Kraków zakaże podwożenia dzieci do szkoły? Taka informacja obiegła lokalne media. Okazuje się jednak, że stolica Małopolski nie zamierza na razie stać się drugim Wiedniem – w którym takie rozwiązanie sprawdziło się bardzo dobrze.
O pomyśle poinformowała „Rzeczpospolita” i kilka lokalnych mediów. „Decyzja ma zmniejszyć zanieczyszczenie powietrza w mieście i poprawić kondycję fizyczną wśród dzieci.” – pisali dziennikarze. Okazuje się, że jest to pomysł jednego z radnych miejskich – Łukasza Wantucha. Na razie niezaakceptowany przez władze Krakowa ani nie opracowany w szczegółach – Sprawa jest na początkowym etapie rozważań i na jakiekolwiek szczegóły jest jeszcze za wcześnie – informuje biuro prasowe urzędu miasta.
Zakaz został wypróbowany w Wiedniu i podobno interesują się nim kolejne europejskie miasta. Chodzi przede wszystkim o bezpieczeństwo dzieci, ale również o smog. Zakaz dowożenia dzieci do szkół powoduje znaczące zmniejszenie liczby samochodów wjeżdżających do miasta i jednocześnie zmniejszenie ilości spalin kumulujących się zaraz pod nosami najmłodszych.
Władze austriackiej stolicy na testową szkołę wybrały podstawówkę Vereinsgasse w 2. dzielnicy. Od 10 września do 2 listopada prowadzono pilotażowy projekt „Schulstraße” czyli szkolnej ulicy. W dniach nauki między godziną 7:45 a 8:15 wprowadzono zakaz prowadzenia pojazdów samochodowych, motocykli i innych pojazdów mechanicznych.
Pomysł tak się spodobał, że zarówno rodzice, jak i szkoła zaapelowali, żeby to rozwiązanie zostało wprowadzone na stałe. Zainteresowanie projektem zgłosiło 20 kolejnych placówek. Badania wykazały, że dzięki zakazowi więcej dzieci przychodziło do szkoły piechotą albo przyjeżdżało rowerem.
Od podwożenia dzieci pod same drzwi szkoły odciągają rodziców niektóre brytyjskie miasta. Jak podaje „The Guardian” w Edynburgu pilotaż prowadzono w dziewięciu szkołach. Pomysł się przyjął, zaczęto wprowadzać takie rozwiązanie w całym mieście. Podobnie w Londynie – zakaz początkowo wypróbowano na ulicach przy pięciu szkołach i został przyjęty bardzo pozytywnie.
W szkole St Mary’s w Stockport dzieci same zadecydowały, że nie chcą być dowożone samochodami. – Mamy radę ekologiczną, w której zasiadają uczniowie. Zdecydowali, że z powodu obaw związanych z zanieczyszczeniem powietrza i globalnym ociepleniem, o których dowiedzieli się na lekcjach, nie chcą, żeby ich rodzice podjeżdżali pod szkołę samochodami – mówił „Guardianowi” przedstawiciel placówki.
Z kolei uczniowie podstawówki w Alloa (Szkocja) zorganizowali happening, podczas którego leżeli na ulicy przy szkole, udając potrąconych przez samochody. Tym sposobem dzieci miały zwrócić uwagę dorosłych na niebezpieczeństwo płynące z dużego ruchu pod ich placówką. Dzieci namówiły też lokalny pub, żeby rano udostępniał swój parking. Dzięki temu rodzice zostawiają tam samochody, a razem ze swoimi pociechami muszą odbyć około 10-miuntowy spacer, żeby dotrzeć pod szkołę.
Kraków nie jest jedynym polskim miastem, które zainteresowało się wprowadzeniem takiego zakazu. Prezydent Poznania, Jacek Jaśkowiak, napisał na Facebooku, że pomysł bardzo mu się podoba. Zadeklarował, że wyśle pytania do Wiednia, żeby ewentualne regulacje wprowadzić wzorując się na modelu austriackim. Bartosz Domaszewicz, radny z Łodzi w rozmowie z „Dziennikiem Łódzkim” zasugerował z kolei wprowadzenie zakazu parkowania pod szkołami.
Czy pomysł przyjmie się w Polsce?
Patrząc na to, co dzieje się każdego ranka między 7 a 8 w centrum Krakowa można przyznać, że takie rozwiązanie mocno odciążyłoby okolice Rynku. Pytanie tylko, czy dzieci mogłyby bezpiecznie dojechać rowerami do swoich szkół. I czy komunikacja miejska działa na tyle sprawnie, żeby dowieźć je na czas.
fot. Adam Łaczek