Przed nami ostatnie dni „długiego weekendu”, a wraz z ich końcem kolejne tony jedzenia trafią do kosza. Z raportu ONZ ds. Wyżywienia i Rolnictwa (FAO) wynika, że ilość żywności, która jest na świecie marnowana, mogłaby nakarmić 1,2 mld ludzi. Tymczasem w skali globalnej przeszło 3 mld ludności nie ma dostępu do zdrowych i zrównoważonych posiłków. W samej Europie pond 50 mln mieszkańców zagraża ubóstwo żywnościowe. Tylko w Polsce marnuje się nawet 9 mln ton żywności rocznie. Obecny system żywnościowy jest więc niewydolny, nieefektywny, a dodatkowo pogłębia kryzys klimatyczny oraz zdrowotny.
Marnowanie żywności dotyczy nie tylko świąt Wielkanocnych oraz Bożego Narodzenia, ale także wszelkich długich weekendów i dodatkowych dni wolnych. Tuż przed nimi w marketach, sklepach spożywczych i centrach handlowych ruch zdecydowanie się wzmaga. Konsumenci, w obawie przed nadchodzącym chwilowym zamknięciem sklepów, robią zapasy na znacznie dłużej. Praktycznie za każdym razem spora część produktów z przepełnionych koszyków i wózków sklepowych trafia do śmietnika. Jak tego uniknąć, co może zrobić każdy z nas oraz jaka jest w tym rola samorządów?
Przedświąteczny szał zakupów spożywczych
– Faktycznie, przed świętami i długimi weekendami kolejki w sklepach są dłuższe, a towary znikają z półek znacznie szybciej. W pośpiechu kupujemy wiele niepotrzebnych produktów, które ostatecznie lądują w koszu. W obliczu zmniejszających się zasobów naturalnych Ziemi i śladu klimatycznego, jaki zostawia po sobie produkcja, transport i dystrybucja żywności zachęcamy do bardziej rozważnych zakupów. Bardziej przemyślane wybory i gospodarowanie żywnością w kuchni przyczynią się nie tylko do obniżenia naszych wydatków, ale także do zmniejszenia kosztów środowiskowych związanych z produkcją żywności – mówi SmogLabowi Alina Pękalska z Fundacji Kupuj Odpowiedzialnie.
Co konkretnie doradza ekspertka?
– zaplanowanie menu na zbliżające się dni,
– stworzenie listy faktycznie potrzebnych produktów,
– przed zakupem sprawdzenie dat ich przydatności do spożycia.
Aby utrzymać zakupioną żywność jak najdłużej świeżą, zwróćmy uwagę na miejsce, w którym ją przechowujemy. Na przykład na umieszczenie ich na adekwatnej półce w lodówce.
– Jest też wiele przepisów na wykorzystanie tak często wyrzucanych warzyw. Tj. pesto z liści rzodkiewki lub naci marchwi. Część produktów możemy też zamrozić. Warto również rozważyć założenie kompostownika, aby organiczne resztki mogły z czasem użyźnić balkonowe uprawy lub grządki w ogródku – mówi nam Pękalska i zachęca do poszukiwania inspiracji w poradniku „Sharing is caring, czyli jak nie marnować żywności”, który dostępny jest na stronie organizacji.
Daria Rogowska, influencerka kulinarna, widzi potencjał w edukowaniu społeczeństwa choćby przez piekarnie. Pieczywo, którego marnujemy w Polsce najwięcej, warto zamrozić. A nie każdy to robi. Opowiada o tym w jednej z debat organizowanych przez Green REV Institute.
2,5 tys. zł rocznie ląduje w koszu
Michał Braun, radny Kielc, zwraca uwagę na kolejny aspekt: – Przy planowaniu jadłospisów warto pamiętać o korzystaniu z lokalnych dostaw, partnerstwa z takimi dostawcami. Musimy pamiętać, że masowa produkcja tworzy masowe marnowanie żywności.
Jak mówi, bardzo ważny jest też argument klimatyczny. – Produkcja żywności to jedno, a składowanie bioodpadów znacząco przykłada się do zmian klimatycznych i o tych dwóch końcach kija musimy pamiętać. – Bioodpady na wysypiskach generują metan, który ma znacznie wyższy potencjał cieplarniany, niż CO2.
Daria Rogowska, gotująca z duchem less waste, mówi o konsumentach przewrotnie. Nazywa ich zarówno częścią problemu marnowania żywności, jak i jego rozwiązaniem. – Jak pokazują statystyki, 4-osobowa rodzina w ciągu roku wyrzuca do kosza 2,5 tys. zł.
To zmarnowane zasoby środowiskowe i finansowe. Marnowanie żywności to też marnowanie gleby, wody, energii i pogłębianie kryzysu klimatycznego.
Marnowanie żywności wyzwaniem dla samorządów
Aby to szeroko uświadomić całemu społeczeństwu, należy podjąć odpowiednie kroki we wszystkich gminach i miejscowościach. Zdaniem ekspertów przeciwdziałanie marnowaniu żywności powinno stanowić składową lokalnych polityk. Z raportu Banków Żywności wynika, że jedynie 1 na 61 badanych gmin uwzględniła w swoich dokumentach strategicznych przeciwdziałanie marnowaniu żywności. To Warszawa.
– Ważne jest też wsparcie od rządu, a tego na razie nie widzę. To by otwierało drogę do zmiany przepisów mówiących o tym, co można zrobić z jedzeniem, które zostaje, jak można się nim dzielić. Gdyby każdy z nas tygodniowo zaoszczędził bochenek chleba lub 1 kg ziemniaków, to jak to się może przełożyć na potrzebujące instytucje: domy dziecka, noclegownie? – pyta Irena Fluder-Kudzia, radna Cieszyna.
Brak sieciowej komunikacji między władzą, lokalnymi instytucjami, restauratorami, etc. jest jej zdaniem poważnym wyzwaniem. Zdaniem Michała Brauna, radnego Kielc, ważne jest szukanie rozwiązań systemowych. – W Polsce funkcjonuje choćby system Banków Żywności, z którymi warto współpracować i wspierać ich działania. – Radny radzi, jak ograniczyć marnowanie żywności.
Po pierwsze – poprzez dostrzeżenie problemu – wpisywanie go do dokumentów strategicznych. – Jestem też za tym, żeby miasta wstępowały do różnych sieci deklarujących ograniczenie marnowania żywności. I mamy takie przykłady. Miasto Bristol ma strategie dążenie do zaprzestania marnowania żywności, Lublanę, która jako pierwsza określiła się jako Zero Waste. W Polsce mamy prawo, które kara za marnowanie żywności. – Szczególnie ważne jest tworzenie polityk na poziomie miejskim, przyjęcie długofalowych strategii. Każdy bochenek chleba, którego nie wyrzucimy, jest ważny.
Dr nauk med. Joanna Kowalczyk – Bednarczyk, biolożka, członkini Foodsharing Warszawa podaje, że stołeczny oddział uratował w zeszłym roku 170 ton żywności.
– Oddolne działanie na pewno nie jest wystarczające, bo ogranicza się do większych miast. To jest misja. Ja mam takie marzenie, żeby ratowanie żywności było jednym z naczyń krwionośnych miast, ale właśnie ze wsparciem samorządów. Tak naprawdę nie na naszych barkach spoczywa odpowiedzialność za ratowanie żywności – mówi.
Foodsharing? Tak, ale poprzedzony edukacją
Zarówno najmłodsi, jak i dorośli, zazwyczaj chętnie dzielą się nadmiarem jedzenia. Jeśli tylko są świadomi, jak ważne jest niewyrzucanie, a podawanie dalej produktów, których sami nie spożyją. Lodówki społeczne czy jadłodzielnie funkcjonują już w wielu miejscach w Polsce. Jednak nie każdy zdaje sobie sprawę, na jakich zasadach działają te punkty. Z pozostawionych tam produktów może skorzystać każdy, niezależnie od sytuacji materialnej. Lodówki istnieją właśnie po to, żeby jedzenie nie trafiało do kosza. Jeśli natomiast w danej miejscowości nie ma takiego punktu, warto nauczyć dzieci i młodzież, że nadmiarem kanapek śniadaniowych można się podzielić ze znajomymi. Za każdym razem będzie to lepsze niż wyrzucenie.
Joanna Kądziołka, edukatorka z Polskiego Stowarzyszenia Zero Waste, podkreśla konieczność wprowadzenia prawa nakazującego sklepom, również mniejszym niż 250 m2, przekazywanie niesprzedanej żywności organizacjom pozarządowym.
– W 2020 r. w porozumieniu z podmiotem, który zajmuje się mierzeniem marnowania żywności (również w szkołach), udaliśmy się do jednej ze szkół w Krakowie i spędziliśmy w niej 3 dni. Muszę przyznać, że byłam mocno zaskoczona, patrząc na to, co jest serwowane dzieciom i jaka jest skala marnowania żywności.
Szkoła liczyła 430 uczniów. W przeliczeniu na rok to marnowano prawie 4 tony żywności.
– To jest kwota prawie 70 tys. zł i niemal 7 tys. posiłków, które lądowały w koszu – wylicza Kądziołka. – Jej zdaniem, ze strony samorządu ważne byłoby przeszkolenie kucharek. Pokazanie im, że można gotować inaczej. Porcje mogą być mniejsze, a sposób podania zachęcający dzieci do spożycia posiłku.
– Myślę, że samorządy powinny spojrzeć na ten problem z wielu stron. Na skalę samorządową popiera sieciowanie, partycypację restauracji, współpracę z placami targowymi i organizacjami pozarządowymi – dodaje.
Jakie strategie powinny wdrożyć miasta?
Zdaniem ekspertów miasta powinny mieć konkretne polityki dotyczące np. żywności ze szkolnych stołówek. Kolejne rozwiązanie to kampanie społeczne z jasnymi hasłami na billboardach oraz ograniczenie marnowania żywności jako obowiązkowa część debaty publicznej. Same organizacje, które się tym zajmują, można traktować w sposób szczególny.
– Może warto, żeby miasto promowało restauracje i inne przedsiębiorstwa, które przekazują jedzenie do lodówek lub jadłodajni. W momencie, kiedy potrzebujemy eventu, promować je i korzystać z nich – zaproponowała radna Cieszyna.
Co ważne, UE zobowiązała Polskę do ograniczenia marnowania żywności o 50 proc. do 2030 r. Czy stać nas na wyrzucanie jedzenia pod względem ekonomicznym, środowiskowym i etycznym? Na to pytanie każdy powinien sobie odpowiedzieć sam. Być może majówkowe zakupy skłonią nas do pewnych refleksji.
–
Zdjęcie tytułowe: TORWAISTUDIO/Shutterstock