Większość samorządów ignoruje nałożony przez ustawę obowiązek informowania o zagrożeniu. A działacze Alarmu Smogowego – robią to w ramach programu „Obywatele dla demokracji” Fundacji im. Stefana Batorego – sprawdzali ostatnio, jak rzecz wygląda w Małopolsce, i pytali, dlaczego samorządy zaniedbują ustawowy nakaz. – Uzasadnienia były absurdalne. Zakopane odpowiedziało, że nic nie zrobiło, bo informacja była już w mediach. W Suchej był dzień wolny od pracy, a w dni wolne od pracy, wiadomo, jest wolne. Nowy Targ „dał linka na stronie WWW” – wymienia Andrzej Guła.
Na brak skutecznego informowania narzeka się niemal wszędzie. Nie wyłączając Warszawy. – Nie informowano. Nikt o tym nie wie. Władze miasta udają, że wszystko idzie ku dobremu i powietrze jest coraz lepsze. Mówi się, że to kwestia nawiewania zanieczyszczeń z zewnątrz. Wystarczy jednak rzucić okiem na mapę zanieczyszczeń, by się zorientować, że tak nie jest – mówi Jan Śpiewak ze stowarzyszenia Miasto Jest Nasze o niedawnych bardzo wysokich przekroczeniach norm jakości powietrza w Śródmieściu. Śpiewak podkreśla, że sytuacja w stolicy jest o tyle inna niż w Krakowie, że większy udział w powstawaniu smogu mają auta. Na południu kraju smog wiąże się przede wszystkim z tzw. niską emisją z pieców domowych.
Choć Warszawa ma znacznie lepsze powietrze od Krakowa, w porównaniu z miastami zachodnimi jej sytuacja nie wygląda różowo. A większość decyzji, które trzeba by podjąć, zalicza się do tych, które rajcy uważają za niepopularne. W przypadku stolicy wyobrażenie o tym, co należałoby zrobić, mogą dać przykłady z Paryża lub Mediolanu. Jeśli chodzi o Śląsk – z Sarajewa.
Paryż mierzy się ze smogiem, który na naszej skali nim nie jest, a miasto coraz częściej decyduje się na poważne ograniczenia ruchu samochodowego. Burmistrz Mediolanu (włoski poziom alarmowy jest w wypadku smogu cztery razy niższy od naszego) z powodu przekroczenia norm jakości powietrza zdecydował się ostatnio zakazać jazdy autem po mieście w godzinach szczytu. Zaapelował także do mieszkańców, by nieco przykręcili domowe grzejniki. W Teheranie czy w Sarajewie w czasie smogu zamyka się szkoły i urzędy. Kierunek działania wskazał też Petr Kajnar, do niedawna burmistrz Ostrawy, który uznał, że prawo krajowe nie daje mu możliwości skutecznej walki ze smogiem, i pozwał do sądu władze krajowe. – Fakty pozostają faktami. W Ostrawie ludzie umierają, bo państwo nic nie robi – argumentował.
W Polsce ludzie umierają, bo państwo robi niewiele, a samorządy zamiatają sprawę pod dywan. Tymczasem oddychanie polskim powietrzem kosztuje życie – podkreślmy to jeszcze raz – 45 tys. Polaków rocznie. W tym kilkuset krakowian.
Różnica jest taka, że większość Polaków o tym nie wie.
Jeszcze.
Tekst pochodzi z Tygodnika Przegląd.
Foto: Tomasz Wełna