Dopóki polscy posłowie będą latać po kraju, jak rosyjscy czy katarscy oligarchowie, dopóty nie rozwiążemy problemów z wykluczeniem komunikacyjnym w naszym kraju. Być może koniec z poselskimi przywilejami sprawi, że wycieczka pociągiem z Warszawy do Krakowa dla 4 os. rodziny nie będzie kosztowała już 1,2 tys. złotych. Taniej wychodzi samolotem z przesiadką w Gruzji.
Niedawno opublikowano kolejny ranking poselskich lotów i kolejny raz nóż się w kieszeni przeciętnego człowieka otwiera. Dziennikarze Interii regularnie sprawdzają kto lata najwięcej. W odpowiedzi słyszą na przykład, że się biednych posłów czepiają. Najbiedniejsi są oczywiście parlamentarzyści ze Szczecina.
Grzegorz Napieralski (KO) – 291 lotów, Sławomir Nitras (KO) – 284 loty, Robert Kropiwnicki (KO) i Jacek Protasiewicz (PSL) – 269 lotów. Tak wygląda podium. Skarżą się, że podróż pociągiem długa. Więc latają. W swoich utyskiwaniach, każdy z nich, jak jeden mąż, zawyżył czas podróży pociągu uzasadniając pokrętnie kilkaset swoich lotów na wspomnianej trasie. Gdyby jednak musieli poświęcić te 6,5 godziny na podróż do swojej pracy, to być może mieszkańcy Szczecina i okolic mieliby już dziś szybsze połączenie do stolicy. Albo mieliby szybkie połączenie „znów” – w 2016 podróż trwała poniżej 5 godzin. Mieliby, bo ktoś by o to połączenie zadbał. No ale można lecieć. Za darmo, tzn. „za nasze” i tylko 50 minut.
Pomijając fakt, że za luksusy kilkuset posłów zapłaciliśmy w zeszłym roku ponad 11 mln złotych, to zjawisko jest niebezpieczne z innego powodu. Ludzie, którzy mają rządzić tym krajem i powodować, że jest on lepszy do życia, po prostu bujają w obłokach. Dosłownie i w przenośni. Odklejeni od codziennych problemów Kowalskiego i Kowalskiej wożą cztery litery zapakowane w eleganckie garnitury. Taksóweczka, lotnisko, taksóweczka, Sejm. I tak w kółko.
Z Krakowa do Warszawy taniej przez Gruzję
Dopóki szeregowy poseł nie utknie na jednym z naszych uroczych dworców, bo pociąg znad morza do Rzeszowa jest akurat opóźniony o 176 minut (a „opóźnienie może ulec zmianie”!), dopóty nad problemem polskiej kolei się nie pochyli. Bo przecież jego to nie dotyka. Dopóki poseł czy posłanka nie zapłacą dwóch stów za bilet na najpopularniejszej z tras, czyli Kraków-Warszawa, dopóty będą zgadzać się na horrendalne podwyżki w PKP. Właśnie wskoczyły kolejne. Drożej jest o prawie 20 proc.
Kraków-Warszawa to zresztą ulubiona trasa, uwaga, uwaga: wiceministra klimatu i środowiska, Edwarda Siarki. Oczywiście nie ta kolejowa. Samolotem, wiceminister leciał w ubiegłym roku 208 razy. I był bardzo zdziwiony, gdy dziennikarzy to zdziwiło. Pociągiem do Warszawy można z Krakowa pojechać w nieco ponad 2 godziny. No ale można też lecieć. Za darmo. To znaczy „za nasze”.
Ciekawą obserwacją na temat podwyżek cen biletów w PKP podzielił się jeden z moich znajomych. Okazało się, że zarówno z Katowic, jak i z Krakowa, taniej (i w podobnym czasie!) można dostać się do Warszawy z przesiadką w… Gruzji. To nie żart:
Koniec z poselskimi przywilejami
Czas skończyć z przywilejami poselskimi. Niech płacą tyle co przeciętny mieszkaniec kraju, niech spędzają tyle samo czasu w podróży, niech czekają na opóźnione pociągi, albo zagubione bez wieści busy regionalne, niech walczą o to, aby zewsząd było szybko i przystępnie cenowo. Do takiej pracy sami się zgłosili!
Jeśli potrzebują szanowni parlamentarzyści inspiracji, to daleko nie trzeba szukać. Weźmy na ten przykład Niemców. Wiem, ryzykowne… Ale jednak działa. Po gigantycznym sukcesie wakacyjnego biletu po 9 euro, właśnie zaproponowano nową, korzystną taryfę. Za miesiąc podróży po swoim kraju, międzymiastowych i lokalnych, nasi zachodni sąsiedzi zapłacą… 49 euro.
–
Zdjęcie: Martyn Jandula/Shutterstock