Na Jamajkę lada chwila dotrze monstrualny huragan z wiatrem przekraczającym 280 km/h. Według meteorologów Melissa to obecnie najsilniejszy cyklon tropikalny na naszej planecie w tym roku i piąty najsilniejszy w historii Atlantyku. Żywioł nie tylko jest potężny, ale też ogromny i wyjątkowo szybko przekształcił się w huragan najwyższej kategorii, pochłaniając jak dotąd życie siedmiu osób. Naukowcy nie mają złudzeń – Melissa, choć jest zjawiskiem naturalnym, stanowi konsekwencję globalnego ocieplenia, które konsekwentnie podważa ignoruje prezydent Donald Trump.
Sezon huraganów na Atlantyku do września był niezwykle spokojny, lecz w ostatnich tygodniach sytuacja diametralnie się zmieniła. Cyklony, takie jak Humberto, pokazały, że zmiany klimatyczne są faktem.
Choć nie dotknęły bezpośrednio Amerykanów, skutki odczuły inne kraje – choćby Norwegia, gdzie dotarły pozostałości wspomnianego huraganu.
Teraz na horyzoncie pojawiła się Melissa – huragan, który powstał pod koniec października, a więc już po szczycie tradycyjnego sezonu huraganowego. Przypomnijmy, że ten trwa do 30 listopada.
- Czytaj także: Tak silnej burzy nie było od lat: orkan Amy pustoszy Europę. Sprawdzamy skąd to zjawisko
Najsilniejszy cyklon tropikalny w tym roku
Huragan Melissa został uznany przez meteorologów za najsilniejszą burzę, jaka pojawiła się w tym roku na świecie.
Chodzi nie tylko o jego siłę w pięciostopniowej skali Saffira–Simpsona (wiatr osiągnął zawrotną prędkość 282 km/h), ale też o rozmiary. Cyklon ma średnicę niemal 1100 km, podczas gdy typowe atlantyckie huragany mają od 400 do 600 km. Dla porównania – największy w historii huragan na Atlantyku, Sandy z 2012 roku, miał średnicę blisko 1500 km, stąd jego przydomek „Frankenstorm”.
– Mamy do czynienia z jednym z najsilniejszych huraganów w znanej nam historii tych zjawisk na Atlantyku. Fakt, że zaczął on gwałtownie nabierać mocy w ostatnim czasie potwierdza ostrzeżenia naukowców związane z nagrzewającymi się oceanami – pisze na platformie X Jakub Wiech, redaktor naczelny portalu Energetyka24.

Huragan powstał 25 października nad otwartymi wodami Morza Karaibskiego. Początkowo nie zagrażał lądowi, ale już wtedy budził niepokój mieszkańców regionu.
Prognozy się sprawdziły. Melissa przynosi nie tylko niszczące wiatry, ale też potężne opady i przemieszcza się bardzo powoli. Pomimo znacznej odległości oka cyklonu, żywioł zdążył już zebrać tragiczne żniwo. Według amerykańskich mediów zginęło co najmniej siedem osób – trzy na Jamajce, trzy na Haiti i jedna na Dominikanie.
Synoptycy ostrzegają, że bilans ofiar może wzrosnąć. Największym zagrożeniem są opady – na Jamajce może spaść nawet 30 cali deszczu, czyli aż 750 mm! To ilość wystarczająca, by wywołać gwałtowne powodzie i osunięcia ziemi.
Strach przed żywiołem
Premier Jamajki, Andrew Holness, podpisał nakaz obowiązkowej ewakuacji dla kilku zagrożonych obszarów przybrzeżnych, w tym Port Royal w Kingston. Ostrzegł, że „żadna infrastruktura w regionie nie jest w stanie wytrzymać huraganu piątej kategorii” i wezwał obywateli do potraktowania zagrożenia śmiertelnie poważnie.
Nie wszyscy jednak posłuchali ostrzeżeń. Wielu mieszkańców odmówiło ewakuacji, mimo że wiatr z każdą godziną przybierał na sile. Wielu jednak się boi. Damion, jeden z mieszkańców przedmieść Kingston (stolica Jamajki) powiedział dziennikarce BBC: – To było szokujące, obudzić się przy wichrze o sile huraganu. Wiatr był tak silny, że zerwał część dachu – relacjonuje mieszkaniec Jamajki.
– Próbowałem zabezpieczyć dom przed nadejściem burzy – dodał Damion. Jego dom ma metalowy dach, który próbował wzmocnić. Jak wyznał, nie udało mu się pokryć całej powierzchni, ponieważ w sklepach z artykułami metalowymi zabrakło materiałów.
Siła globalnego ocieplenia
Zdaniem naukowców huragan Melissa to kolejny dowód na to, że globalne ocieplenie sprzyja powstawaniu ekstremalnych cyklonów. Choć liczba huraganów nie wzrasta, rośnie liczba tych najsilniejszych – kategorii 4 i 5 – oraz ilość opadów, jakie niosą. Przyczyną są coraz cieplejsze wody Oceanu Atlantyckiego i Morza Karaibskiego.

– Ta część Atlantyku jest obecnie niezwykle ciepła – około 30 stopni, czyli o 2 do 3 stopnie powyżej normy. I nie chodzi tylko o powierzchnię. Głębsze warstwy oceanu również są niezwykle ciepłe, stanowiąc ogromne źródło energii dla burzy – stwierdził na łamach Guardiana Akshay Deoras, meteorolog z Uniwersytetu w Reading.
Niepozorne 1-2 stopnie Celsjusza w tropikalnej części Oceanu Atlantyckiego to bardzo dużo. Wystarczająco, by zwiększyć prędkość wiatru o kilkadziesiąt kilometrów na godzinę, czy opady o kilkadziesiąt milimetrów.
– Huragany na Morzu Karaibskim o tej porze roku to norma klimatyczna, jednak energia Melissy zbliża się do maksymalnych wartości obserwowanych gdziekolwiek i kiedykolwiek. Globalne ocieplenie, szczególnie szybko rosnąca temperatura powierzchni mórz sprzyja rozwojowi najbardziej ekstremalnych cyklonów tropikalnych – pisze na Facebooku prof. Szymon Malinowski, klimatolog z Uniwersytetu Warszawskiego.
- Czytaj także: Huragany zabijają jak wojny. To dopiero początek
Naukowcy przewidzieli tą sytuację
O tym, że żywioły będą coraz groźniejsze od dawna alarmuje świat nauki. Na przykład raport IPCC stwierdza w rozdziale 11, że wraz ze wzrostem średniej temperatury na Ziemi będzie więcej intensywnych huraganów tropikalnych i średnia maksymalna prędkość wiatru wzrośnie.
Inne opracowanie wspomnianej NOAA (amerykańskiego IMGW) pt. „Atlantic Hurricanes and Climate Change” z 2023 roku wskazuje na to, że wraz ze zmianą klimatu opady towarzyszące atlantyckim huraganom zwiększą się o 15 proc.
Jeszcze starsze badanie opublikowane w Nature w 2018 roku wskazuje na to, że huragany poruszają się wolniej na powierzchni Ziemi (nie mylić z prędkością wiatru). Co do zasady, im wolniej przesuwa się huragan, tym większe są szkody na danym obszarze: pada i wieje dłużej, zagrażając mieszkańcom i ekosystemom. I ta sytuacja najbardziej martwi mieszkańców zagrożonych regionów.
Niestety te argumenty nie trafiają do najważniejszego polityka na świecie – prezydenta USA.
Siła, którą ignoruje Trump
Takie zjawiska, jak coraz silniejsze huragany, nie robią wrażenia na prezydencie USA. Administracja Donalda Trumpa ograniczyła dostęp do danych o kosztach katastrof pogodowych – a te z roku na rok rosną. W pierwszej połowie 2025 roku straty w USA przekroczyły 100 mld dolarów, co czyni ten okres najdroższym początkiem roku w historii.
Z powodu shutdown i braku budżetu w USA, słynni i odważni "łowcy huraganów" z NOAA, którzy specjalnymi maszynami wlatują w oko huraganu Melissa i dokonują pomiarów – robią to bez wynagrodzenia.
— Paweł Żuchowski (@p_zuchowski) October 28, 2025
To dzięki ich pracy wiemy jaka jest siła żywiołu, jak będzie się przemieszczał… pic.twitter.com/uKIAM9KKc3
W grę wchodzą też cięcia budżetowe, o których pisaliśmy, a ostatnio shutdown, który trwa już od blisko miesiąca. Eksperci ds. pogody i meteorolodzy na Florydzie biją na alarm. Szczególnie teraz, kiedy wciąż trwa sezon huraganów. Masowe cięcia wprowadzone przez administrację Trumpa, znacząco obniżają zdolność państwa do dokładnego śledzenia i przewidywania huraganów. Zdaniem specjalistów, w rezultacie stan Floryda stał się „mniej bezpieczny”.
„Personel [NOAA] jest uszczuplony o jedną trzecią, a liczba osób z doświadczeniem w misjach jest dość niewielka” – powiedział Frank Marks, emerytowany meteorolog i łowca huraganów ostrzegając, że jeśli zrezygnuje się z szans na nowe obserwacje i ulepszone modele, za 20 lat spojrzymy wstecz i stwierdzimy, że „postęp zatrzymał się w tym miejscu”.
Taki stan rzeczy, jaki serwuje instytucjom badawczym Trump, może mieć w przyszłości poważne konsekwencje w miarę, jak huragany będą przybierać na sile. Z powodu ograniczeń związanych z cięciami i samym shutdownem odwoływane są szkolenia, m.in. dla lokalnych urzędników ds. zarządzania kryzysowego, którzy uczą się interpretować prognozy huraganów.
Według ekspertów, jeśli sytuacja się nie zmieni, skutki mogą być katastrofalne. Jeśli instytuty badawcze i laboratoria NOAA zostaną zamknięte, „wszyscy ludzie latający w łowcach huraganów NOAA zaprzestaną swoich badań” oraz misji obserwacyjnych, co bezpośrednio wpłynie na dokładność modeli huraganowych, prowadząc do ich degradacji.
Zdjęcie tytułowe: NOAA



















