W Wielkiej Brytanii przybywa szkół, które zakazały rodzicom dowożenia dzieci do szkół samochodami. Zamiast tego są organizowane tzw. parkuj i spaceruj, które polegają na tym, że szkoła dogaduje się na przykład z lokalnym supermarketem i ten udostępnia swój parking dla tych, którzy do szkoły muszą dojeżdżać samochodami – donosi „The Guardian”.
Motywacją jest troska o zdrowie. Z jednej strony chodzi o jakość powietrza, do której Brytyjczycy przywiązują coraz większą wagę i zwrócenie uwagi na szkodliwość spalin dla młodych ludzi. Z drugiej o obawę przed potrąceniami i bezpieczeństwo na przejściach oraz ulicach przed szkołami.
Dlatego tysiące szkół na Wyspach sięga po różne metody, które mają zniechęcić rodziców do odwożenia dzieci pod samą bramę szkoły. Wśród nich „The Guardian” wylicza na przykład protest zorganizowany przez uczniów i nauczycieli w szkockim Alloa, w którym dzieci z podstawówki kładły się na jezdniach miasteczka i udawały martwe. Chciały w ten sposób zwrócić uwagę, jak bardzo niebezpieczne są dla nich drogi. Są też jednak inne, bardziej „systemowe” sposoby.
Niektóre szkoły starają się promować zamianę samochodu na własne nogi i organizują w tym celu różne konkursy. Inne po prostu zamykają ulice przed budynkami. Zrobiło to już na przykład dziewięć szkół w Edynburgu. Gazeta wylicza też pięć w londyńskim Hackney, podkreślają, że wkrótce zrobi to 12 kolejnych. Od września podobne rozwiązanie zacznie wprowadzać Westminster. Najciekawszym rozwiązaniem jest jednak połączenie zakazów wjazdu z tzw. „park and stride”. Polega to na tym, że szkoły dogadują się z tym, kto ma w okolicy parking – supermarketem, kościołem, a niekiedy nawet pubem, by ten udostępnił miejsce rodzicom. Ważne, by spacer nie był zbyt długi. Zwykle odprowadzenie z niego dziecka do szkoły trwa najwyżej kilka minut.
Rozwiązanie będzie wdrażane coraz częściej, ponieważ w Wielkiej Brytanii nacisk na poprawę jakości powietrza jest ostatnio bardzo duży. Państwo przegrało już trzy sprawy sądowe, w których zarzucano mu zbyt mało zdecydowane działania na rzecz jego poprawy. Pokazują się też kolejne badania, które pokazują relację między pogarszającym skokami poziomu zanieczyszczeń i wizytami u lekarzy, a także zaostrzeniami stanu chorób takich jak astma. Ostatnio media obiegła historia dziewięcioletniej dziewczynki, którą zabił atak tej choroby. Jej rodzina domaga się dochodzenia, które wyjaśni, czy nie wywołał go skok poziomu zanieczyszczeń w powietrzu.
Fot. John Blower/Flickr.