Od jakiegoś czasu toczy się w Polsce debata na temat konieczności wprowadzenia norm jakości dla węgla. W styczniu tego roku rząd Beaty Szydło przyjął program dla czystego powietrza, w którym zapowiedział wprowadzenie takich norm w obrocie indywidualnym. To krok na który czekamy od wielu lat. Apelują o to eksperci. Strona społeczna. Najwyższa Izba Kontroli, której raporty pokazują, że to jest olbrzymie zaniedbanie. Na tym rynku nie ma żadnych mechanizmów kontroli.
Mieliśmy nadzieję, że te się pojawią. I pojawią się po to, żeby chronić zdrowie i życie Polaków. To jest bowiem sprawa, która jest tutaj najbardziej istotna. Sprawa, od której cała ta rozmowa powinna się zaczynać. Tymczasem – dla mnie to najbardziej kuriozalne, zadziwiające – w całej tej debacie w ogóle nie mówi się, po co te normy są potrzebne. Nie mówi się, że one są potrzebne po to, by chronić nasze zdrowie.
Czy ktoś w końcu powie w Polsce, że normy jakości węgla określające dopuszczalną zawartość siarki, popiołu, wilgoci, są potrzebne po to, by zadbać o nasze zdrowie? Bez nich nie rozwiążemy problemu smogu. A dopóki nie rozwiążemy problemu smogu, będziemy chorować i umierać.
Wcześniejsza propozycja Ministerstwa Energii w ogóle nie brała tego pod uwagę. Przedstawiono regulację, która nic nie zmieniała. Dopuszczała do obrotu marnej jakości węgiel, nawet odpady. Teraz zaczynają pojawiać się odpowiedzi na uwagi zgłoszone do tego projektu w konsultacjach społecznych, więc wiemy coraz więcej. I wiemy już na przykład, że Ministerstwo Energii nie chce stworzyć żadnego systemu kontroli i nadzoru nad węglem sprzedawanym dla Kowalskiego. Ten kupując węgiel na składzie nadal nie będzie wiedział, co dostaje – ile w paliwie jest siarki, wody. Propozycje zgłoszone przez nas, ale też przez Instytut Chemicznej Przeróbki Węgla, Polską Izbę Ekologii, a nawet ministrów obecnego rządu, odrzucono.
To pozwoli nadal nabijać Kowalskiego w butelkę. Będzie mu można sprzedać wszystko. Do pieców będzie trafiał na przykład węgiel wilgotny, którego spalanie powoduje ogromną emisję pyłów, ale też obciąża kieszeń kupującego, bo odparowanie wody – ta przecież się nie pali – pochłania energię.
Całą debata jest oderwana od najważniejszego – od zdrowia. Zastanawialiśmy się już, czy normy jakości węgla będą w stanie ograniczyć jego import. Myśleliśmy o tym, jak one wpłyną na dobro spółek górniczych. Głośno mówi się o tym, że chodzi przede wszystkim o ochronę ich interesu. Kluczowa kwestia zdrowotna zupełnie się tutaj nie przebija, jest marginalizowana.
Nikt nie pyta, jakie powinny być parametry węgla, by zapewnić nam czyste powietrze. Nikt.
Dlaczego? Bo polskie spółki węglowe nie są w stanie dostarczyć nam węgla odpowiedniej jakości?