Z czym kojarzymy Los Angeles? Najpierw myślimy o filmowej dzielnicy Hollywood, kalifornijskich plażach czy słynnych raperach. Jednak do tej listy coraz częściej dodajemy trujące powietrze i niebezpieczne pożary. To one są jedną z głównych przyczyn fatalnej jakości powietrza w najbardziej zaludnionym mieście Kalifornii. Tutejszy smog jest tak charakterystyczny, że nosi nazwę samego miasta.
Pożary znów szaleją w Los Angeles, a media na całym świecie obiegają dramatyczne filmy z płonących gospodarstw i buldożerów usuwających na pobocze porzucone w pośpiechu pojazdy.
To kolejna taka sytuacja w ciągu ostatnich miesięcy, tym razem jest o niej szczególnie głośno, ponieważ w ogniu stanęła luksusowa dzielnica celebrytów.
PALISADES FIRE | 2921 acres 0% containment. Extreme fire behavior, short & long-range spotting, continues to challenge firefighting efforts for the Palisades Fire. Winds gusts up to 60 MPH are expected to continue through Thursday. pic.twitter.com/QHKIh6u6FD
— L.A. County Fire Department (@LACoFDPIO) January 8, 2025
„Czuli, jak palą ich płuca”
Jednak dla mieszkańców LA zanieczyszczone powietrze to chleb powszedni. Według danych CAL FIRE (Departamentu Leśnictwa i Ochrony Przeciwpożarowej Kalifornii), w 2024 roku w stanie Kalifornia odnotowano 7 490 pożarów, które spaliły około 146 tys. hektarów. Rok wcześniej było ich jeszcze więcej, bo niemal 9 tys., a całkowita strawiona przez ogień powierzchnia to prawie 800 tys. hektarów. Dla porównania: boisko piłkarskie to nieco mniej niż hektar, a lotnisko na Okęciu ma ok. 830 hektarów.
Według amerykańskiego indeksu jakości powietrza (U.S. Air Quality Index) w niemal całym mieście powietrze określane jest jako „bardzo niezdrowe”, co jest piątym poziomem zanieczyszczenia, w sześciostopniowej skali. Dym pogarsza sytuację w Los Angeles, która była fatalna nawet bez pożarów.
– My, mieszkańcy miasta, naprawdę doświadczamy konsekwencji złej jakości powietrza. Jako dziecko miałem astmę, mój kuzyn z tej samej okolicy chorował na to samo, podobnie jak wiele innych dzieci. Moi rodzice dorastali w latach pięćdziesiątych i wciąż pamiętają, jak chodzili do szkoły i czuli, jak palą ich płuca, było to wtedy bardzo powszechne zjawisko – mówi SmogLabowi Christopher Chavez z Koalicji na rzecz Czystego Powietrza (Coalition for Clean Air, CCA), jedynej organizacji działającej na obszarze Kalifornii, która skupia się w całości na walce ze smogiem. Sam Chavez urodził się i mieszka właśnie w Los Angeles.
Położenie LA jest dosyć niefortunne i przyczynia się do kumulacji zanieczyszczeń. Występujący tu smog jest jednym z dwóch głównych typów smogu, obok londyńskiego (kwaśnego). Nazywany jest kalifornijskim, fotochemicznym czy właśnie smogiem „typu Los Angeles”. Oba różnią się mechanizmem powstawania, składem chemicznym (proporcjami cząstek i gazów) oraz warunkami klimatycznymi.
Ten, z którym mamy do czynienia na zachodnim brzegu USA, powstaje w dni suche i słoneczne przy dużym natężeniu ruchu ulicznego. Jego głównymi składnikami są tlenki azotu i lotne związki organiczne, które wchodząc ze sobą w reakcję tworzą szkodliwy ozon. W ostatnich latach, do tej mieszanki dochodzi coraz częstszy dym pochodzący z pożarów wokół miasta, lub tak jak teraz – na jego terenie. Ten rodzaj smogu występuje głównie latem w dużych miastach.
Z kolei w przypadku smogu londyńskiego, sprzyja mu duża wilgoć i niska temperatura. Są za niego odpowiedzialne przede wszystkim spalane paliwa kopalne. W jego składzie dominują tlenki siarki, pyły zawieszone, tlenki węgla oraz benzo(a)piren. Mamy z nim do czynienia w klimacie umiarkowanym w okresie zimowym.
Tyle suchej teorii, bo smog to przecież przede wszystkim fatalny wpływ na środowisko i zdrowie ludzi.
Pożary i porty źródłem zanieczyszczeń w Los Angeles
Według raportu State of the Air, w 2024 roku Los Angeles było najbardziej zanieczyszczonym amerykańskim miastem jeśli chodzi o ozon.
– Wszyscy słyszeliśmy o dziurze ozonowej. Ten potrzebny jest wysoko w atmosferze, natomiast jeśli znajduje się na poziomie, na którym żyjemy, to wpływa bardzo negatywnie na nasze zdrowie – mówi Christopher Chavez.
Ozon utrudnia oddychanie i przyczynia się do powstawania astmy (na którą choruje 1 na 10 dzieci w hrabstwie Los Angeles). Szacuje się, że co najmniej tysiąc mieszkańców miasta umiera każdego roku z powodu złej jakości powietrza.
Na kumulowanie się zanieczyszczeń wpływa położenie miasta w niecce otoczonej górami i oceanem, a dodatkowo latem miasto nawiedzają pyły przenoszone przez wiatr i pożary lasów – z czym mierzą się również inne części Kalifornii. Na to wszystko nakładają się spaliny samochodowe. W mieście mieszkają niemal 4 miliony osób plus kolejne dwa miliony w całym hrabstwie, a liczba pojazdów (w tym komercyjnych i motorów) wynosi prawie 2,5 miliona.
#PalisadesFire great drop pic.twitter.com/B5GTEcovv8
— firevalleyphoto (@firevalleyphoto) January 7, 2025
– Borykamy się więc również z problemem cząstek zawieszonych. Zdecydowaną większość generuje transport i myślę tu nie tylko o samochodach, ale również o portach – mówi Chavez.
W LA istnieją dwa – główny, czyli port Los Angeles, oraz pobliski port Long Beach. Razem tworzą największy kompleks portowy w Stanach Zjednoczonych i jeden z największych na świecie. Mimo spadku emisji cząstek z ich operacji o niemal 90 proc. w ciągu prawie dwóch ostatnich dekad, wskaźnik zanieczyszczeń w obszarach przyportowych utrzymuje się na wysokim poziomie.
„[Oba porty] wytwarzają szacunkowo 100 ton smogu dziennie, przy niewielkiej poprawie od 2011 roku” – podaje IQAir.
- Czytaj także: Jemen. Katastrofalne powodzie uderzają w kraj, w którym toczy się zapomniany konflikt
Mniejszości narażone najbardziej
W tak ogromnym mieście poziomy zanieczyszczenia powietrza różnią się między dzielnicami. Największy smog unosi się nad tymi w pobliżu portów oraz rafinerii naftowych, fabryk i autostrad.
I chociaż dziś najwięcej mówi się o płonącej dzielnicy celebrytów, to na co dzień to mniejszości i społeczności o niskich dochodach są szczególnie narażone na choroby związane z brudnym powietrzem. Chavez przekonuje, że często żyją w pobliżu źródeł zanieczyszczeń ze względu na dyskryminującą politykę mieszkaniową sprzed wieków.
– Mieszkam po zachodniej stronie miasta, która jest stosunkowo uboga. Istnieją badania, z których wynika, że nasz kod pocztowy oznacza, że średnio żyjemy o około 6-8 lat krócej ktoś mieszkający po wschodniej stronie miasta. Oczywiście nie wynika to jedynie z powodu smogu, bo znaczenie ma też między innymi utrudniony dostęp do opieki zdrowotnej. Niemniej, jakość powietrza zdecydowanie odgrywa tu swoją rolę – mówi.
Potwierdza to analiza przeprowadzona przez Uniwersytet Kalifornijski w Los Angeles. Wynika z niej, że powietrze na obszarach o najwyższym poziomie nierówności społeczno-ekonomicznych nie tylko zawiera większą ilość zanieczyszczeń, ale są one również bardziej toksyczne niż w innych częściach Los Angeles.
Naukowcy z uniwersytetu pobrali próbki powietrza z 54 lokalizacji we wrześniu 2019 i lutym 2020 roku. Następnie przeanalizowali je pod kątem zawartości pyłu zawieszonego PM2.5. Badania potwierdziły, że głównym źródłem zanieczyszczeń jest transport, który odpowiada za 63 proc. zanieczyszczeń, kolejne 20 proc. pochodzi z pyłu glebowego (który jest składnikiem pyłów zawieszonych), a 17 proc. z różnych innych źródeł, m.in. obiektów przemysłowych i portów.
„Ogólnie rzecz biorąc, ludzie [żyjący w mniej uprzywilejowanych dzielnicach] doświadczają toksyczności wyższej o 65 procent niż osoby z grupy najbardziej uprzywilejowanej” – komentowała Suzanne Paulson, badaczka i profesorka nauk atmosferycznych i oceanicznych na Uniwersytecie Kalifornijskim.
Postęp jest, ale może być lepiej
Mimo tych problemów, stan powietrza w Los Angeles i tak uległ znacznej poprawie w przeciągu ostatnich 60 lat.
Smog towarzyszy mieszkańcom miasta od początku XX wieku. Już w 1915 roku lokalne władze wdrożyły środki mające na celu ograniczenie emisji. Te jednak okazały się niewystarczające w obliczu dynamicznej industrializacji Los Angeles w ciągu kolejnych dekad.
Z powodu długotrwałego smogu, ludzie regularnie cierpieli na pieczenie oczu i bóle płuc. By temu zaradzić, tuż po Drugiej Wojnie Światowej samorządowcy utworzyli Okręg Kontroli Zanieczyszczeń Powietrza Hrabstwa Los Angeles – pierwszy tego typu organ w kraju.
Kolejne, poważne działania, już na poziomie rządowym, podjęto w latach 60-tych. Uchwalono wtedy Ustawę federalną o jakości powietrza (Federal Air Quality Act), która dawała Kalifornii możliwość ustanowienia własnych, bardziej rygorystycznych zasad dotyczących stanu powietrza, z uwagi na specyficzne uwarunkowania geograficzno-klimatyczne stanu oraz rosnącą liczbę ludzi i pojazdów. W tamtym czasie Los Angeles należało do najbardziej zanieczyszczonych miast na świecie, ale nowa polityka zaczęła przynosić efekty.
Na początku XXI wieku Kalifornia zaczęła również wdrażać nowe technologie, między innymi zaawansowane systemy kontroli emisji w samochodach i zakładach przemysłowych oraz rozwój pojazdów elektrycznych i hybrydowych. Wszystko to sprawiło, że poziom zanieczyszczeń w ciągu minionych 60 lat spadł aż o 60-70 proc.
– To godny pochwały sukces, ale musimy pamiętać, że mimo to nasz region nadal nie spełnia standardów jakości powietrza określonych przez rząd federalny i pod tym względem ciągle znajdujemy się w bardzo trudnej sytuacji. Pamiętajmy, że nawet jeśli lokalne władze Kalifornii radzą sobie dobrze i robią znacznie więcej niż władze federalne, to zawsze mogą działać jeszcze lepiej – studzi entuzjazm Christopher Chavez.
Co zatem samorządowcy powinni jeszcze zrobić?
– Jako CCA, kwestią dla nas priorytetową jest oczyszczenie naszych portów. Stworzenie przepisów regulujących emisję w operacjach okrętowych jest koniecznością. Rekomendujemy również, by politycy przeznaczali więcej środków publicznych na zdrowie społeczności mniejszościowych, ponieważ to właśnie one są nieproporcjonalnie bardziej dotknięte smogiem – stwierdza Chavez.
Dodaje też, że oprócz wprowadzania zmian i inwestycji, równie ważne jest edukowanie społeczeństwa.
– Wierzę, że wiele osób zdaje sobie sprawę z problemu zanieczyszczenia powietrza, ale nie wie, jak głęboko ten problem sięga – przekonuje.
„Polityka antyśrodowiskowa”
Christopher Chavez obawia się, że to, co udało się osiągnąć miastu na rzecz poprawy jakości powietrza, przepadnie w trakcie kadencji prezydenta Donalda Trumpa, który w październiku wygrał wybory po raz drugi.
– Nawet jeśli władze lokalne robią na rzecz walki ze smogiem więcej niż federalne, to faktem jest, że administracja Joe Bidena była żywo zainteresowana jakością powietrza i inwestowała w jego poprawę. Ograniczanie zanieczyszczeń pod rządami Trumpa będzie ogromnie trudne. Nie mam wątpliwości, że jego polityka pozostanie tak samo antyśrodowiskowa, jak poprzednio. Działania proekologiczne na poziomie federalnym – to będzie nasze największe wyzwanie w ciągu kolejnych czterech lat – komentuje.
Działania Coalition for Clean Air, o których mówi Chavez, to między innymi monitoring jakości powietrza w całym kraju, walka ze zmianami klimatu i edukacja społeczeństwa. Obecnie CCA pracuje nad pilotażowym projektem elektrycznych ciężarówek.
Obawy Chaveza o przyszłe działania na rzecz klimatu i środowiska są uzasadnione. Przypomnijmy, że w 2017 roku Donald Trump ogłosił wycofanie Stanów Zjednoczonych z klimatycznego porozumienia paryskiego. Eksperci przekonują, że co prawda prezydent USA nie zatrzyma całkowicie polityki klimatycznej, ale z pewnością ją spowolni. Jeszcze w trakcie tegorocznej kampanii wyborczej Trump zapewniał, że „zwiększenie wykorzystywania paliw kopalnych będzie priorytetem”.
– Wiem, że możemy czuć się zmęczeni i przytłoczeni wiadomościami o zmianach klimatu, że możemy mieć poczucie, że nic nie możemy zrobić. Ale nikt nie oczekuje od nas, żebyśmy byli ekspertami od zmian klimatycznych czy zanieczyszczeń środowiska – przekonuje Chavez.
Dodaje przy tym, że każdy z nas jest ekspertem w zakresie tego, czego doświadcza, z czym się styka oraz co go martwi.
– Możliwość wyrażania tego jest szalenie ważna. Władze muszą o tym słyszeć, politycy muszą być świadomi, że ich wyborcy martwią się środowiskiem i tym, czym oddychają – tak na poziomie lokalnym, jak i krajowym.
Kolejne pożary w Los Angeles. Co wiemy do tej pory?
W dniach 7 i 8 stycznia 2025 roku okolice Los Angeles zostały dotknięte serią pożarów, które zmusiły dziesiątki tysięcy mieszkańców do ewakuacji. Największy z nich, nazwany „Palisades Fire”, wybuchł w dzielnicy Pacific Palisades i objął obszar około 1182 hektarów. Kolejne pożary pojawiły się w rejonach San Fernando na północ od Los Angeles oraz w pobliżu Pasadeny na północnym wschodzie miasta. W sumie cztery główne pożary spaliły około 2307 hektarów terenu.
Pożary były napędzane przez silne wiatry Santa Ana, osiągające prędkość do 160 km/h, oraz wyjątkowo suche warunki, co sprzyjało ich szybkiemu rozprzestrzenianiu się. Władze ogłosiły stan wyjątkowy, a około 100 tysięcy osób zostało objętych nakazami ewakuacji.
Ogień zniszczył wiele domów i budynków, zwłaszcza w zamożnych dzielnicach, takich jak Pacific Palisades, znanej z rezydencji celebrytów. Wśród ewakuowanych znaleźli się znani aktorzy i osoby publiczne. Celebryci zamieszkujący Pacific Palisades to m.in.: Tom Hanks, Ben Affleck, Jennifer Lopez, Adam Sandler czy Matt Damon.
Associated Press podaje, że z pożarami walczy ponad 1400 strażaków, a 180 tys. osób pozostaje bez prądu. Jak dotąd nie odnotowano przypadków śmiertelnych. Pożary spowodowały również znaczne zakłócenia w funkcjonowaniu miasta. Zamknięto główne atrakcje turystyczne, takie jak Universal Studios, a także odwołano wiele wydarzeń kulturalnych.
– Na ewakuowanych terenach odnotowaliśmy przypadki kradzieży. Dwie osoby zostały aresztowane dziś rano i stanie się tak z każdym, kto spróbuje tego procederu – przekazał szef policji w Los Angeles podczas konferencji prasowej. Poinformował też, ża terenie miasta stworzono punkty schronu dla dużych zwierząt, jak i dla zwierząt domowych. Wiele dróg pozostaje zamkniętych dla ruchu samochodowego.
Ogień w Hollywood. Jakie są główne przyczyny pożarów?
Pożary hrabstwie Los Angeles są wynikiem kombinacji czynników naturalnych i działalności człowieka. Główne z nich to kolejno:
- Silne wiatry Santa Ana: Charakterystyczne dla regionu wiatry o prędkości do 160 km/h, które znacząco przyspieszają rozprzestrzenianie się ognia.
- Niska wilgotność powietrza: Sprzyja łatwiejszemu zapłonowi roślinności i jej szybszemu spalaniu.
- Sucha roślinność: Brak opadów deszczu prowadzi do wysuszenia roślinności, która staje się łatwopalna.
Co ciekawe, naukowcy są zgodni, że także zmiany klimatu mają istotny wpływ na nasilenie i częstotliwość pożarów w Kalifornii. Są to:
- Wzrost temperatur: Wyższe temperatury prowadzą do wysuszenia roślinności i gleby, co dostarcza więcej „paliwa” dla pożarów.
- Skracanie się pory deszczowej: Krótszy sezon deszczowy skutkuje mniejszą ilością opadów, co prowadzi do dłuższych okresów suszy i zwiększa ryzyko pożarów.
- Wzmacnianie wiatrów Santa Ana: Zmiany klimatu mogą prowadzić do intensyfikacji tych wiatrów, które są kluczowe w rozprzestrzenianiu ognia.
–
Zdjęcie tytułowe: Donivon Maynard/Los Angeles Fire Department