Londyn staje się pierwszym na świecie miejskim parkiem narodowym. To idea, która w brytyjskiej stolicy pojawiła się pięć lat temu, teraz przekonała Sadiqa Khana i oznacza, że miasto zadeklaruje, że postara się dbać o naturę z pomocą zasad nawiązujących do „klasycznych” parków narodowych, ale też postara się promować rozwój terenów zielonych.
Na pewnym poziomie jest to idea podobna do haseł takich, jak te mówiące o „europejskich stolicach kultury”, „zieleni”, itp…, które bardzo ładnie brzmią, ale bardzo niewiele z nich wynika. Tym razem jednak oprócz haseł o rozwoju terenów zielonych, które maja poprawiać jakość życia w mieście i być właściwą odpowiedzią na wyzwania stwarzane przez stale rosnącą populację Londynu, która niedługo ma przekroczyć 11 milionów mieszkańców, pojawiło się też kilka konkretów. Jednym z nich jest bardzo jasno określony cel, który mówi o tym, że ilość terenów zielonych w mieście ma w 2050 roku osiągnąć poziom 50 proc.
W jego osiągnięciu ma pomóc między innymi kilka prostych zabiegów. W tym na przykład rozwiązania takie jak demontaż betonowych podjazdów lub zastępowanie tarasów trawnikami. Betonowe płoty mają być, przynajmniej częściowo, zastępowane przez żywopłoty. Szczególną uwagę planuje się poświęcić tworzeniu ogrodów, które będą stanowić zabezpieczenie przeciwpowodziowe. Zapowiedzi dotyczą też zadbania o siedliska dzikich, choć miejskich, zwierząt. I standardowych rozwiązań takich jak zielone dachy oraz pnącza na murach budynków.
Jak na razie pieniędzy przeznaczono na to niewiele, ale plany – jak zapewniają decydenci – są wpisywane do istniejących miejskich polityk związanych z utrzymaniem zieleni. Co zyskuje także uzasadnienie ekonomiczne, bo – jak podaje portal World Economic Forum powołując się na dane Natural England – każdy funt wydany na zieleń i drzewa oznacza 7 funtów zaoszczędzonych w wydatkach na energetykę, opiekę zdrowotną i koszty środowiskowe.
A jest też tak, że osiągnięcie poziomu 50 proc. terenów zielonych, który byłby wyzwaniem niemal dla każdego polskiego miasta, nie jest dla Londynu aż tak dalekie. Już dzisiaj ilość terenów w Greater London wynosi 47 proc. W co wliczają się między innymi gigantyczne londyńskie parki (to aż 18 proc. powierzchni miasta), ale też pola golfowe i prywatne ogródki, których w niskiej zabudowie brytyjskiej stolicy jest bardzo dużo. Sama idea ogłoszenia Londynu miejskim parkiem narodowym pojawiła się pięć lat temu, a jej autorem był Daniel Raven-Ellison. Rzecz zaczęła się od jednego wpisu na blogu, by niedługo potem rozpocząć udaną kampanię crowdfundingową i zaowocować bliską współpracą z burmistrzem miasta.
Fot. Flar Foster/Shutterstock.