Od kliku tygodni w mediach wrze w związku z przesłankami o pandemii ptasiej grypy wśród kotów. Zaczęto mówić również o zachorowaniach wśród psów. Właściciele są wyraźnie zaniepokojeni i masowo ustawiają się w kolejkach do weterynarzy. Lekarze weterynarii niemal bez przerwy odbierają telefony od wystraszonych kocich opiekunów.
Sytuacja jest o tyle kontrowersyjna, że dotyczy zarówno kotów wychodzących, jaki i tych stricte domowych. Pojawiają się przesłanki o źródle zakażenia, którym miałoby być mięso drobiowe.
Właściciele silnie zaniepokojeni
Na forach i grupach przeznaczonych dla miłośników kotów pojawiają się doniesienia o wystąpieniu groźnych objawów ze skutkami śmiertelnymi. Alarmują o osowiałości, braku apetytu, wiotczeniu mięśni i silnym ślinieniu się pupili. Oto jeden z takich wpisów:
Pod postem pojawiło się wiele komentarzy, w większości emocjonalnych. „Fajnie, nie robimy badań kotu, nie leczymy, tylko usypiamy, bo to na pewno ptasia grypa” – pisze jeden z internautów. Jak dodaje, mogło to być przeziębienie, zatrucie lub koci katar. Kontynuując, apeluje do innych członków grupy: „Ludzie, co z Wami? Dajecie bez żadnych badań uśpić swoje zwierzęta?” Przypomina także, że wymienione objawy pasują do wielu innych chorób.
Próby wyjaśnienia sytuacji. Koty i ptasia grypa
Klika dni później na tej samej grupie jeden z internautów zamieścił obszerny komentarz. Pojawiła się w nim pewna wysnuta przez niego teoria.
„W grupach weterynaryjnych i innych jest wiele opinii wskazujących na neurotoksyny (dawka dla człowieka niezbyt groźna, dla kota może być śmiertelna), które mogły dostać się drogą pokarmową i działają w sposób porażający na układ ruchu i układ nerwowy kociaków” – przekonywał.
Napisał, że teoria o wirusie nie jest jasna, bo: „ptasia grypa dotyczy ptactwa domowego, obecnie ptaki siedzą na jajach, więc nie ma migracji, brak jest sygnałów o śmiertelności dzikich kotów, które znacznie łatwiej powinny złapać wirusa z powietrza, ponadto gdyby faktycznie przyjąć, że wirus pochodzi od ptactwa hodowlanego, to jakim cudem znalazł się w żywności kociej – przebieg transmisji wymagał jej rozsiania w jednym czasie, czy też krótkim okresie, przy czym ten sam genom wirusa wskazuje, że źródło jest jedno, czyli prawdopodobnie mięso, które ma wirusa, a które jest w obrocie”.
Kto ma rację? Postanowiliśmy sprawdzić to u źródła.
Lekarka weterynarii z powiatu wałbrzyskiego mówi wyraźnie, że kocia epidemia jest zanadto nagłośniona. Choć w rezultacie nie ma ku temu podstaw. Poleca zgłaszać każdy przypadek odpowiedniej w regionie uczelni, „nie siać paniki i czekać na wyniki badań, które są w trakcie”. Odsyła nas do Wojewódzkiego Inspektoratu Weterynarii we Wrocławiu.
Koty i ptasia grypa? Eksperci mówią zgodnie, żeby zachować spokój
Czy w takim razie jest powód do paniki? Zadaliśmy to pytanie Dolnośląskiej Inspekcji Weterynaryjnej. Jedynym wyjątkiem, jednak spoza województwa, o którym wie Inspekcja, jest kot z opolskiego Namysłowa. Badania potwierdziły u niego obecność wirusa grypy A H5N1.
– Moim zdaniem za dużo się pisze w stosunku do skali zjawiska. Mogę mówić o Dolnym Śląsku. Tutaj praktycznie nic się nie dzieje. Jedyny kot, który przyjechał już w bardzo złym stanie, a u którego badania potwierdziły obecność wirusa grypy A H5N1, pochodził z województwa opolskiego. Został skierowany właśnie do nas – mówi SmogLabowi Zdzisław Król, Dolnośląski Wojewódzki Lekarz Weterynarii.
Wyjaśnia nam, że kliniki, które leczą zwierzęta domowe, w tym koty, poinformowano, aby wszystkie przypadki oddelegowywać na wrocławską uczelnię.
– Okazuje się, że nie ma ani jednego przypadku. Z doniesień terenowych wiem, że Powiatowi Lekarze Weterynarii nie otrzymują powiadomień z lecznic. Tak więc sytuacja jest trudna.
Dodał: – My – jako Inspekcja Weterynaryjna – zajmujemy się zwalczaniem chorób zakaźnych zwierząt. Natomiast tego typu przypadki nie są objęte katalogiem tej choroby zwalczanej z urzędu. Poza tym nie mamy bezpośredniego przełożenia na lecznice dla zwierząt. W związku z tym uzyskujemy informacje tylko wtedy, kiedy otrzymujemy potwierdzone wyniki z laboratorium w Puławach.
Kontrowersje budzi więc zarówno sama choroba kotów, jak i źródło jej pochodzenia.
Chore również psy?
Prof. dr hab. Krzysztof Pyrć, wirusolog, pracownik Małopolskiego Centrum Biotechnologii Uniwersytetu Jagiellońskiego, postanowił wydać oświadczenie. Odnosi się w nim do interpretacji wyników badań zamieszczonej w artykule pewnej poczytnej gazety.
Jak napisał w oświadczeniu naukowiec, „w związku z transmisją wirusa grypy A H5N1 z ptaków na koty domowe przeprowadzona ocena sytuacji wykazała, że jedną z prawdopodobnych dróg transmisji patogenu jest pokarm”. Następnie podał, co na to wskazuje. Oświadczenie zakończył nawiązując do znaczenia przemysłu drobiarskiego dla gospodarki:
„Polski przemysł drobiarski to prawie 20 proc. rynku UE, a szacowana wartość eksportu mięsa to prawie 3 mld euro. Warto wyobrazić sobie konsekwencje dla tego sektora gospodarki, jeżeli faktycznie okazałoby się, że skażone mięso znalazło się we Francji, Włoszech, czy Niemczech”.
Wczoraj media poinformowały o wykryciu ptasiej grypy u pięciu psów. Sprawa ma dotyczyć włoskich czworonogów, które znajdowały się na fermie drobiu. Z pewnością sprawa będzie jeszcze wyjaśniana.
–
Zdjęcie tytułowe: fot. SmogLab