Blisko 300 koniom, które wożą turystów do Morskiego Oka, ma być lżej. Od 1 czerwca obowiązuje obniżona liczba pasażerów na fasiągach. Pojechaliśmy na miejsce w trakcie długiego weekendu, by sprawdzić, czy górale przestrzegają nowych wytycznych.
W Dzień Dziecka od wczesnych godzin porannych parking na Palenicy Białczańskiej zapełniał się samochodami. W zalewie tablic rejestracyjnych można było dostrzec m.in. krakowskie, poznańskie i warszawskie. Przyjechały też osoby z zagranicy. Wśród rozmów pomiędzy turystami, którzy z godziny na godzinę coraz tłumniej zjeżdżali do bazy wypadowej w kierunku Morskiego Oka, dało się słyszeć języki włoski, angielski czy czeski.
Z Palenicy do jednego z najbardziej malowniczych miejsc w Tatrach można dotrzeć na dwa sposoby: pieszo bądź fasiągami, do których zaprzęgnięte są konie. Od niedawna do Morskiego Oka kursuje również bus elektryczny, który może pomieścić do 16 osób, ale to na razie tylko testy. Wśród górali słychać głosy oburzenia, że konie, „które przecież od niepamiętnych czasów są zwierzętami pociągowymi”, chce się zastąpić samochodami. Nieprzychylne komentarze na temat busa padły już na samym początku naszej pieszej wycieczki.
Parkingowy: – Piękny jest ten bus, jak sk… – nie przebierał w słowach pracownik. – Nie rozumiem tego, żeby kurdefiks auta jeździły, jak konie są. Koń to takie zwierzę, że powinno pracować. Jak kobieta dawniej w pługu chodziła, to było dobrze? Nikt jej nie szanował, a teraz konia się szanuje. A co on robi? Kiedyś koń w polu robił, a teraz chodzi po asfalcie i tylko dziesięć osób wiezie. Tu mamy Tatrzański Park Narodowy. Albo konie, albo nic.
***
Poseł Lewicy Łukasz Litewka do fiakrów: Waszą tradycją są piękne, góralskie stroje, góry, a nie męczenie koni.
***
W drodze do kas minęliśmy tablicę informacyjną na temat transportu konnego do Morskiego Oka. Turyści dowiadują się z niej, że w górę konie mogą ciągnąć maksymalnie 12 osób na fasiągu, a w dół 15. Do limitu nie wlicza się dzieci w wieku do czterech lat, ale na wozie nie może być ich więcej niż pięć. Te informacje są już jednak nieaktualne. Ale od początku.
W czasie tegorocznej majówki na szlaku do Morskiego Oka przewrócił się koń. Film, na którym widać leżące na asfalcie zwierzę, trafił do internetu. Na nagraniu został uwieczniony moment, w którym fiakier uderza konia w pysk. Po tym ciosie zwierzę natychmiast wstało.
Zachowanie górala wzbudziło kontrowersje wśród internautów. Podobnie jak fakt, że nie był to pierwszy przypadek, kiedy zwierzę ciągnące fasiąg upadło. Sprawą zajęła się policja. Górale przekonują, że koń potknął się w trakcie zjazdu, a klapnięcie w pysk miało pobudzić zamrożone przez stres funkcje neurologiczne.
Po tym zdarzeniu powróciły głosy m.in. obrońców zwierząt, że należy w końcu zlikwidować transport konny do Morskiego Oka. W efekcie 17 maja doszło do spotkania w siedzibie Tatrzańskiego Parku Narodowego (TPN), w którym wzięła udział minister klimatu i środowiska Paulina Hennig-Kloska. Obecni byli również m.in. fiakrzy, przedstawiciele Starostwa Powiatowego w Zakopanem oraz Fundacji Międzynarodowy Ruch na Rzecz Zwierząt – Viva!
Podczas spotkania ustalono, że od 1 czerwca tego roku limit osób na wozie zostanie obniżony: o dwie osoby dorosłe i dwójkę dzieci. Kilka dni wcześniej rozpoczęły się testy elektrycznego busa. Ich przeprowadzenie to również jedno z ustaleń ze spotkania.
Za testy odpowiada TPN. Poszliśmy do Morskiego Oka by zobaczyć, jak przebiegają. Chcieliśmy również sprawdzić, czy fiakrzy przestrzegają nowych wytycznych, dotyczących limitów osób na wozach. Zostały one już oficjalnie wpisane do regulaminu, dotyczącego transportu konnego do Morskiego Oka.
Zarządzenie w tej sprawie, podpisane przez dyrektora TPN Szymona Ziobrowskiego, pochodzi z 29 maja tego roku. Weszło w życie 1 czerwca. Idąc szlakiem do Morskiego Oka i z powrotem nie dostrzegliśmy, żeby ktokolwiek sprawdzał, czy górale przestrzegają nowych wytycznych. Zatelefonowaliśmy do Straży Tatrzańskiego Parku Narodowego, ale pracownik nie wiedział nawet, ile osób może obecnie podróżować fasiągami.
***
Anna Plaszczyk, Fundacja Viva!: W wyniku wieloletniego śledztwa zgromadziliśmy wstrząsające dane, dotyczące pracy koni na trasie do Morskiego Oka. Kiedy po raz pierwszy je podsumowałam, trzy razy sprawdzałam, czy nie ma w nich przekłamań. Bo nie mieściło mi się w głowie, że aż tak wiele koni z Morskiego Oka trafiło na rzeźniczy hak. Tym bardziej, że fiakrzy od lat powtarzają, że konie traktują wręcz lepiej niż swoje żony. Niestety, jakbym nie liczyła, do rzeźni trafiło 61 proc. koni, wycofanych z pracy na trasie. 433 zwierzęta w 10 lat!
***
Gdy wchodziliśmy na szlak, kilku fiakrów czekało na turystów. Jeden z fasiągów powoli się zapełniał. Podeszliśmy do woźniców. Poinformowaliśmy, że jesteśmy dziennikarzami i przygotowujemy materiał o transporcie konnym do Morskiego Oka. Żaden z górali nie chciał wypowiedzieć się do artykułu pod nazwiskiem.
Fiakier nr 1: – Nie każdy koń nadaje się do pracy na trasie do Morskiego Oka, dlatego robimy selekcję. Te konie, które się nadadzą, to tutaj pracują. Bardzo dobrze się o nie dba, otacza się je troską. Fiakrzy wkładają w to wszystko swój czas, wysiłek, zdrowie, pieniądze. Koń się za to odwdzięcza. W jakimś stopniu jest narzędziem pracy.
Koń musi być bardzo grzeczny. Podchodzą do niego dzieci, chcą go pogłaskać. Jak koń jest agresywny, od razu selekcja, nie będzie tutaj pracował, bo zrobi krzywdę. Co się stanie z końmi, jak zastąpią je meleksy lub busy? Konie zostaną na Podhalu. Koń zawsze był, owca była, choć były ciężkie czasy. Bo nas wypierali. Z owcami nas z parku wyparli.
Fiakier nr 2: – Chcą wszystko zelektryfikować, wypierdzielić do nogi wszystko to, do czego my przez dziesiątki czy setki lat dochodziliśmy. Chcą nam odebrać kulturę, tradycję.
Fiakier nr 1: – U nas na Podhalu 90 proc. koni pracuje w turystyce, w rekreacji. Te konie już w polu nie robią, są zamiast nich maszyny. Każdy z nas ma po kilka koni. Muszą być trenowane. Tutaj największy punkt nachylenia jest 8 proc., a my trenujemy konie na 16, 17 proc., na ścianie Bukowina i na ścianie Harnaś. Koń musi mieć wypracowane mięśnie, serce, musi być ukrwiony. To musi być wytrenowane zwierzę.
Fiakier nr 2: – Konie są badane przez specjalistów. Osoby niekompetentne podważają te badania. Niech pan ze mną pójdzie do pierwszego lepszego szpitala. Wejdziemy na blok operacyjny i powiemy panu chirurgowi tak: pan się nie zna, bo myśmy są lepiej wykształceni, proszę wyjść, my przeprowadzimy operację wyrostka robaczkowego. Tak właśnie robią organizacje prozwierzęce, niestety. Podważają wiedzę i kompetencje ekspertów.
Fiakier nr 3: – Koń pracuje półtorej godziny dziennie, później idzie do stajni.
Fiakier nr 1: – Przed 1 czerwca było tak, że konie na Włosienicy musiały odpoczywać 20 minut, teraz muszą godzinę. Mięśnie stygną, koń nierozgrzany zjeżdża w dół. To nie jest dla niego dobre, ale musimy stosować się do wytycznych. Kontroluje nas Straż Tatrzańskiego Parku Narodowego. Jak nie będziemy przestrzegać zasad, stracimy licencje.
Fiakier nr 2: – Przychodzą tutaj rodzice i mówią dzieciom: popatrzcie, to są ostatnie koniki, które pracują zarobkowo w Polsce. Dzieci robią sobie zdjęcia. Na tle busa będą sobie robić?
W trakcie naszej rozmowy za plecami górali dziewczynka zapozowała do zdjęcia z koniem. Jeden z fiakrów powiedział do nas: „widzi pan? Zdjęcia z meleksem by sobie nie zrobiła”.
***
Dr Marek Tischner, specjalista chorób koni i lekarz weterynarii Polskiego Związku Jeździeckiego dla Polskiej Agencji Prasowej: To są konie wyselekcjonowane i specjalnie szkolone do ciągnięcia dużych obciążeń. Są to głównie konie rasy śląskiej i małopolskiej o cięższej budowie, które się doskonale sprawdzają przy ciągnięciu wozów pod górę.
***
Gdy skończyliśmy rozmowę z fiakrami, podeszliśmy jeszcze do turystów, którzy zapełniali fasiąg szykowany do wyjazdu na górę.
Turyści z Ukrainy: – Od początku chcieliśmy się wybrać do Morskiego Oka wozem. Z busa raczej byśmy nie skorzystali.
Małżeństwo z Polski: – Ze względów zdrowotnych nie dojdę na górę. Jakbym mogła, to bym poszła pieszo. Mąż dałby radę, ale mi towarzyszy.
Ruszyliśmy asfaltową trasą do Morskiego Oka. Po drodze spotkaliśmy ojców, pchających przed sobą wózki z dziećmi. Czasami stery przejmowały matki. Jedne dzieciaki dzielnie maszerowały pod górę o własnych siłach, czasami pytając rodziców, czy jeszcze daleko? Inne ojcowie nieśli na barana. W swoim tempie szlak pokonywali również seniorzy, od czasu do czasu spoglądając przez ramię na swoich towarzyszy, którzy zostali w tyle.
Wiele osób z uśmiechami na twarzach maszerowało do Morskiego Oka, ciesząc się, że dają radę. Gdy ktoś potrzebował złapać trochę oddechu, siadał na ławeczkach ustawionych wzdłuż trasy. Przy okazji mógł zaczerpnąć wody z górskich źródełek, żeby ugasić pragnienie. Nawet dla osób, które na co dzień nie pokonują takich tras, szlak do Morskiego Oka będzie raczej rozgrzewką. Testem na fizyczną wytrzymałość jest dopiero wyprawa spod schroniska nad Czarny Staw, a tym bardziej na Rysy.
Marcin z żoną i córkami (7 i 12 lat) przyjechali z Płocka: – Idziemy pieszo. Dla własnego zdrowia i dla zdrowia koni. Po co męczyć zwierzęta? To dla nich duże obciążenie.
Marzena z narzeczonym i synem przyjechali z Niepołomic: – Bardzo dawno tutaj nie byliśmy, chciałam pokazać Morskie Oko synowi. Lepiej iść pieszo, wtedy można więcej zobaczyć. Idę asfaltem, ponieważ kamienistymi skrótami już bym nie dała rady. Nigdy nie jechaliśmy wozem, bo mój narzeczony jest uczulony na konie, ale nawet gdyby nie był, i tak odpuścilibyśmy przejażdżkę fasiągiem. Żal tych zwierząt. Może zjazd w dół to jeszcze nic, ale jazda w górę to dla tych koni masakra. Nie mogę na to patrzeć. Gdyby udało się, żeby bus elektryczny został na stałe, to byłoby to dobre rozwiązanie, ale wiadomo, górale chcą sobie zarobić. Konie to ich utrzymanie.
Maszerowaliśmy dalej, od czasu do czasu słysząc za plecami stukot końskich kopyt, ciągnących za sobą fasiągi. Idąc do Morskiego Oka, minęły nas trzy wozy, jadące w górę. Każdym podróżowało po 10 osób, a zatem limit nie został przekroczony. W dół fasiągi jechały z reguły puste. Tylko w jednym, który mijał nas jako ostatni, siedziały cztery osoby.
***
Władysław Nowobilski, prezes fiakrów dla I.pl: Ja mam konia, którym jeżdżę już siedemnasty sezon. Inni mają konie, które już 8-10 lat tu jeżdżą. Statystyki psują te, które są wymieniane po jednym roku. Wymieniane są z różnych powodów. W trakcie pracy może pojawić się choroba, uraz. Wtedy taki koń jest sprzedawany do innej pracy, np. ciągnie sanie na kuligu. Niestety, tych prac dla koni jest coraz mniej. Może też ktoś go kupić i oddać na rzeź, ale o tym często nawet nie wiemy.
***
Nasza piesza wędrówka do Morskiego Oka trwała ok. dwóch godzin. Konie szlak w górę pokonują w ok. godzinę, tyle że nie dojeżdżają pod samo schronisko, tylko zatrzymują się na Polanie Włosienica. Stamtąd turyści muszą maszerować pieszo ok. 1,5-kilometra.
Krystyna, seniorka: – Do Włosienicy dotarłam fasiągiem. Konie, które jeżdżą do Morskiego Oka, to konie pociągowe, są nawykłe do wysiłku. To jest dla nich normalność. Górale dbają o swoje konie. Widziałam, jak jeden przecierał zwierzę szmatką, poił je. Afera zrobiła się po tym, jak fiakier uderzył konia w pysk, ale właśnie tak się cuci konia. Niemowlaka, by złapał pierwszy oddech, uderza się w pupę. Osoby, które są przewrażliwione na punkcie ekologii, zwierząt, mają chyba jakąś odmienną wizję świata. Natomiast uważam, że pomysł z busem elektrycznym jest dobry, ale jako dodatek. Powinien być dostępny dla turystów na stałe. Nie jestem jednak za tym, żeby całkowicie zastąpił fasiągi.
Na Polanie Włosienica chcieliśmy jeszcze porozmawiać z fiakrami. Jeden z mężczyzn został nam przedstawiony jako ich przedstawiciel. Nie chciał jednak odpowiedzieć na nasze pytania. Dotyczyły m.in. tego, jak zapatruje się na godzinny odpoczynek koni na Włosienicy.
Nieopodal schroniska dostrzegliśmy biało-zielony bus elektryczny. Turyści co chwilę podchodzili do kierowcy i pytali, jaki jest koszt przejazdu. Ten za każdym razem odpowiadał, że obecnie, podczas testów, biletem jest orzeczenie o niepełnosprawności.
***
Stanisław Gąsienica-Kotelnicki, kierowca busa elektrycznego: Jadę trzeci czy czwarty raz. Bus fajnie się sprawdza. Przyjemnie się jedzie, cicho, bateria daje radę. Na w pełni naładowanej baterii bus jest w stanie zrobić pięć kursów (góra-dół). Jeżeli chodzi o konie, nie chcę się wypowiadać. Natomiast co do busa, to uważam, że dla niepełnosprawnych powinien być on tutaj dostępny na stałe, ale jako dodatek, nie komercja. Jeśli jest droga asfaltowa, jeśli jest możliwość tym ludziom, których życie potraktowało jak potraktowało, przytulić trochę nieba, zapewniając im transport busem, to dlaczego mieliby tutaj nie dojechać?
***
Napis na barierce wzdłuż trasy do Morskiego Oka: Nie męczcie koni, ruszcie dupska.
***
Droga w dół zajęła nam ok. półtorej godziny. Konie pokonują trasę w pół godziny. Na końcu szlaku spotkaliśmy jeszcze Marcina, mężczyznę w sile wieku, który fasiągiem jechał z rodziną.
Marcin: – W górę szliśmy pieszo. W dół fasiągiem zjechaliśmy tylko dlatego, że zaczęło padać. Gdyby nie to, zeszlibyśmy pieszo. Dla zdrowia. Czy miałoby dla mnie znaczenie, czy jeździłyby tutaj busy elektryczne, czy wozy ciągnięte przez konie? Zajmuję się sprzedażą instalacji fotowoltaicznych i stacji ładowania pojazdów. Jestem jak najbardziej za elektrykami.
***
Prof. Marcin Urbaniak z Katedry Etyki Ogólnej Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie dla OKO.press.pl: Pracę zaprzęgową koni na trasie do Morskiego Oka oceniam jednoznacznie negatywnie. Argumentacja neuronaukowa nie pozostawia wątpliwości: konie ciągnące tzw. fasiągi są stale zestresowane i przebodźcowane otaczającym je ruchem, krzykiem, hałasem, nawet zapachami, z uwagi na duży ruch turystyczny.
***
Postscriptum
Obowiązujące limity na wozach:
- w górę: 10 osób plus fiakier,
- w górę: 9 osób plus fiakier i pomocnik fiakra,
- w dół: 13 osób plus fiakier,
- w dół: 12 osób plus fiakier i pomocnik fiakra.
Limit nie dotyczy dzieci do lat 4. Na wozie nie może być więcej niż troje dzieci w tym wieku. Podczas naszej pieszej podróży w górę i w dół nie zauważyliśmy, by limity były przekraczane.
W ubiegłym roku przeprowadzono badania koni, które wożą turystów do Morskiego Oka. W dwóch turach przebadano 291 zwierząt. Do pracy dopuszczono 290.
–
Zdjęcie tytułowe: shutterstock/Lazy_Bear