Ponad 200 hektarów lasu powróciło pod opiekę rdzennej grupy plemiennej

885
0
Podziel się:
las sekwojowy sekwoje kalifornia

Potomkowie plemion indiańskich na wybrzeżu północnej Kalifornii odzyskali część swojego dziedzictwa. W tym starożytne sekwoje, które pamiętają, jak ich przodkowie kroczyli po ziemi Tc’ih-Léh-Dûñ – ogłosiła organizacja Save the Redwoods League.

Misją Save the Redwoods League jest ochrona sekwoi również poprzez zapobiegawczy zakup praw do rozwoju na obszarach, gdzie występują gigantyczne drzewa. Organizacja ogłosiła ostatnio, że ponad 200 hektarów lasu na tzw. Zagubionym Wybrzeżu (Lost Coast) przekazuje radzie InterTribal Sinkyone Wilderness, zrzeszającej grupę 10 plemion, zamieszkujących ten teren od tysięcy lat. Od teraz to ona będzie odpowiedzialna za ochronę ziemi nazwanej w wymarłym języku Tc’ih-Léh-Dûñ. Nazwę tę można przetłumaczyć jako „miejsce wybiegu ryb”.

„To błogosławieństwo i uzdrowienie”

Naturalny i niezagospodarowany obszar północnego wybrzeża Kalifornii w hrabstwach Humboldt i Mendocino nazwano Lost Coast po tym, jak doświadczył wyludnienia w latach 30. XX wieku.

– Będziemy opiekunami ziemi, z której ludzie zostali usunięci lub zmuszeni do ucieczki, zanim ogołocono las z drewna. To prawdziwe błogosławieństwo – powiedziała Priscilla Hunter, przewodnicząca rady Sinkyone. – To jak uzdrowienie dla naszych przodków. Wiem, że są teraz szczęśliwi. To nam dane było ochronić ten teren. 

Przekazanie ziemi jest dużym krokiem w rozwijającym się ruchu Land Back. Ma on zwrócić ojczyznę przodkom tych, którzy żyli tam przez tysiąclecia, przed przybyciem europejskich osadników. Organizacja po raz pierwszy współpracowała z radą Sinkyone w 2012 roku. Wtedy to „oddała” jej pobliską działkę o powierzchni ponad 60 hektarów.

Z kolei niedawno liga zapłaciła 37 milionów dolarów za malowniczy, pięciokilometrowy odcinek surowego wybrzeża. W ten sposób uchroniła go przed wyrębem i ostatecznie udostępniła ludziom. W przypadku terenu przekazywanego plemiennej grupie, otwarcie dostępu dla zwiedzających nie jest priorytetem. Mimo to pozostaje bardzo ważnym elementem układanki ochrony całego ekosystemu. 

Czytaj również: Zrzucili się na wspólny las w górach. Będzie chroniony i ogólnodostępny

Korporacja odkupuje swoje winy

Tutejsze strome wzgórza wznoszą się i opadają do dopływu rzeki Eal (Węgorz), w której żyją pstrągi i łososie Coho. Ostatnia wycinka miała miejsce około 30 lat temu; nadal widnieje tu dużo starych sekwoi, a także drzew lasu wtórnego. 

– Można tu niemal namacalnie poczuć, że natura się leczy,  wraca do zdrowia – powiedział Sam Hodder, dyrektor Save the Redwoods League. – Idziesz przez las i nawet gdy widzisz upiorne pniaki prastarych drzew, które zostały stąd zebrane, możesz też dojrzeć młode sekwoje, wyrastające z tych pniaków.

Liga kupiła ziemię dwa lata temu za 3,5 miliona dolarów sfinansowanych przez Pacific Gas & Electric Co. Zapewniono w ten sposób siedlisko dla zagrożonej sowy plamistej i marmurkowatej. Złagodzono też inne szkody dla środowiska spowodowane przez przedsiębiorstwo. Chodzi m.in. o eksplozję gazociągu w 2010 roku w dzielnicy San Bruno, w której zginęło osiem osób. Od 2017 roku firmę obwinia się za wywołanie ponad 30 pożarów. Zniszczyły one ponad 23 tys. domów i firm oraz zabiły ponad 100 osób.

PG&E jest mocno krytykowane za nieponoszenie odpowiedzialności w eksploatacji roślinności, gdzie przebiegają gazociągi oraz zniszczenie wielu dużych i starych drzew.

– Dziękujemy organizacji Save the Redwoods League za skorzystanie z każdej okazji do ochrony ziem na Zaginionym Wybrzeżu. Jednak otrzymanie zielonej odznaki zasług dla PG&E po wszystkich zniszczeniach, których dokonują, jest nie do zaakceptowania – podkreślił Michael Evenson, wiceprezes Lost Coast League, która opowiada się za ochroną wody i dzikiej przyrody na tym obszarze. 

Głosy plemienne wreszcie słyszane

Hawk Rosales, były dyrektor wykonawczy rady, powiedział, że nowy obszar to znaczący dodatek do ziem, którymi już teraz opiekuje się plemienna grupa w celach kulturalnych i ekologicznych.

– Przez tyle dziesięcioleci głosy plemienne były marginalizowane w głównym ruchu ochrony przyrody. Dopiero od niedawna jesteśmy zaproszeni do znaczącego udziału w tych działaniach i objęcia roli lidera w nich – skomentował Rosales.

Zwiększenie skali gruntów zarządzanych przez społeczności plemienne to też szansa, by przywrócić na nich rdzenną wiedzę i praktyki, takie jak kontrolowane pożary, docelowo uzdrawiające las.

Hodder podsumowuje: – Te społeczności zarządzały ziemiami przez tysiące lat. Ich wykluczenie na wiele sposobów wpędziło nas w bałagan, w którym się znajdujemy.

Zobacz także: Czy można ROZMAWIAĆ z DRZEWAMI? 

Źródło:  Associated Press

Zdjęcie: Shutterstock

Podziel się: