Unijne prawo w sposób kompleksowy reguluje kwestie jakości powietrza od mniej więcej trzydziestu lat. Stany Zjednoczone mają pod tym względem dłuższe doświadczenie, co jednak nie przekłada się na większą surowość przepisów. Najbardziej restrykcyjne zalecenia emisyjne stosuje Światowa Organizacja Zdrowia – tyle że nie mają one mocy prawnej. Sprawdziliśmy, jak wyglądają normy jakości powietrza po obu stronach Atlantyku i jak mają się do standardów WHO.
Porównywanie standardów ochrony powietrza w różnych częściach świata jest zadaniem trudniejszym, niż może się wydawać na pierwszy rzut oka. Przyczyn jest kilka. Po pierwsze, zarówno normy jak i pomiary uwzględniają jedynie kilka substancji z szerokiej gamy zanieczyszczeń obecnych w powietrzu. W dodatku związki „limitowane” w jednym kraju niekoniecznie są „limitowane” w innym. Po drugie, rozmaita jest skuteczność norm – choćby ze względu na odmienne standardy i „kulturę” ochrony środowiska w różnych krajach, ale również ograniczony zakres monitoringu zanieczyszczeń. Mniejszym – choć uciążliwym – problemem jest przeszkoda natury formalnej. Normy unijne i amerykańskie posługują się innymi jednostkami i przedziałami czasowymi. Przykładowo, tam gdzie Unia Europejska stosuje limit dla średniego stężenia godzinnego, tam USA wprowadza ograniczenie dla średniej z trzech godzin. A tam, gdzie Europejczycy posługują się mikrogramami na metr sześcienny (μg/m3), Amerykanie dokonują pomiarów z zastosowaniem liczby części na miliard (ppb) lub milion (ppm).
USA surowsze dla PM 2,5
Prawdopodobnie najlepszego dostępnego porównania norm emisyjnych dostarcza opracowanie opublikowane przez DCE, Duńskie Centrum ds. Środowiska i Energii. Uwzględnia ono nie tylko limity unijne i amerykańskie, ale również japońskie, chińskie i szwajcarskie – oraz standardy WHO. W tabeli DCE ujednolicona została jednostka pomiaru stężenia zanieczyszczeń: jest nią mikrogram na metr sześcienny. Zachowane zostały natomiast różne przedziały czasowe, preferowane przez poszczególne państwa (czy bloki państw w przypadku UE).
Normy UE zostały przedstawione w dwóch rubrykach: EU 2005 opisuje standardy obowiązujące, a EU 2010 – cele, jakie Unia stawia sobie do roku 2010 (tabela pochodzi z ubiegłej dekady). Jak widać z aktualnych standardów, dostępnych na stronie Komisji Europejskiej, cel dla pyłów PM10 nie został osiągnięty. W tabeli DCE wynosi on 20 μg/m3 dla średniego stężenia rocznego, a obecny limit wynosi 40 μg/m3 – tyle samo, ile w rubryce EU 2005. Z tabeli na stronie KE wynika zresztą, że podana wartość zyskała moc prawną w 2005 r. W tabeli DCE nie ma limitu dla cząsteczek PM 2,5, co wyjaśnia adnotacja z tabeli KE – cele zostały przyjęte w 2010 r., a limit na poziomie 25 µg/m3 zyskał moc prawną dopiero w 2015 r.
Cząsteczki PM 2,5 uznawane są za jedną z najbardziej niebezpiecznych składowych zanieczyszczeń powietrza, ze względu na ich zdolność przenikania do krwiobiegu i tkanek naszego ciała. Pod względem limitów emisji dla PM2,5 UE wypada gorzej niż USA, gdzie ograniczenie dotyczące średniej rocznej emisji wynosi 12.0 μg/m3. Aktualne dane na temat limitów obowiązujących w USA dostępne są na stronie tamtejszej Agencji Ochrony Środowiska (EPA). Niestety brak ujednoliconych standardów prezentacji limitów utrudnia szybkie zorientowanie się w różnicach dotyczących norm emisyjnych. Jednostka μg/m3, powszechnie stosowana w UE, przez EPA została zastosowana tylko do trzech kategorii zanieczyszczeń: pyłów PM 2,5 i PM 10 oraz ołowiu (tu jednak obowiązuje inny okres pomiarów). Warto też zaznaczyć, że EPA stosuje dwie kategorie norm: podstawowe (primary) i wtórne (secondary). Te pierwsze narzucają limity emisyjne ze względu na ochronę zdrowia publicznego, te drugie – ze względu na ochronę dobra wspólnego i przestrzeni publicznej (chodzi m.in. o zabezpieczenie widoczności na drogach, upraw, terenów zielonych, zwierząt hodowlanych itd.).
Unia bliższa standardom WHO
Standardy UE wypadają natomiast lepiej niż USA pod względem „skrupulatności”. Ustawodawstwo unijne przewiduje limity dotyczące emisji benzenu, arsenu, kadmu, niklu, wielopierścieniowych węglowodorów aromatycznych, których brak na stronie EPA. Ponadto dane z tabel DCE i KE wykazują, że Unia Europejska jest bardziej restrykcyjna niż USA w zakresie ochrony powietrza przed zanieczyszczeniem dwutlenkiem siarki, dwutlenkiem azotu, cząstkami PM 10 i ozonu.
Normy unijne w dużym stopniu są zbliżone do zaleceń WHO, jednak w kilku kategoriach od nich odstają. Lepiej ilustruje to zestawienie przygotowane przez kanadyjską fundację David Suzuki Foundation. W sposób najbardziej obrazowy i łatwy do „skonsumowania” porównuje ono normy emisyjne UE, USA, WHO, a także Australii i Kanady.
Źródło: http://www.aeroqual.com/air-quality-standards
Według tej tabeli Unia Europejska wypada najgorzej (najbardziej „liberalnie”) po Stanach Zjednoczonych pod względem wysokości limitu średniego dobowego stężenia pyłów zawieszonych. Jedynie Australia stosuje ograniczenia odpowiadające wytycznym WHO. Jednak w pozostałych z zaprezentowanych kategorii limity stosowane w UE są bardziej restrykcyjne niż w niektórych lub wszystkich pozostałych krajach.
W przedstawionych tabelach rzuca się w oczy fakt, że normy proponowane przez WHO są generalnie bardziej surowe niż standardy krajowe. Jest to stosunkowo łatwe do wyjaśnienia. Limity Światowej Organizacji Zdrowia to sugestie, w dużej mierze oparte na aktualnej wiedzy naukowej dotyczącej zdrowotnych skutków narażenia na zanieczyszczenia. Tymczasem normy krajowe lub unijne to wytyczne o mocy prawnej. Muszą one uwzględniać lokalne realia gospodarcze i środowiskowe. Jest też oczywiste, że ustawodawcy podlegają naciskom ze strony biznesu i lobbystów, co może ich skłaniać do zatwierdzania bardziej liberalnych norm emisyjnych.
W odniesieniu do poczynionej wcześniej uwagi o „rozmaitej skuteczności” norm, warto zwrócić uwagę na limity emisyjne Chin przedstawione w tabeli DCE. Powszechnie wiadomo, że Państwo Środka ma gigantyczne problemy z zanieczyszczeniem powietrza. Jednak przyjęte przez ten kraj limity w wielu przypadkach nie odbiegają od standardów UE czy USA, a w niektórych nawet są bardziej restrykcyjne (np. w odniesieniu do tlenku węgla). Jak przestrzeganie tych norm wygląda w praktyce – wszyscy wiemy.
Fot. byronv2/Flickr.