Kto nie zdążył zamontować i podłączyć do sieci swoich paneli w marcu, ten nie załapie się na dotychczasowe zasady rozliczania prądu ze słońca. Nowe przepisy obowiązują od 1 kwietnia, a ich wpływ na liczbę montowanych instalacji jest znaczny – przekonują przedstawiciele branży.
Od 1 kwietnia 2022 r. obowiązują nowe zasady dla prosumentów. Chodzi m.in. o posiadaczy paneli fotowoltaicznych, którzy część produkcji oddają do sieci. Obowiązujący do tej pory system net-meteringu można porównać do systemu barterowego (towar za towar). Te zasady zastąpił system net-billingu, czyli sprzedaż wyprodukowanej nadwyżki energii, a następnie jej kupno w okresie zapotrzebowania po aktualnie obowiązującej cenie. To rodzi kilka niewiadomych i powoduje brak stabilizacji.
Po pierwsze nie wiadomo, jaka będzie różnica między ceną sprzedaży w momencie produkcji nadwyżki, a ceną kupna w momencie zapotrzebowania. Po drugie nowy system może pogłębiać społeczne nierówności, premiując tych, którzy mieli oszczędzone środki, które mogli włożyć w nowe instalacje. Osoby o gorszym stanie materialnym, które nie zdążyły zamontować fotowoltaiki (np. nie posiadając odpowiednich środków na wkład własny lub „założenie” środków przed otrzymaniem dotacji) dodatkowo otrzymają mniej korzystne zasady rozliczeń. Jednak jak taką zmianę zasad argumentowała strona rządowa?
– Można powiedzieć, że była promocja, super finansowana przez państwo, a teraz warunki promocji przemijają i będą to normalne partnerskie warunki – mówił w październiku poseł Marek Suski (PiS) na Komisji do Spraw Energii, Klimatu i Aktywów Państwowych. To właśnie Suski odpowiada za wprowadzone zmiany.
To oznacza, że przez kolejne kilkanaście lat w Polsce będą funkcjonowały dwa systemy rozliczeń nadwyżek prądu. Każdy, kto zdążył podłączyć się do sieci przed 1 kwietnia 2022 r. może zostać przy starych zasadach przez kolejnych 15 lat. Ci, którzy tego nie zrobili, muszą korzystać z net-billingu.
Czytaj także: Pompy ciepła popularne jak fotowoltaika? Pomogą zakręcić rosyjski kurek
Prognozy się potwierdzają
Jeszcze w 2021 r., w odpowiedzi na rządowe propozycje, Polski Alarm Smogowy przygotował raport nt. wpływu nowego systemu na czas zwrotu inwestycji w panele fotowoltaiczne. Tu trzeba zrobić jednak zastrzeżenie. Choć już wtedy mieliśmy rozpędzający się kryzys związany z cenami energii, to raport nie uwzględniał scenariusza pogłębienia tego kryzysu. To pogłębienie wynika z odcięcia, a w niektórych przypadkach ograniczenia przesyłu surowców energetycznych z Rosji do Europy.
Najważniejsze wnioski, które płynęły z raportu:
- System rozliczeń proponowany przez Ministerstwo Klimatu i Środowiska (MKiŚ) wydłuża czas zwrotu z inwestycji o 50-80 proc. Na przykład dla gospodarstw domowych przyłączonych do sieci Tauron Dystrybucja SA z 7 do 13 lat. (Według cen z roku 2020).
- Zwiększa się ryzyko inwestycyjne, ponieważ gospodarstwa domowe nie są w stanie przewidzieć, jak będą kształtowały się ceny na Rynku Dnia Następnego Towarowej Giełdy Energii na przestrzeni najbliższych 20 lat. Niepewność nie sprzyja inwestycjom. Swoimi działaniami rząd powinien redukować niepewność, a nie ją zwiększać.
- Przez wiele lat rząd zachęcał gospodarstwa domowe do aktywności w tym obszarze. Jeśli zmiany mają nastąpić, to z odpowiednio długim vacatio legis, liczonym raczej w latach niż w miesiącach.
„Zadowolone są tylko spółki energetyczne”
– Rok 2021, pomimo trwającej epidemii COVID-19, był kolejnym rekordowym rokiem pod względem liczby i mocy mikroinstalacji przyłączonych do sieci operatorów systemów dystrybucyjnych. Przyłączano półtora raza więcej mikroinstalacji niż w 2020 r. i cztery razy więcej, niż w roku 2019 – przekonuje Konrad Pachucki z Polskiego Towarzystwa Przesyłu i Rozdziału Energii Elektricznej (PTPIREE) na łamach najnowszego raportu organizacji.
Jednak w 2022 r. czarny scenariusz częściowo się spełnia, mimo wybuchu wojny na Ukrainie i drastycznego przetasowania na rynkach energii. Niestabilne czasy wspierają energetykę indywidualną, głównie ze względu na niezależność, która jest premią od własnej domowej instalacji.
Drastyczny spadek liczby podłączonych instalacji jest najbardziej widoczny, gdy porównamy marzec 2022 r. do kwietnia. W marcu 2022 r. przyłączono ponad 40 tys. mikroinstalacji, a w kwietniu liczba ta spadła do niecałych 650 sztuk. To oznacza, że liczba przyłączanych instalacji spadła w takim porównaniu o 98,5 proc. Jednak dane te dotyczą wyłącznie terenu, który obsługuje PGE Dystrybucja.
Fotowoltaika: zmiany na minus
Nieco lepiej wyglądają dane za maj 2022 r. Patrząc całościowo na wszystkie podłączane przez Operatorów Sieci Dystrybucyjnych mikroinstalacje, według raportu PTPIREE w maju 2022 r. było ich 36 proc. mniej niż w kwietniu i niemal dwa razy mniej niż w rekordowym miesiącu – marcu 2022 r.
– Pomimo zapewnień rządu o opłacalności nowego systemu wsparcia paneli fotowoltaicznych, Polacy zagłosowali swoimi portfelami – przekonuje Piotr Siergiej z Polskiego Alarmu Smogowego (PAS). Jego zdaniem dramatyczny spadek liczby nowych instalacji pokazuje, że net-billing nie znalazł zrozumienia wśród potencjalnych prosumentów.
– Mimo że reforma systemu wsparcia paneli fotowoltaicznych zapewne jest niezbędna, to sposób w jaki ją wprowadzono skutkuje silnymi spadkami nowych instalacji. Nowe zasady wsparcia wydłużyły około dwukrotnie czas zwrotu z inwestycji. Właściwym byłoby przywrócenie starych zasad net-meteringu i opracowanie takiego systemu, którego wprowadzenie nie spowoduje zapaści z jaką mamy do czynienia. Zmiana powinna być akceptowana przez obywateli i branżę instalacyjną. W tej chwili powód do zadowolenia mają jedynie spółki energetyczne – podkreśla Siergiej z PAS.
„Za węgiel trzy razy więcej”
Jeżeli ktoś myślał o budowie instalacji na wiosnę, to jednak robił wszystko, aby zdążyć przed kwietniem, żeby załapać się na stare zasady – mówi nam Krzysztof Gawroński, współwłaściciel w firmie Eko-On, która zajmuje się montażem paneli fotowoltaicznych i pomp ciepła. – Te przepisy były bardziej korzystne. Nie jest to jakaś duża różnica, jeżeli chodzi o kwestię np. czasu zwrotu inwestycji, jednak te stare zasady były trochę lepsze dla klientów i bardziej przejrzyste – podkreśla Gawroński.
Wprowadzenie nowych przepisów w środku roku spowodowało, zgodnie z przewidywaniami, zwiększone zainteresowanie fotowoltaiką w pierwszych trzech miesiącach 2022 r. – Teraz mamy sytuację, że instalacje, które byłyby montowane wiosną, już dziś są wykonane, więc tych klientów chwilowo nie ma. Jednak w dalszym ciągu zainteresowanie jest dość duże. Była chwilowa przerwa w sprzedaży instalacji przez kwiecień i maj, to się dało zauważyć. Teraz zaczyna to wracać do normy – mówi z optymizmem właściciel firmy montażowej.
Zdaniem przedstawiciela branży aktualny kryzys w branży energetycznej wpływa na to, że ludzie chętniej spoglądają w kierunku domowej energetyki. Ta daje pewien stopień niezależności. – Ceny gazu i węgla są bardzo wysokie. Jest też problem z jego dostępnością. Wszystkie gospodarstwa domowe ogrzewane gazem i węglem mają teraz problem. Za węgiel trzeba płacić nawet trzy razy więcej niż w poprzednim sezonie. To skłania do tego, aby szukać innego sposobu ogrzewania budynków. Jest także bardzo duże zainteresowanie pompami ciepła. Są aktualnie problemy z dostępnością samych urządzeń – wskazuje Krzysztof Gawroński w rozmowie z redakcją SmogLabu.
„Czasy taniej energii minęły”
W podobnym tonie wypowiada się Michał Sułowski współwłaściciel firmy LMV Group, która zapewnia kompleksowe instalacje OZE. – Jest załamanie w branży, bo kto miał montować na starych przepisach, ten już to zrobił – wskazuje. – Powoli widzimy, że ludzie wracają do zakupów fotowoltaiki, głównie przez drastycznie rosnące ceny energii. Tak naprawdę, jeśli weźmiemy pod uwagę ten nowy system i porównamy go z cenami energii elektrycznej notowanymi na giełdzie, czyli po ile ta energia będzie od lipca skupowana, to można się zastanawiać czy inwestycja nie zwróci się szybciej. Jednak ten system nie jest tak atrakcyjny, jak poprzedni głównie ze względu na brak stabilności. W poprzednim systemie wymienialiśmy kilowatogodziny za kilowatogodziny, towar za towar. Teraz wszystko uzależnione jest od ceny – komentuje Sułowski dla SmogLabu.
– Obecnie ceny energii wariują. Za I kwartał było to ok. 400 złotych za MWh. To niemal 100 proc. wzrostu cen energii rok do roku na towarowej giełdzie energii. A to jest ta stawka, za którą będą odkupywać prąd zakłady energetyczne. Z początkiem lipca poznamy pierwsze stawki i wiele się wtedy wyjaśni. Szacuję, że może być to nawet 600 złotych za MWh – przewiduje przedstawiciel LMV Group.
– Branża zahamowała od kwietnia. Rynek dramatycznie siadł, jeżeli chodzi o fotowoltaikę. Przewiduję, że nie będzie takiego „boomu”, jak był wcześniej. Gdy pojawią się dane w lipcu i ludzie dowiedzą się po ile ten prąd mogą sprzedać, to liczę, że sytuacja się ustabilizuje. Są też dotacje, ruszył program Mój Prąd, choć na razie zainteresowanie jest średnie. Najkorzystniej wychodzą inwestycje łączone – fotowoltaika plus pompa ciepła. Jeśli dodamy do tego magazyn energii, na który też można dostać dotację, to jest to ciekawe rozwiązanie na trudne czasy. Cena energii nie będzie maleć, czasy z tanią energią minęły – przewiduje Sułowski.
Fotowoltaika i zmiany rozliczeń, jak giełdowe spekulacje
Sułowski również wskazuje, że na pompy ciepła aktualnie czeka się bardzo długo, przez rekordowe zainteresowanie. To spowodowane jest oczywiście złą passą gazu ziemnego. Problem pojawia się też przy dotacjach na magazyny energii. Jeżeli ktoś chce taką dotację otrzymać, musi przejść na nowy system rozliczania prądu.
– Ludzie nie chcą tego robić i wcale im się nie dziwię. Poprzedni system był stabilny. Może się okazać, że momentami nowy system będzie bardziej opłacalny, ale jednak tamten dawał poczucie bezpieczeństwa. Dziś sytuacja jest nieprzewidywalna, możemy się jedynie domyślać. Nie wiemy, jak do końca będzie to wyglądało. Nowy system jest bardziej spekulacyjny. Oba te rozwiązania możemy porównać do akcji i obligacji. Inwestując w obligacje mamy mały, ale w miarę pewny zysk. Kupując akcje, możemy więcej zyskać, ale i ryzyko jest większe – tłumaczy na przykładzie Michał Sułowski.
Podkreśla też, że na nowych zasadach nie wiemy w jakim czasie zwróci się instalacja. – Może być to bardzo szybko, w ciągu czterech lat, albo będzie się zwracać 8 lat. Jest za dużo zmiennych, żeby to dokładnie wyliczyć. Chciałbym, aby wprowadzone zmiany jednak powodowały, że potrafimy cokolwiek przewidzieć. To by mogło poprawić sytuację. System oparty o zmienną, nieprzewidywalną cenę jest kłopotem – mówi nam przedstawiciel branży OZE.
–
Zdjęcie tytułowe: shutterstock/only_kim