Zerknąłem do ankiet wypełnionych przez najważniejsze polskie ugrupowania walczące o miejsca w Parlamencie. Pewne jest jedno: szybkich zmian w walce z zanieczyszczeniami komunikacyjnymi nie będzie. Niemal wszyscy wolą marchewkę niż kij – jedynie PiS i PSL rzucają konkretami nawiązującymi do bieżących ustaw. Lewica jest zaskakująco spójna z Konfederacją, a Koalicja Obywatelska głęboko schowała nawet swoje pomysły sprzed pięciu lat. Kierowcy u nas rządzą, nie ma wątpliwości.
Przypomnijmy: pytaliśmy o propozycje działań dotyczących zmniejszenia ilości zanieczyszczeń powietrza pochodzących z transportu.
Koalicja Obywatelska – mniej korków, mniej… pasażerów?
Do 2030 r. ambicją Koalicji jest przeniesienie transportu towarów na kolej – 40 proc. towarów mniej ma być przewożonych ciężarówkami. Oznacza to zmniejszenie zużycia paliw ropopochodnych o ok. 15-20 proc.
To działanie ma raczej sens energetyczny i związek z efektem cieplarnianym, ale na ilość spalin w miastach radykalnie nie wpłynie. Co zauważają sami odpowiadający pisząc: „Równolegle konieczne są działania dotyczące smogu komunikacyjnego w miastach.” Jakie te działania? Konkretów brak, ale są poszlaki, które wskazują, że Koalicji nie przechodzi przez myśl ograniczanie ruchu samochodów – nadzieję na brak spalin w miastach KO pokłada w inteligentnym sterowaniu ruchem. Mogę mieć tylko naiwną nadzieję, że chodzi o taki preferujący transport zbiorowy.
Najbardziej zaskakuje jednak unik w przypadku kwestii eliminacji nielegalnego poruszania się samochodami z wyciętymi filtrami DPF – projekt w tej sprawie (m.in. penalizacji legalnej dziś usługi wycinania) PO miała w rękach w 2015 r. Wtedy się nie udało przekonać polityków, a dziś KO nie macha nawet starym pomysłem.
Konfederacja – będziecie zdrowi i bogaci
Rozwój infrastruktury kolejowej kosztem wodnego transportu, centra przesiadkowe i więcej kursów transportu zbiorowego – wszystko to brzmi naprawdę świetnie, póki w tej samej odpowiedzi nie napotykamy na pierwszy zgrzyt: Konfederacja chce wspierać budowę stacji do ładowania samochodów, ale nie odnosi się ani słowem do wymagań, które miastom postawił już obecny obóz rządzący. Jednocześnie bez podania horyzontu czasowego tego rodzaju obietnic nie da się potraktować poważnie.
Tym bardziej, że o ograniczeniu napływu starych pojazdów do Polski, Konfederacja nie chce słyszeć – chce obniżać podatki, żeby Polaków było stać na nowsze auta. Jak osobę zarabiającą minimalną krajową wyposażyć w lepsze auto przez obniżkę podatków, to już wyjaśni chyba tylko niewidzialna ręka wolnego rynku.
Jeździć autem będzie więc można wszędzie, bo „Zachęty i edukacja – tak, zakazy – nie.” O dziwo za to za wycinanie filtrów DPF Konfederacja jest gotowa wsadzać do więzienia.
PiS – dokręcimy śrubkę, żeby nikt nie zauważył, czyli bardzo powoli
Obóz rządzący także nie zapowiada żadnych ograniczeń, które zmniejszyłyby napływa starych pojazdów czy ograniczało ich rolę, jako emitentów. Wszystko ma się odbyć w drodze ewolucji, której motorem ma być wzrost zamożności Polaków. Takie tempo oznacza, że za 15-20 lat pojazdy poruszające się po Polsce będą w większości nisko- lub zeroemisyjne.
To trochę rozczarowująca deklaracja, biorąc pod uwagę, że poszczególni politycy wchodzący w skład rządu (jak choćby minister Jadwiga Emilewicz) zaznaczają, że pewne ograniczenia dotyczące napływu z zagranicy używanych pojazdów, powinny się pojawić. Z kolei, tak jak w przypadku Konfederacji czy KO, pokładane spore nadzieje we wzroście zamożności Polaków oraz rozwoju technologicznym, mają sens, ale oznaczają bardzo wolne tempo zmian w strukturze źródeł zanieczyszczeń i ich ilości w polskich miastach. Daleko za wolne.
Pozytywnie za to należy przyjąć deklarację woli nowelizacji ustawy o elektromobilności, w której zawarte są zapisy o Strefach Czystego Transportu. Ekipa rządząca i takie samorządy, jak krakowski czy zakopiański wiedzą już, jakie zmiany są konieczne, aby SCT w Polsce dały prawdziwie odczuwalny efekt. To jedna z mocniejszych deklaracji, a biorąc pod uwagę, że jeden taki projekt zmian już był przez rząd rozważany, nie jest obietnicą pustą.
Lewica Razem – zjeść ciastko czy nie
Sześć lat na rozwój regionalnego transportu publicznego do proponowanej skali, to ani szybko, ani wolno – w sam raz, realnie. Dobrze byłoby poznać źródła finansowania tego pomysłu, bo tak daleko idący (wspaniałomyślnie zignorujmy hasło o kolei w każdym powiecie) będzie kosztował ok. 1,5 mld zł rocznie – tyle będzie potrzebne by przywrócić częstotliwości kursów autobusowych znane sprzed dwu dekad na polskiej prowincji.
Poza tym, o walce z zanieczyszczeniami powietrza z transportu… nie dowiadujemy się niczego. Dobry transport regionalny to z pewnością mniej aut w miastach, ale nie na tyle, by taką np. Warszawę uratować. Zaś Lewica nie ma zamiaru obiecywać na razie niczego poza marchewką w kwestiach transportowych, podobnie jak Konfederacja przekonując, że Polacy na razie muszą takie auta kupować, bo na lepsze ich nie stać.
Z jakiegoś powodu Lewica widzi w Strefach Czystego Transportu narzędzie polegające na pobieraniu opłat za wjazd do miasta – owszem tak można, ale to zupełnie nie o to chodzi. Fiksacja na tle braku zakazów w poruszaniu się autem jest tak wielka, że Lewica nie zwróciła uwagi, że sama sobie przeczy: z jednej strony nie zakazuje i nie ogranicza, ale jednocześnie chce naprawiać transport zbiorowy w Warszawie (co samo z siebie jest zaskakujące), czyli… będzie musiała ograniczyć ruch samochodowy – inaczej się nie da.
Lewica do walki z zanieczyszczeniami komunikacyjnymi jest przygotowana słabo. Chce np. zapobiegać wycince filtrów DPF wzmacniając kontrolę stacji diagnostycznych – tyle, że stacje te nie mają dziś niepodważalnych metod na ujawnienie takiego ruchu, a samo wycinanie, jak już wspomnieliśmy, jest zabiegiem dozwolonym.
PSL – na zdrowiu nie można oszczędzać, tylko czy są jakieś oszczędności?
Działacze PSL tną przez ankietę, jak dzik przez zboże:
– Zakazać sprowadzania starych pojazdów, które nie spełniają norm ochrony środowiska (nie do końca wiemy, co to znaczy, ale brzmi zachęcająco), szczególnie diesli. Super. Piątka. Im mniej pojazdów w złym stanie technicznym lub po prostu przestarzałych tym lepiej dla powietrza.
– Poprawić ustawę dot. Stref Czystego Transportu, bo obecna dyskryminuje rowery – piszą dalej… tylko nie wiem o czym, bo brak rowerów na pierwszej liście pojazdów dopuszczanych do SCT to raczej zabawne przeoczenie niż realny problem. Jak PSL chce znowelizować, już się nie dowiemy, bo dzik zniknął w gąszczach lasu.
Co niezmiernie cieszy większość ugrupowań widzi związek między nadmiernym zmotoryzowaniem, a brakiem publicznej oferty transportowej. PSL idzie tu tak daleko, że nie mam pojęcia, gdzie znajdą się pieniądze. Jeśli transport ma być oparty tylko o niskoemisyjne pojazdy, a ceny biletów mają spadać, bo nie można oszczędzać na zdrowiu Polaków, to ja się niezmiernie cieszę, ale wiem, że taki pomysł będzie realizowany przez dekadę, zanim będzie można ogłosić sukces. Tymczasem korki w miastach nadal będą, tyle że stać w nich będą trochę nowsze pojazdy.