Huragan Melissa, choć nie był najsilniejszym cyklonem, jaki powstał na Oceanie Atlantyckim, był najsilniejszym, jaki uderzył w Jamajkę. Naukowcy jasno mówią, że ten żywioł został znacznie wzmocniony przez ocieplający się klimat. Według wyliczeń taki huragan, który 28 października uderzył w tę niewielką wyspę, normalnie miałby bardzo małe szanse, by się pojawić. To kolejny przykład pokazujący, że na Ziemi jest coraz mniej bezpiecznych miejsc z powodu postępującego globalnego ocieplenia. Przekonał się o tym m.in. Michał Żebrowski.
Najpotężniejszym huraganem w historii pozostaje Allen z 1980 roku, który osiągnął prędkość 305 km/h. Melissa zajmuje drugie miejsce – 295 km/h, ex aequo z Wilmą z 2005 roku i Gilbertem z 1988 roku. Jednak nie chodzi tu tylko o siłę wiatru czy wartość ciśnienia atmosferycznego w oku cyklonu.
Problemem jest to, że takich silnych cyklonów w ostatnich latach przybywa. Sama liczba huraganów na Atlantyku nie rośnie, ale rośnie liczba tych bardzo silnych – czwartej i piątej kategorii w pięciostopniowej skali Saffira–Simpsona. Naukowcy coraz częściej zastanawiają się nad wprowadzeniem kolejnej, szóstej kategorii.
Nawet 50 miliardów dolarów strat
Szacuje się, że straty, jakie przyniósł huragan, wynoszą od 48 do 52 mld dolarów. To wydaje się niewiele, bo często mówi się o stratach przekraczających 100 mld dolarów – ale dotyczy to Stanów Zjednoczonych. Melissa nie uderzyła jednak w USA, gdzie znajdują się duże miasta, lecz w małe, biedne kraje wyspiarskie: Jamajkę i Kubę.
Skutki są więc niewyobrażalne. Ponad 350 tys. ludzi wymaga teraz pilnej pomocy, gdyż nie mają dostępu do pożywienia. Na Jamajce zginęło 31 osób, a w całym regionie karaibskim (Kuba, Haiti i Dominikana) – łącznie 67 ofiar. Wiele domów zostało całkowicie zniszczonych. Najbardziej ucierpiało miasto Montego Bay.
- Czytaj także: Monstrualny huragan Melissa pustoszy Karaiby. „Żadna infrastruktura tego nie wytrzyma”
 
Polacy odczuli siłę żywiołu
– Jak się czuję? Jestem zrozpaczona, mam traumę. Mimo to modlimy się, wiemy, że Bóg wskaże nam drogę, ufamy mu. Jeśli chodzi mi o aspekt fizyczny, to potrzebujemy wody. Dziś rano wyszłam z domu, nie było wody. Nie ma też światła, nie da się nawiązać kontaktu. Nie ma zasięgu, internetu, twoja rodzina, twoi bliscy nie mogą się z tobą skontaktować – powiedziała dla Reutersa Siddia Brown, mieszkanka Montego Bay.
Skutków uderzenia Melissy doświadczyli nie tylko mieszkańcy Jamajki, ale też turyści z Polski – około 10 osób, w tym aktor Michał Żebrowski z rodziną. Jak przyznaje on i jego żona czuli się zagrożeni i byli przygotowani na ewakuację. W czasie najsilniejszych porywów wiatru ukryli się w łazience. Trzy dni po przejściu żywiołu Żebrowski mógł bezpiecznie wrócić do kraju.

Ten przykład pokazuje, że na świecie jest coraz mniej bezpiecznych miejsc. Nawet jeśli Polska nie doświadcza takich ekstremów, to jako turyści możemy ich doświadczyć, podróżując do państw zagrożonych przez ocieplający się klimat.
A takich miejsc jest wiele – w tym plaże i małe, rajskie wyspy, które toną z powodu rosnącego poziomu morza. Wymieranie raf koralowych wraz z rosnącą siłą cyklonów przyspiesza koniec tych miejsc.
Globalne ocieplenie napędza huragany
Rosnące temperatury na Ziemi, w tym wód Oceanu Atlantyckiego, są czynnikiem wzmacniającym cyklony tropikalne. Raport IPCC stwierdza, że wraz ze wzrostem średniej temperatury na Ziemi będzie więcej intensywnych huraganów, a średnia maksymalna prędkość wiatru wzrośnie.
– Huragan i jego aktywność wpisują się w logikę globalnej zmiany systemu klimatycznego. Wzrost temperatury może wydawać się nieznaczny, ale w rzeczywistości działa wzmacniająco na takie zjawiska – mówi dr hab. Bogdan Chojnicki, klimatolog i prof. Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu.
Ocieplenie klimatu nie tylko zwiększa liczbę silnych huraganów, ale także zmniejsza liczbę słabszych. Rośnie ilość opadów – w przypadku Melissy spadło ponad 300 mm deszczu, a lokalnie nawet dwukrotnie więcej. Wzrasta też tempo, z jakim huragan ewoluuje do czwartej–piątej kategorii. W przypadku Melissy – zaledwie 24 godziny z pierwszej do czwartej kategorii.
– Pamiętajmy: huragany to olbrzymy. Powstają tylko wtedy, gdy woda jest wystarczająco ciepła i w środowisku znajduje się odpowiednia ilość energii. Te olbrzymy są napędzane właśnie energią – wzrost temperatury sprawia, że stają się intensywniejsze – podkreśla prof. Chojnicki.
Naukowcy: Melissa byłaby słabsza bez globalnego ocieplenia
Badanie przeprowadzone przez naukowców z Imperial College London pokazuje, że gdybyśmy nie mieli antropogenicznej zmiany klimatu, to huragan Melissa byłby słabszy, co przełożyłoby się na mniejsze zniszczenia i mniejszą liczbę ofiar.

– Jamajka miała mnóstwo czasu i doświadczenia, aby przygotować się na tę burzę, ale możliwości przygotowania się i adaptacji poszczególnych krajów są ograniczone. Adaptacja do zmian klimatu jest niezbędna, ale nie jest wystarczającą odpowiedzią na globalne ocieplenie. Emisja gazów cieplarnianych również musi zostać zatrzymana – powiedział dla AFP ł Ralf Toumi, dyrektor Instytutu Granthama w Imperial College London.
Badacze podkreślają, że bez globalnego ocieplenia huragan oczywiście nadal byłby silny, ale nie aż tak. Temperatura wód Atlantyku była kluczowa – nawet 1 st. C więcej potrafi wiele zmienić.
Obecne ocieplenie o 1,3 st. C zwiększyło prędkość wiatru o 19 km/h, czyli o 7 proc. Oznacza to, że zamiast 295 km/h wiatr osiągnąłby 276 km/h. Straty byłyby mniejsze. Gorzej będzie w świecie cieplejszym o 2°C w stosunku do epoki przedprzemysłowej, do którego – niestety – zmierzamy. Wówczas prędkość wiatru wzrosłaby o kolejne 8 km/h, przekraczając 300 km/h.
Mniej rozwinięte kraje nadal bez pomocy
Na szczycie klimatycznym COP26 w Glasgow w 2021 roku założono, że w 2025 roku kraje rozwinięte będą przeznaczać ok. 40 mld dolarów rocznie na wsparcie państw, które nie radzą sobie ze skutkami zmian klimatu. Według raportu Programu Środowiskowego ONZ w połowie stulecia takie kraje jak Jamajka będą potrzebowały od 310 do 363 mld dolarów rocznie. Cel jednak nie został zrealizowany.
Nowy raport ONZ wykazał, że kraje rozwijające się otrzymują mniej niż jedną dziesiątą środków finansowych potrzebnych na adaptację do zmian klimatu, co pozostawia „ogromną lukę” w finansowaniu projektów.
„Wpływ klimatu narasta. Jednak finansowanie adaptacji nie nadąża za tym tempem, narażając najbardziej bezbronnych na świecie na podnoszący się poziom mórz, śmiercionośne burze i palące upały” – powiedział 29 października Sekretarz Generalny ONZ w swoim przesłaniu do raportu. „Adaptacja to nie koszt – to ratunek. Likwidacja luki adaptacyjnej to sposób, w jaki chronimy życie, zapewniamy sprawiedliwość klimatyczną i budujemy bezpieczniejszy, bardziej zrównoważony świat. Nie marnujmy ani chwili”.
Przykład zniszczonej Jamajki – kraju, którego gospodarka opiera się głównie na turystyce – pokazuje, że to finansowanie to kwestia być albo nie być. Ten temat z pewnością pojawi się podczas zbliżającego się szczytu klimatycznego w Brazylii.
- Czytaj także: Huragany zabijają jak wojny. To dopiero początek
 
Zdjęcie tytułowe: Cooperative Institute for Research in the Atmosphere at Colorado State University and NOAA



















