Kiedy stężenie pyłów jest duże, w szpitalach wzrasta liczba pacjentów z zawałami serca i udarami mózgu – tego dowiedli lekarze ze Śląskiego Centrum Chorób Serca. Zespół pod kierownictwem prof. Mariusza Gąsiora we współpracy z Zakładem Biostatystyki Śląskiego Uniwersytetu Medycznego przeprowadził rozległe badania w całej Aglomeracji Śląskiej, sprawdzając, jak smog wpływa na zdrowie mieszkańców.
– Pomysł pojawił się już jakiś czas temu, jeszcze na kole naukowym. Razem z innymi studentami napisaliśmy projekt badań sprawdzających korelację między smogiem a chorobami wieńcowymi – tłumaczy Aneta Ciślak, lekarka ze Śląskiego Centrum Chorób Serca, uczestnicząca w badaniu – Potem postanowiliśmy rozszerzyć nasze prace – dodaje.
Lekarze połączyli dane z Narodowego Funduszu Zdrowia, obejmujące 600 tysięcy pacjentów leczących się z powodu chorób serca, układu krążenia lub udaru mózgu z informacjami z Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska o stężeniu szkodliwych substancji w powietrzu oraz alertach smogowych. – W ten sposób, używając specjalnego algorytmu, badaliśmy częstość zawałów, udarów, innych powikłań kardiologicznych, a także śmiertelność podczas alarmów smogowych. Pod uwagę wzięliśmy wpływ dziennego stężenia dwutlenku siarki, tlenków azotu, czadu i pyłów zawieszonych – tłumaczy Aneta Ciślak.
Okazuje się, że podczas wysokiego poziomu tlenków azotu w szpitalach pojawia się o 12 proc. więcej chorych z zawałem serca. Ryzyko zawału zwiększa się także przy niższych wartościach ciśnienia atmosferycznego.
To nie wszystko – o 16 proc. rośnie liczba udarów mózgu. – Wyższe prawdopodobieństwo udaru mózgu związane było z wyższymi stężeniami tlenku azotu, dwutlenku azotu, tlenku węgla, pyłów PM10, mniejszą prędkością wiatru oraz ogłoszeniem alarmu smogowego 3 i 5 dni przed udarem – czytamy w opisie wyników badań.
Więcej jest też pacjentów z zatorowością płucną – o 18 proc. Hospitalizacje z tego powodu były częstsze w przypadku wyższego stężenia tlenku i dwutlenku azotu, niższego stężenia ozonu i wyższej wilgotności powietrza. Te same czynniki powodowały, że w śląskich szpitalach pojawiali się pacjenci z migotaniem przedsionków.
W czasie, kiedy powietrze jest bardziej zanieczyszczone, więcej pracy mają także lekarze pierwszego kontaktu. Więcej wizyt w poradniach POZ odbywa się, kiedy stężenie tlenku i dwutlenku azotu, a także tlenku węgla i pyłów zawieszonych PM10 i PM2,5 jest wyższe. Ta tendencja utrzymuje się też w czasie alarmu smogowego i nawet do 14 dni po nim.
Lekarze przeanalizowali także dane dotyczące umieralności: podczas alarmu smogowego, umiera o 6 procent więcej osób. Taka tendencja ciągnie się przez kolejnych kilkanaście dni – nawet w dwa tygodnie po alarmie smogowym na Śląsku wciąż notuje się więcej zgonów niż zwykle.
– To pierwsze takie badanie w Polsce, na tak dużej populacji. Województwo Śląskie było idealnym polem do analiz, bo zajmuje około 4 procent powierzchni Polski, a emituje 50 proc. zanieczyszczeń. Jest najbardziej zanieczyszczonym regionem – mówi zaangażowany w badania prof. Lech Poloński.
Specjaliści po zakończeniu tych badań chcą iść dalej i sprawdzić, która grupa wiekowa jest najbardziej narażona na choroby wywołane smogiem. – Według doniesień, duże stężenie zanieczyszczeń najgorzej znoszą osoby starsze. Chcemy to sprawdzić i przebadać – dodaje Ciślak.
Lekarze podkreślają, że za zanieczyszczenie odpowiedzialni są zwykle sami mieszkańcy, którzy nie przywiązują wagi do tego, czym palą w piecach. A im dłużej mamy kontakt z zatrutym powietrzem, tym większe prawdopodobieństwo, że zachorujemy.
Opracowanie wyników jest obecnie przygotowywane do publikacji.