Rolnictwo, a w szczególności współczesna produkcja mięsa, przekłada się na przykre konsekwencje dla naszej planety. To przede wszystkim niemały ślad węglowy, a więc emisja gazów cieplarnianych do atmosfery. Dlatego w ostatnich latach pojawiają się alternatywne rozwiązania tego problemu. Jednym z nich jest laboratoryjna produkcja mięsa i tworzenie jego substytutów. Na początek produkty mięsne z laboratorium będą jeść nasi domowi pupile. Czy następni będziemy my sami?
Brak mięsa, a w zamian za to owady, a jeśli już, to mięso z laboratorium. To wizja, którą straszą niektórzy politycy, także ci z naszego podwórka. Wbrew różnym tezom, nikt nam diety nie narzuci, bo wybór tego, co jemy, to niezbywalne prawo człowieka.
Czy jednak faktycznie kiedyś będziemy musieli jeść owady oraz mięso z laboratorium? Możliwe, że tak, ale z pewnością nie będzie to podyktowane przeczącym demokracji zasadom, a długofalowemu procesowi kulturowemu. Być może w pewnym momencie ogół społeczeństwa uzna, że tak trzeba. Droga do tego jest bardzo długa, ale pewne eksperymenty już mają miejsce.
Dieta a klimat
Dziś świat emituje do atmosfery około 40 mld ton ekwiwalentu dwutlenku węgla. Ekwiwalentu (CO2e), gdyż w rachunek wliczany jest metan. Za emisje tego silnego gazu cieplarnianego w dużej mierze odpowiada właśnie produkcja mięsa. Ilość CO2 w atmosferze jest dziś bardzo duża.
Prof. Szymon Malinowski, fizyk atmosfery na Uniwersytecie Warszawskim powiedział dla SmogLabu, że ilość CO2 w atmosferze przewyższa już tak naprawdę poziomy sprzed kilkunastu milonów lat. Nie mamy 420 ppm CO2, które pokazuje nam słynna stacja pomiarowa na Hawajach. „W ekwiwalencie CO2 mamy w powietrzu już odpowiednik 520 ppm CO2. Ta koncentracja gazów cieplarnianych jest większa niż około 15 mln lat temu. Samego CO2 jest, jak wspomniano 420 ppm, czyli więcej niż pliocenie” – stwierdził prof. Malinowski.
Tak duża ilość gazów cieplarnianych oznacza, że powinniśmy zacząć działać. Ważna jest więc edukacja, nie tylko młodego pokolenia, ale też samych polityków. Badania naukowe pokazują, że nasze nawyki żywieniowe przekładają się na stan środowiska. Ślad węglowy, który zostawia po sobie weganin, to ok. 2,5 kg CO2e dziennie, wegetarianina – 3,2 kg CO2e. Z kolei „mięsożercy” zostawiają po sobie aż 7 kg CO2e dziennie i zjadają ok. 100 g mięsa.
Mięso z laboratorium na psie talerze. To już się dzieje
Prędzej czy później nadejdzie taki dzień, kiedy na talerzu (także polityków!) znajdzie się mięso z laboratorium. Na razie jednak to nasi pupile, czyli psy, dokładnie te z Wielkiej Brytanii zasmakują takiego smakołyku. Już teraz można na wyspach kupić karmę dla psów zrobioną właśnie z takiego mięsa.
Co to dokładnie jest? To przysmak zawierający składniki roślinne i 4 proc. mięsa z kurczaka wyhodowanego w laboratorium przez Meatly. To londyński startup, który w zeszłym roku stał się pierwszą firmą na świecie, która uzyskała zgodę organów regulacyjnych na stosowanie tego rodzaju mięsa w karmie dla zwierząt domowych.
Mięso hodowane lub uprawiane w laboratorium jest wytwarzane poprzez pobranie niewielkiej próbki komórek zwierzęcych. W tym przypadku z jaja kurzego . Następnie komórki te hodowanie są w stalowym zbiorniku zwanym bioreaktorem, wraz z wodą i składnikami odżywczymi. W ciągu kilku tygodni produkowana jest masa białkowa o znacznie mniejszym wpływie na środowisko niż hodowla żywego zwierzęcia, pod względem wykorzystania gruntów i wody, a także emisji dwutlenku węgla. Biorąc też pod uwagę etykę – bez konieczności zabijania kurczaka.
– Po raz pierwszy w historii konsument mógł kupić produkt wykonany z mięsa hodowlanego dla swojego zwierzaka i po raz pierwszy w Europie konsument mógł kupić mięso hodowlane, czy to dla ludzi, czy dla zwierząt. Naszym zamiarem zawsze było uprawianie mięsa na karmę dla zwierząt domowych. Uznaliśmy, że istnieje ogromna paląca potrzeba w świecie zwierząt domowych, ponieważ 20 proc. mięsa na świecie jest spożywane przez nasze zwierzęta. Przeciętny labrador zjada więcej mięsa niż jego właściciel – mówi na łamach CNN, Owen Ensor, założyciel startupa.
To dopiero początek
To na razie początek. Karma o nazwie „Chick Bites” i wyprodukowany we współpracy z marką karmy dla zwierząt „The Pack” – są dostępne w ograniczonym zakresie. Londyńczycy mogą kupić tę karmę dla swoich pupili na razie tylko w jednym sklepie. Karma na bazie ekologicznej formy produkcji mięsa jest na razie dość droga. Kilogram karmy to wydatek rzędu 170 zł.
W ostatnich latach alternatywy dla mięsa zyskują na popularności. Są nimi produkty roślinne, które wykorzystują białko, takie jak soja, aby naśladować prawdziwe mięso. To też produkty, które wykorzystują fermentację drobnoustrojów, takich jak grzyby lub drożdże, do produkcji białka. Na razie mięso hodowane w laboratorium nie jest jeszcze powszechnie dostępne.
Jak powiedział Ensor „nasz proces jest nadal dość drogi, ale poczyniliśmy niesamowite postępy w obniżaniu kosztów, zwłaszcza składników odżywczych, którymi karmimy komórki kurczaka. Są one często najdroższym składnikiem, a my obniżyliśmy je z 700 funtów (około 3500 zł) za litr do 26 pensów za litr (około 1,3 zł). W ciągu ostatnich dwóch lat zwiększyliśmy efektywność kosztową o rząd wielkości i kontynuujemy tę podróż”.
Na razie tylko kilka krajów zatwierdziło sprzedaż mięsa hodowanego w laboratoriach. To Singapur w roku 2020, USA w 2023 i Izrael w 2024, jednak inwestorzy coraz chętniej spoglądają w tym kierunku.
- Czytaj także: Tortura w imię nuggetsów. Tak powstaje mięso, które jemy
Proces produkcji znacznie przyspieszy. Co z akceptacją społeczną?
Jakość mięsa z probówki, jak zapewnia startup, jest praktycznie identyczna, jak jakość normalnego mięsa. Tym bardziej, że nie zawiera ono tego, co zawiera mięso z kurczaków pochodzących z chowu klatkowego, czyli np. sterydów czy antybiotyków. Jego produkcja wymaga o 50 do 60 proc. mniej areału niż tradycyjna hodowla i nawet 40 proc. mniej wody. W związku z tym, emisje CO2 są 40 proc. mniejsze niż w przypadku produkcji normalnego mięsa.
Droga jednak do tego daleka. Największym wyzwaniem jest zwiększenie skali produkcji. Jak powiedział wspomniany Ensor, aktualnie wykorzystywane są niewielkie bioreaktory do produkcji komórek mięsa drobiowego. Zapewnił jednak, że już niedługo skala ta zwiększy się 400-krotnie.
Następni w kolejce oczywiście będziemy my. Będzie to jednak wymagało akceptacji społecznej, a o nią może nie być łatwo. I nie chodzi tu tylko o kwestie ideologii wyznawanych przez takich konserwatystów. W grę wchodzi nasza ogólna niechęć do zmian i do czegoś, czego nie znamy.
– Istnieje wiele dowodów na to, że akceptacja konsumentów dla mięsa hodowlanego jest silnie związana z jego znajomością. Gdy produkt staje się bardziej znany w jakiejkolwiek formie, będzie postrzegany jako bardziej normalny, a zatem będzie bardziej akceptowany – zauważa brytyjski psycholog, Christopher Bryant.
A co na to dotychczasowi testerzy?
Wyniki prób żywieniowych podawane przez firmę pokazały, że 50 proc. psów „liznęło miseczkę” po podaniu, a 75 proc. właścicieli uznało, że psiaki bardziej polubiły przysmak niż dotychczasowe smakołyki
Zdjęcie tytułowe: shutterstock/AnnaStills