda i Popkiewicz rozumieją doprowadzenie budynku do standardu domu energooszczędnego – zmniejszenie zużycia energii do poziomu poniżej 40 kWh/m2/rok.
Autorzy nie wspominają o tym wprost, gdyż jest to oczywiste: w parze z GT musi iść także wymiana dotychczas używanych urządzeń grzewczych – najczęściej kotłów na paliwa stałe. Jeśli dobrze rozumiem, według Dudy i Popkiewicza mają one być zastępowane przede wszystkim przez pompy ciepła.
Bo choć w tekście nie ma bezpośrednich odniesień do konkretnych urządzeń, można domyślać się że przez „elektryfikację ogrzewania” autorzy rozumieją w praktyce właśnie zastosowanie pomp ciepła oraz wentylacji z odzyskiem energii cieplnej. Faktycznie, tego typu rozwiązania prowadzą do „zerowego poziomu emisji” szkodliwych dla zdrowia zanieczyszczeń. Przynajmniej lokalnie, bo elektrownie węglowe – z których wciąż pochodzi w Polsce większość energii elektrycznej – też emitują różne zanieczyszczenia.
Co jest tu nowego?
O tym, że niska efektywność energetyczna budynków jest w Polsce jedną z kluczowych przyczyn niskiej jakości powietrza, nie trzeba chyba nikogo przekonywać – zainteresowanych odsyłam do raportów Instytutu Ekonomii Środowiska.
Nikt rozsądny nie będzie też raczej twierdził, że termomodernizacja polskich domów nie jest w walce z smogiem potrzebna. Poprawa efektywności energetycznej budynków, nawet bez wymiany źródła ciepła, prowadzi nie tylko do zmniejszenia emisji substancji szkodliwych dla zdrowia, ale też do zmniejszenia emisji gazów cieplarnianych. A przede wszystkim prowadzi do znacznego obniżenie kosztów ogrzewania i zwiększenia komfortu życia. Jest więc najlepszym instrumentem do walki z ubóstwem energetycznym.
Od dawna wiadomo również, że ze względu na wysokie koszty ocieplenia typowego budynku jednorodzinnego niezbędne są instrumenty finansowe. Takie jak choćby niskooprocentowane, gwarantowane kredyty czy ulgi podatkowe, mające na celu wspieranie procesu termomodernizacji.
Duda i Popkiewicz kładą jednak wyjątkowy, szczególny nacisk na termomodernizację i to nie byle jaką, a wymiana źródła ciepła jest dla Nich działaniem wtórym.
Szeroka, dalekowzroczna perspektywa
Warto się na chwilę zatrzymać, i docenić to, że Duda i Popkiewicz mają odwagę spojrzenia poza horyzont kilku lat, jaki ogranicza myślenie większość z nas (a na pewno większości polskich polityków). Pytają, co będzie za jedną, dwie, trzy dekady? Za pół wieku? (Odnoszę się tu nie tylko do omawianego w tym miejscu tekstu obu Autorów, ale także np. do „Rewolucji Energetycznej” Popkiewicza.)
Jest to tym bardziej cenne w kraju, gdzie dyskusja o naprawdę istotnych problemach zazwyczaj nie toczy się wcale. A jeśli już się toczy, to zwykle jest bardzo lokalna w czasie (czytaj: krótkowzroczna) i przestrzeni (czytaj: prowincjonalna), zaś zagadnienia globalne są w debacie praktycznie nieobecne. To co proponują Ludomir Duda i Marcin Popkiewicz to w najlepszym tego słowa znaczeniu rozwiązanie naprawdę kompleksowe, totalne.
Czy jednak wizja Dudy i Popkiewicza jest realistyczna?
Dyplomatycznie pozwolę sobie pozostawić odpowiedź na to pytanie komu innemu. Zostawiamy więc na razie gdzieś z boku wątpliwości, czy osiągnięcie standardu energetycznego tak wysokiego jak 40 kWh/m2/rok jest w przypadku większości istniejących budynków w ogóle możliwe. I jeśli nawet jest możliwe, to za jaką cenę.
(Rozwinięcie tego wątku to zresztą dobry temat na osobny tekst polemizujący ze stanowiskiem Dudy i Popkiewicza.)
Obawiam się, że w wielu wypadkach najprostszym i najtańszym! rozwiązaniem byłoby zburzenie istniejącego, starego budynku i wybudowanie nowego, o odpowiednio wysokim standardzie energetycznym. Dla uproszczenia optymistycznie załóżmy jednak, że założenia Dudy i Popkiewicza są realistyczne. I że ich realizacja będzie kosztować z grubsza tyle, ile szacują Autorzy. I tak zostaje wiele punktów, w których można z wizją Dudy i Popkiewicza polemizować.
„Szklane domy”?
Czy rzeczywiście w pełni zrealizowana wizja Dudy i Popkiewicza doprowadzi do likwidacji smogu? Zapewne tak. Tyle że zajmie nam to bardzo dużo czasu. Sami autorzy mówią o 10-20 latach „nawet przy skutecznie prowadzonym w/w programie”. Obawiam się więc, że w praktyce będzie to raczej 20-30 lat. Czyli co najmniej jedno pokolenie.
Jak zauważają Duda i Popkiewicz, ograniczenia jakie napotykamy mają charakter nie tylko ekonomiczny, ale także czysto logistyczny. Ograniczona jest choćby dostępność do usług wykwalifikowanej kadry – posiadających odpowiednie umiejętności i wiedzę pracowników branży budowlanej.
Zatem ładna i pociągająca – przynajmniej dla mnie – wizja Dudy i Popkiewicza ma niestety na razie niepokojąco dużo wspólnego z wizją „szklanych domów” Żeromskiego.
Nie możemy tak długo czekać
Tymczasem potrzebujemy rozwiązań na już, na teraz. Przecież jeśli chodzi o jakość powietrza, to sytuacja w wielu miejscach w Polsce jest naprawdę dramatyczna. Mieszkańcy miejscowości takich jak Nowy Targ, Rybnik, Słomniki czy choćby podwarszawski Otwock przez około pół roku bardzo często oddychają powietrzem, które tak naprawdę jest rozcieńczonym dymem. Są to warunki, o których nawet mieszkańcy Krakowa ze zgrozą mówią: „jak można w czymś takim żyć?!” Jak widać, można – choć niestety zauważalnie krócej niż w czystym powietrzu.
Żyjący w takim „smogowym piekle” ludzie mają święte prawo domagać się rozwiązań które poprawią stan powietrza możliwie szybko.
Przecież sami Autorzy słusznie stwierdzają: „negatywne skutki zdrowotne oddychania zanieczyszczonym powietrzem są proporcjonalne do czasu ekspozycji i stężenia toksyn w powietrzu. Zatem walka z nimi powinna być toczona na dwu frontach. Pierwszy to obniżanie stężenia zanieczyszczeń w powietrzu. Drugi to zmniejszanie czasu ekspozycji ludzi na smog.”
No właśnie. Czyli lepiej żyć ze smogiem jeszcze „tylko” przez kilka lat, zamiast kilkunastu, prawda? Wyznaczmy więc sobie realny, ale wciąż bardzo ambitny cel – postarajmy się obniżyć stężenia tak bardzo, jak się da, w jak najkrótszym czasie. Jak to zrobić?
Głęboka termomodernizacja nie jest jedynym słusznym rozwiązaniem
Tu adekwatną odpowiedzią nie jest GT w odległej przyszłości, ani nawet nawiewniki wyposażone w filtry przeciwpyłowe (informacje jakie znalazłem na stronach producentów tego typu urządzeń, każą wątpić, by przy podanej przez Autorów cenie mogły one zagwarantować wystarczająco skuteczne oczyszczanie powietrza z najdrobniejszych frakcji pyłu, nie mówiąc już o zanieczyszczeniach gazowych).
Taką odpowiedzią jest natomiast jak najszybsza wymiana urządzeń grzewczych i eliminacja najgorszej jakości paliw. Czyli jak najszybsze, konsekwentne realizowanie postanowień uchwał antysmogowych.
Niestety, Duda i Popkiewicz dość ostro, czasem wręcz bezpardonowo krytykują wprowadzane w ostatnim czasie w Polsce rozwiązania antysmogowe, uznając najwyraźniej, że proponowana przez nich droga jako jedyna warta jest realizacji. Odnoszę się tu nie tylko do Ich antysmogowego manifestu, ale także do wypowiedzi medialnych.
A przecież wbrew temu co twierdzą Ludomir Duda i Marcin Popkiewicz nie jest prawdą że „radykalne obniżenie szkodliwych emisji do powietrza jest możliwe jedynie na drodze GT budynków mieszkalnych.” Wymiana kotła węglowego na kocioł gazowy lub pompę ciepła bez jakiejkolwiek termomodernizacji redukuje lokalną emisję szkodliwych substancji praktycznie do zera. Nawet wymiana starego kotła węglowego na nowoczesny kocioł węglowy czy urządzenie spalające biomasę daje nam bardzo znaczący spadek emisji zanieczyszczeń pyłowych.
Zdaję sobie też sprawę, że z wielu powodów zastąpienia węgla lepszym węglem spalanym w lepszym kotle nie jest rozwiązaniem zachwycającym. Choćby dlatego, że realne emisje z kotła który nominalnie spełnia wymogi 5 klasy lub ekoprojektu mogą być znacznie wyższe niż dopuszczalne dla takich urządzeń 40 mg pyłu w metrze sześciennym spalin. Wymiana węgla na węgiel nie jest też dobrym pomysłem z punktu widzenia polityki klimatycznej.
Jednak skutecznie wprowadzane w życie uchwały antysmogowe spowodują kilkunastokrotną (w najgorszym razie przynajmniej kilkukrotną) redukcję emisji pyłu i zawartych w nim WWA. A w konsekwencji dadzą podobnie duże obniżenie stężeń tych substancji w powietrzu. W miejscach, gdzie nie ma dużego ruchu samochodowego ani zanieczyszczeń przemysłowych, będzie to w praktyce oznaczało rozwiązanie problemu smogu.
Opóźnienia w walce ze smogiem to też ogromne koszty
Autorzy piszą o programie GT że „…..w odróżnieniu od obecnych działań antysmogowych, nie są to koszty, lecz wysoce opłacalne inwestycje!”. Dlaczego „w odróżnieniu”? Opłacalność obecnie prowadzonych działaniach antysmogowych – i mówię tu jedynie o aspektach ekonomicznych – polega choćby na dużo szybszym niż w przypadku GT zmniejszeniu dodatkowych nakładów na opiekę zdrowotną. Czyli potężnych kosztów, jakie my – polskie społeczeństwo – ponosimy na leczenie spowodowanych lub nasilonych przez zanieczyszczenia powietrza chorób, oraz kosztów utraconych lat życia. Kosztów, na które powołują się również Duda i Popkiewicz (podana przez nich kwota jest akurat nieco dyskusyjna, ale nie ma to w tym miejscu większego znaczenia.) A także kosztów skażenia środowiska zawartą w węglu rtęcią, czy też dioksynami i WWA – substancjami powstającymi w trakcie spalania węgla, drewna i śmieci.
Warto przypomnieć, że zanieczyszczenia pyłowe i zawarte w pyle związki z grupy WWA mają negatywny wpływ na rozwój i funkcjonowanie układu nerwowego. Na przykład, prenatalna (w okresie życia płodowego) ekspozycja na WWA skutkuje obniżeniem ilorazu inteligencji dzieci. Badania pokazują również, że odychanie brudnym powietrzem ma negatywny wpływ na wyniki w nauce w przypadku dzieci kilku- i kilkunastoletnich.
Tak więc prawie dokładnie to samo co autorzy piszą w o braku inwestycji w GT szkół (czyli że „jest z jednej strony jaskrawą niegospodarnością, z drugiej zaś fatalnie wpływa na zdrowie uczniów, wdychających zanieczyszczone powietrze …… co prowadzi do obniżenia skuteczności procesu dydaktycznego” można by odnieść do opóźnień w realizacji (a tym bardziej do braku realizacji) postanowień uchwał antysmogowych.
Termomodernizcja? Jak najbardziej!
Jasne jest, że sama wymiana urządzenia grzewczego, bez ocieplenia budynku to rozwiązanie dalekie od ideału – choćby ze względu na koszty energii cieplnej. Wydaje się więc oczywiste, że jeśli tylko można to znacznie sensowniej jest dokonać termomodernizacji jednocześnie z ze zmianą źródła ciepła. Szerzej, należy jak najszybciej poprawiać standard energetyczny budynków (choć zapewne nie kosztem jakości procesu termomodernizacji).
Osoby dotknięte ubóstwem energetycznym powinny otrzymać pomoc od państwa, w tym dopłaty do droższego nośnika energii. Można spodziewać się, że wysokość tych dopłat znacząco spadnie (lub nawet w ogóle przestaną być potrzebne), w chwili gdy domy takich osób zostaną poddane termomodernizacji. (Niestety, nie zawsze bywa tak różowo, ale to także temat na osobny tekst.)
Reszta społeczeństwa zaś powinna udźwignąć wzrost kosztów ciepła jaki może (ale nie musi) nastąpić po wymianie urządzenia grzewczego, a przed termomodernizacją zamieszkiwanych przez nich budynków. Wymiana źródła ciepła może być zresztą dodatkową, silną motywacją do sięgnięcia po kredyt i jak najszybszego przeprowadzenia termomodernizacji.
Warto jednak zwrócić uwagę, że już obecnie koszty eksploatacji pomp ciepła i kotłów na paliwa stałe są porównywalne (zakładając, że ktoś nie palił flotokoncentratem i śmieciami, co w rzeczywistości niestety często ma miejsce.). Z kolei koszty eksploatacji kotła gazowego nie muszą być aż tak znowu znacząco wyższe niż w przypadku węgla. Również w przypadku wymiany „kopciucha” na nowoczesny kocioł węglowy koszty eksploatacyjne pozostają bardzo podobne, o ile znów optymistycznie założymy, że przed wymianą urządzenia jego właściciele korzystali jedynie z opału dopuszczanego do użytku przez uchwały antysmogowe. Niestety, to ostatnie założenie jest jednak (zbyt) często po prostu nieprawdziwe, ale to nie czas i miejsce by ten wątek rozwijać.
Być może nie ma tu jednak żadnego konfliktu
Obecnie podejmowane działania antysmogowe (przede wszystkim wymiana przestarzałych urządzeń grzewczych, także na nowoczesne kotły węglowe) i wizja GT budynków proponowana przez Dudę i Popkiewicza niekoniecznie muszą być ze sobą w konflikcie. Raczej, są to działania komplementarne. Skala czasowa obu procesów jest zupełnie inna: GT w praktyce zajmie nam 2-3 dekady, zaś intensywne działania antysmogowe będą podejmowane w ciągu najbliższych 5-10 lat (przynajmniej w województwach, w których obowiązują uchwały antysmogowe). Oznacza to, że część z obecnie instalowanych nowoczesnych kotłów węglowych zdąży zakończyć swój żywot mniej więcej wtedy, kiedy ich właściciele będą mogli przeprowadzić GT swoich domów.
Ocieplenie budynków (szerzej, i w bardziej urzędniczym języku: poprawa efektywności energetycznej sektora komunalno-bytowego) to niewątpliwie jedno z najważniejszych wyzwań cywilizacyjnych, z którym musimy się jako państwo i społeczeństwo w najbliższych latach zmierzyć. Dokładnie to samo można powiedzieć o poprawie jakości powietrza w naszym kraju.
Skala obu tych wyzwań jest po prostu porażająca, a po drodze nie raz czeka nas zderzenie z brutalną rzeczywistością. Tym bardziej warto na temat tych problemów dyskutować, mając nadzieję że wspólnie znajdziemy optymalne rozwiązania. Optymalne, a nie idealne, bo niestety w sytuacji w jakiej się znajdujemy idealnych rozwiązań nie ma.
Za cenny głos w tej dyskusji chciałbym Ludomirowi Dudzie i Marcinowi Popkiewiczowi serdecznie podziękować.