Witamina D to jeden z tych związków, które mogłyby zawalczyć o miano świętego Graala profilaktyki zdrowotnej. Wiadomo, że chroni układ krążenia, zmniejsza ryzyko zachorowania na stwardnienie rozsiane i przeciwdziała rozwojowi wielu nowotworów. Niedawno naukowcy wykazali, że zapobiega również infekcjom układu oddechowego. Tym bardziej warto „zażyć” ją w solidnej, letniej dawce – by przygotować organizm na kontakt z wiszącymi nad zimową Polską „czynnikami chorobotwórczymi”.
Naukowcy z londyńskiego uniwersytetu Queen Mary wykazali, że suplementacja witaminy D pomaga zmniejszyć ryzyko infekcji układu oddechowego. Na podstawie analizy danych pochodzących z 25 niezależnych badań obejmujących grupę ponad 11 tys. pacjentów z 14 krajów uczeni ustalili, że przyjmowanie tego związku w postaci suplementów w równym stopniu chroni przed chorobami dróg oddechowych, co szczepionka przeciw grypie przed chorobami „grypopodobnymi”. Największą efektywność witamina D wykazuje w przypadku osób cierpiących na jej wysoki niedobór, jednak dodatkowa dawka przynosi korzyść również tym, którzy mają mniejsze „braki”. Większą skuteczność stwierdzono również w przypadku częstej (codziennej lub cotygodniowej) suplementacji, a niższą – przy podawaniu większej ilości tej witaminy w dużych odstępach czasu.
Korzystne działanie witaminy D na układ oddechowy potwierdza również badanie naukowców z kampusu medycznego Uniwersytetu Kolorado, którzy przeprowadzili eksperyment kliniczny na grupie 107 mieszkańców domów opieki. Średnia wieku pacjentów wynosiła 84 lata. Przez 12 miesięcy 55 badanym podawano wysokie dawki witaminy D (od 3,3 do 4,3 tys. jednostek dziennie), a 52 – niskie (od 400 do 1 tys. jednostek dziennie). Okazało się, że liczba infekcji dróg oddechowych u pacjentów z pierwszej grupy spadła o 40 proc. – Witamina D poprawia zdolność organizmu do walki z infekcjami, bo wzmacnia pierwszą linię obrony układu odpornościowego – skomentował wyniki główny autor badania prof. Adit Ginde.
Smog osłabia odporność, witamina D ją wzmacnia
Ta zależność jest szczególnie widoczna u osób starszych, u których system immunologiczny jest osłabiony. Zdaniem autorów eksperymentu, wysoka ilość witaminy D w organizmie przeciwdziała m.in. zachorowaniu na grypę, zapalenie oskrzeli czy zapalenie płuc – czyli choroby, na które najczęściej zapadamy w sezonie jesienno-zimowym i wczesnowiosennym. Przyczyną zwiększonej liczby zachorowań w tym okresie jest nie tylko większa ilość patogenów przenoszonych drogą kropelkową, ale również zwiększona podatność organizmu na infekcje, spowodowana m.in. zanieczyszczeniami powietrza. To z kolei potwierdzają badania uczonych z Uniwersytetu Leicester, opublikowane w tym roku na łamach „Environmental Microbiology”. Wykazali oni, że ekspozycja na zanieczyszczenia powietrza ułatwia bakteriom kolonizowanie błon śluzowych dróg oddechowych. W konsekwencji, przez osłabienie organizmu, sprzyja ona również zakażeniu wirusem grypy.
Kolejne potwierdzenie ochronnego działania witaminy D na organizm, podobnie jak szkodliwego działania smogu, trudno uznać za rewelację. Z drugiej strony – jeszcze niedawno większość lekarzy miała problem z dostrzeganiem związku między „brudnym” powietrzem, a zwiększoną zapadalnością na choroby sezonowe. Dlatego wyniki wymienionych badań są warte odnotowania zarówno w kontekście trwającego lata, jak i nieuchronnie zbliżającego się okresu grzewczego.
Słońce ważniejsze niż dieta
Dlaczego w kontekście lata? Bo większość (ponad 80 proc.) witaminy D potrzebnej organizmowi pochodzi z biosyntezy w skórze, inicjowanej przez promieniowanie ultrafioletowe z zakresu UVB (o długości fali od 290 do 315 nm), które stanowi „frakcję” promieniowania słonecznego. Pozostałą część zapotrzebowania na ten związek pokrywamy dzięki (właściwej) żywności. Głównymi źródłami witaminy D w pożywieniu są produkty pochodzenia zwierzęcego, takie jak jajka (żółtka), podroby (wątróbka), sery, ryby (m.in. śledź, dorsz, łosoś, makrela), można ją też znaleźć w niektórych grzybach czy olejach (np. rzepakowym).
Jednak nawet najzdrowsza dieta nie zastąpi światła słonecznego jako najlepszego sposobu na „pozyskanie” tego związku. Problem w tym, że w Polsce biosynteza witaminy D jest utrudniona przez większą część roku. Wynika to z szerokości geograficznej, na której znajduje się nasz kraj. Wskutek zmiany kąta padania promieni słonecznych w ciągu roku światło UVB w znacznym stopniu ulega „odfiltrowaniu” w atmosferze. W efekcie jesienią, zimą i wczesną wiosną dociera ono do naszej skóry w niewielkich ilościach – a to przekłada się na zmniejszoną syntezę witaminy D.
Witamina D lekiem na każde zło?
Choć sprawa wydaje się łatwa do zbagatelizowania, to jednak warto jej nie ignorować. Powodów, dla których wypada zadbać o odpowiedni poziom „słonecznej witaminy” w organizmie jest całkiem sporo. Ze statystyk wynika, że w krajach o najniższym nasłonecznieniu notuje się najwięcej zachorowań na raka trzustki – jedną z najbardziej śmiertelnych odmian nowotworów. Choroba ta znacznie rzadziej dotyka mieszkańców regionów bliższych równikowi.
Podobna prawidłowość dotyczy również wielu innych nowotworów, m.in. jelita grubego, piersi, jajników, a także chłoniaka Hodgkina. Wyjątkiem jest oczywiście rak skóry, będący efektem zbyt „entuzjastycznego” stosunku do promieni UV. Mieszkańcy południa znacznie rzadziej zapadają również na stwardnienie rozsiane, ciężką chorobę przewlekłą prowadzącą do inwalidztwa. Odpowiednia ilość słońca chroni także układ krążenia, zmniejsza ryzyko rozwoju miażdżycy i wystąpienia zawału, a także zachorowania na cukrzycę. W każdym przypadku istnieją dowody lub uzasadnione podejrzenia, że związek między nasłonecznieniem a niższym ryzykiem wystąpienia choroby opiera się na ilości witaminy D w organizmie.
Wniosek? Korzystajcie ze słońca, póki świeci relatywnie intensywnie. Warto „podrasować” układ odpornościowy przed zimą, by skuteczniej opierał się patogenom i sprzyjającemu im smogowi.
Fot. Antti/Flickr