Skończył się rekordowo ciepły luty. Zimowy miesiąc minął niemal bez mrozów. Co czeka nas w marcu? Prognozy są ostrożne.
28 lutego Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej (IMGW) podał, że luty 2024 jest o 6 st. C cieplejszy względem średniej wieloletniej (1991-2020). To najcieplejszy luty w historii.
Choć nie padł rekord ciepła temperatury maksymalnej, to jak podaje IMGW, luty 2024 okazał się miesiącem ekstremalnie ciepłym. Nie chodzi tylko o temperatury maksymalne w ciągu dnia, które każdego dnia przekraczały zero stopni. 27 lutego w Cieszynie zanotowano 19,3 st. C. To temperatura typowa dla drugiej połowy kwietnia i pierwszej połowy maja. Można więc mówić o dwumiesięcznym wyprzedzeniu. Dodajmy, że chodzi o temperatury, jakie panowały nocą.
Znane powiedzenie mówi: „idzie luty, podkuj buty”. Jednak tak naprawdę powinno się mówić: idzie luty, załóż dobre gumowce, bo zamiast śniegu i lodu w lutym mieliśmy błoto i wodę.
To zasługa braku mrozów i szybkiego topnienia śniegu w górach. Do tego doszły liczne podtopienia, a wręcz lokalne powodzie. Rzeka Bug wylała, zalewając lub odcinając od reszty świata wiele gospodarstw. Sporo innych rzek realnie zagrażało lokalnym społecznościom, bo luty był nie tylko ciepły, ale i mokry. W staropolskim języku „luty” oznacza „srogi”. Słowo jest pochodną tego, że luty zawsze były zimny, mroźny i biały. W tym roku śniegu praktycznie nie było w ogóle. Na łamach SmogLabu opisywaliśmy ośrodki narciarskie, które tej zimy mają problemy z funkcjonowaniem.
Czytaj także: Brakuje śniegu w górach. Świat bez zimowych sportów coraz bliżej
Bez mrozu nawet nocą
– Naprzemienność napływu mas powietrza raz ciepłych, raz zimnych to norma w polskim klimacie, ale wydłużanie się fali ciepła jest wyjątkowe szczególnie na tle ostatnich pięćdziesięciu lat. Wiemy już z badań klimatologów, że polskie zimy uległy ociepleniu o ponad jeden stopień w ciągu stu lat. To dużo – pisze na swoim meteo blogu, Arleta Unton-Pyziołek, synoptyk z TVN Meteo.
Wróćmy jednak do temperatur nocnych, czyli minimalnych. Przykładowo w Gorzowie Wielkopolskim średnia temperatura minimalna w lutym wyniosła 4 st. C na plusie. W Gorzowie tylko trzy dni panował nocą mróz i to ledwo poniżej zera. 8 lutego było -2,3 st., 14 lutego -0,3 st. C i 29 lutego – 0,6 st. C. Jednej nocy było aż 7,3 st. C. To wartość typowa dla kwietnia, a nawet maja. Odchylenie przekracza 10 st. C. W innych miejscach Polski było podobnie.
Liczbę dni z mrozami można było policzyć na palcach jednej ręki.
Zimowy klimat znacznie się zmienił
Miniony miesiąc jest podręcznikowym przykładem zmiany klimatu, czyli globalnego ocieplenia. Oczywiście jeden miesiąc nie oznacza wielkiej zmiany. Niemniej jednak to właśnie ocieplający się klimat przyczynił się do tego stanu rzeczy.
– Luty dopiero dobiegł końca i nie są jeszcze dostępne opracowania, które mówiłyby, w jakim stopniu za wysokie temperatury w tym miesiącu odpowiedzialne było globalne ocieplenie. Globalnie rzecz biorąc, mamy do czynienia z nałożeniem się długoterminowego trendu ocieplenia klimatu i efektu El Niño, które „podbija” średnią temperaturę o pojedyncze dziesiąte stopnia – tłumaczy dr Aleksandra Kardaś z Fundacji Edukacji Klimatycznej i portalu Nauka o klimacie zapytana przez SmogLab.
Warto jednak popatrzeć na to pod szerszym kątem, co ilustrują powyższe mapy. Wyznacznikiem nie tylko lutego, ale całej zimy jest to, ile mamy dni temperaturami poniżej zera. Pamiętajmy przy tym, co się działo w grudniu i styczniu. Nie było wtedy tak ciepło. Od wielu lat obserwujemy, że spada nam liczba dni z temperaturą dobową poniżej zera stopni. Temperatura dobowa to średnia temperatura z dnia i nocy. W latach 1961-1990 notowaliśmy w naszym kraju średnio 69 takich dni.
W minionej dekadzie, czyli w latach 2011-2020 liczba takich dni spadła do 48. To spadek o jedną trzecią w ciągu zaledwie półwiecza. Jeśli ten trend się utrzyma, to wkrótce mrozów już u nas prawie w ogóle nie będzie. W 2020 roku, który był tutaj wyjątkowy, były miejsca, gdzie mroźnych było tylko kilka dni.
Dr Aleksandra Kardaś: Możemy spodziewać się kolejnych rekordów
Na pogodę wpływ mają oceany, które także się ocieplają. Zarówno światowy ocean, jak i Ocean Atlantycki, w tym jego północna część są rekordowo ciepłe. Na temperatury w Polsce i w dużej części Europy wpływ mają właśnie temperatury Oceanu Atlantyckiego. Wiele wskazuje na to, że pozostaną wysokie.
– Od kwietnia zeszłego roku średnia temperatura globalnego oceanu znacząco wykracza poza znany z dotychczasowych pomiarów zakres zmienności, co oczywiście przekłada się na wysokie średnie globalne. Ocean ma dużą bezwładność cieplną i im dłużej się nagrzewa, tym dłużej i silniej będzie podgrzewał atmosferę. Dopóki trwa zjawisko El Niño, możemy spodziewać się kolejnych rekordów. Gdy się zakończy, temperatury mogą trochę spaść, ale prawdopodobnie wciąż będą wysokie w porównaniu ze średnią z dwudziestego wieku, nie mówiąc o średniej przedprzemysłowej – wyjaśnia nam dr Kardaś.
W połowie lutego amerykańska NOAA podała, że ten rok ma 22 proc. szans, by przebić rekordowo ciepły 2023 rok. Przypomnijmy, że świat w zeszłym roku był o 1,48 st. C cieplejszy niż w czasach sprzed rewolucji przemysłowej. Jest niemal pewnym, że ten rok znajdzie się w pierwszej piątce. To oznacza, że w Polsce też będzie ciepło. Choć Ocean Atlantycki wpływa na pogodę i temperatury w Polsce, to w grę wchodzą także inne czynniki. Przede wszystkim cyrkulacja powietrza.
Czytaj także: Ciągle pada? To efekt coraz cieplejszych oceanów
Prąd strumieniowy i Arktyka mogą nam zmienić pogodę
Do zimnego początku wiosny, czy w ogóle zimnej wiosny przyczynić się może to, co dzieje się w Arktyce. Chodzi o wir polarny w troposferze, który może się rozpaść na skutek wzrostu temperatur. A dokładnie o prąd strumieniowy, zwany też jako jet stream.
Jet stream to strumień powietrza napędzany przez różnicę temperatur między zimną (zazwyczaj) Arktyką, a relatywnie cieplejszymi obszarami średnich szerokości geograficznych. Zazwyczaj meandry tego prądu są łagodne, a wir polarny jest stabilny i trzyma zimne powietrze w Arktyce. Ostatnie lata jednak pokazują, że wir coraz częściej się rozpada, występują coraz większe meandry prądu strumieniowego zwane falami Rossby’ego.
Kiedy temperatury w Arktyce rosną, spada ich różnica między północą a południem. W rezultacie prąd strumieniowy, który napędza ruch niżów nad Europą, Ameryką Północną i Azją, zaczyna zwalniać i meandrować. Sięga coraz dalej na południe i północ, a jego spowolnienie powoduje, że języki ciepłego suchego powietrza z południa lub chłodnego i wilgotnego z północy dłużej utrzymują się nad danym obszarem. W miarę ocieplania się Arktyki ekstremalna pogoda utrzymuje się więc znacznie dłużej. Przyczyną wzrostu temperatur w Arktyce jest wielkość lodu morskiego, przede wszystkim to, co dzieje się latem. W ostatnich miesiącach i latach Arktyka permanentnie jest regionem nadzwyczaj ciepłym, z małą pokrywą lodową.
Marzec może być chłodny
Początek marca tak jak luty będzie anormalnie ciepły, ale jeśli się sprawdzą prognozy podawane przez IMiGW, to druga połowa miesiąca będzie chłodna. A być może już za kilka dni będzie chłodniej. Przewiduje się, że w drugiej połowie marca odchylenie od średniej 1991-2020 wyniesie około -0,2 st. C.
W praktyce oznacza to, że w marcu nie będzie trendu wzrostowego, jaki się zazwyczaj obserwuje. Nie zdziwmy się, jeśli na Wielkanoc w ciągu dnia będzie tak samo „chłodno” jak w lutym, czyli będzie tylko 10 st. C. Według prognoz cieplej ma być na wschodzie, a zimniej na zachodzie. W ostatnim tygodniu na zachodzie Polski przewidywane odchylenie ma wynieść -1,1 st. C. Także opady mają być już mniejsze.
–
Zdjęcie tytułowe: shutterstock/uslatar