W obliczu postępującego globalnego ocieplenia metan stanowi ogromne zagrożenie. W przypadku emisji metanu, w ostatnich latach wiele się mówi o rolnictwie i naszych nawykach żywieniowych. Wciąż jednak wracają ostrzeżenia dotyczące emisji tego gazu przez samą planetę. Nowe badanie opublikowane przez czasopismo naukowe Nature przypomina o poważnym zagrożeniu, jakim są „naturalne” emisje. Mowa tu o terenach podmokłych i emisjach większych niż zakładały to najgorsze scenariusze.
Nie do końca „naturalne” emisje
Metan (CH4) jest silnym gazem cieplarnianym o potencjale ocieplenia 84 razy większym niż CO2 w perspektywie 20 lat. Ze względu na stosunkowo krótki czas życia metanu (~10 lat) w atmosferze, redukcje jego antropogenicznych emisji są niezwykle ważną kwestią. Jeśli chcemy ograniczyć globalne ocieplenie poniżej 2°C, to musimy całkowicie zmienić nasz cywilizacyjny model. Tymczasem, w miarę jak rosną temperatury na Ziemi, coraz większy problem stanowią owe „naturalne” emisje tego gazu.
Chodzi tu o tereny podmokłe, które zajmują około 6 proc. powierzchni Ziemi. Przybierają one różne formy, od arktycznych torfowisk wiecznej zmarzliny, przez tropikalne plantacje namorzynowe, po tereny bagienne. Około 40 proc. wszystkich gatunków żyje lub rozmnaża się na terenach podmokłych. Tereny te zapewniają również kluczowe usługi dla ekosystemu, takie jak filtracja wody, Są też ważnymi pochłaniaczami dwutlenku węgla. W związku z tym odtwarzanie terenów podmokłych jest często omawiane jako ważna opcja łagodzenia zmiany klimatu.
Te podmokłe gleby, bagna i torfowiska są największym źródłem metanu na Ziemi. Dlaczego słowo „naturalne” jest brane w cudzysłów? Dlatego, że emisje wymusza globalne ocieplenie, za które odpowiada człowiek. Wpuszczając do atmosfery gazy cieplarniane, jesteśmy sprawcami wzrostu temperatur na całej planecie. W miarę jak rosną temperatury i zakłócane są także przy tym wzorce opadowe, tereny podmokłe uwalniają metan do atmosfery szybciej, niż powinny. Nim człowiek zaczął zakłócać globalny klimat, obieg metanu, a tym samym węgla organicznego był zamknięty. Ziemia oddawała do atmosfery tyle gazów cieplarnianych, ile ich pochłaniała. Ludzka cywilizacja ten obieg naruszyła.
Wyjątkowy wzrost emisji metanu
Dowodem zakłócania tego procesu są wyniki badań przedstawionych niedawno w czasopiśmie Nature pracy. Okazuje się, że w latach 2020-2021 miał miejsce „wyjątkowy” wzrost emisji metanu z terenów podmokłych. Zresztą, w ogóle w ciągu ostatnich 20 lat emisje tego gazu do atmosfery z naturalnych źródło rosły bardzo szybko. Pokazuje to poniższy wykres.
Autorzy stwierdzili, że w ciągu ostatnich 20 lat emisje metanu z terenów podmokłych rosły w tempie 1,2-1,4 mln ton rocznie. To szybciej niż średnia przewidywana w najbardziej pesymistycznym scenariuszu emisji (RCP8.5), który zakładał wzrost o 0,9 mln ton metanu rocznie. Scenariusz RCP8.5 to scenariusz, w ramach którego ludzkość prowadzi politykę „biznes jak zwykle”, czyli nie są podejmowane żadne działania, mające na celu powstrzymanie globalnego ocieplenia. Nie należy się więc dziwić, że emisje metanu rosły w takim tempie, jakim rosły.
Silne emisje związane ze zmianami klimatu
Autorzy badania zwrócili uwagę na „wyjątkowy” wzrost emisji metanu w latach 2020-2021. Globalne średnie emisje wzrosły o 8-10 mln ton rocznie w latach 2007-21 z powodu zmian klimatycznych, w porównaniu z okresem bazowym z lat 2000-2006. W latach 2000-2006 wzrost ten praktycznie nie miał miejsca. Ostatnie lata, to ogromne zmiany. Emisje CH4 wzrosły o 14-26 mln ton w 2020 roku i 13-23 mln ton w 2021.
Na chwilę obecną nie można jednoznacznie stwierdzić, że jest to wina tylko globalnego ocieplenia, na co zwraca uwagę dr. Benjamin Poulter z Instytutu Goddarda w NASA. Dodaje jednak, że „jesteśmy coraz bardziej pewni, że widać wpływ zmian klimatycznych na emisje metanu”. Prof. Grant Allen z Uniwersytetu w Manchesterze, który nie był zaangażowany w badania, mówi natomiast, że to opracowanie naukowe „dodaje jeszcze większej wagi wnioskom wyciągniętym z wielu innych niedawnych badań, że emisje metanu związane z terenami podmokłymi szybko rosną w odpowiedzi na dodatnie sprzężenia zwrotne klimatu”.
Czytaj również: Naukowcy alarmują: stężenie metanu w atmosferze rośnie niepokojąco szybko
Tropikalne „hotspoty”
Badania pokazują też jedną bardzo ważną rzecz. Okazuje się, że to nie Arktyka stanowi dziś problem, jeśli chodzi o emisje metanu. Oczywiście nie znaczy to, że rola regionów arktycznych nie ma znaczenia. Aby dokładnie pokazać, co jest źródłem największych naturalnych emisji, badacze przyjrzeli się poszczególnym kontynentom.
Z badań wynika, że największy wzrost globalnych emisji metanu z terenów podmokłych pochodzi z tropikalnych terenów podmokłych, podczas gdy regiony wiecznej zmarzliny na dużych szerokościach geograficznych miały mniejszy udział.
„Obserwacje satelitarne wykazały, że większość niedawnego wzrostu metanu pochodzi ze zwiększonych emisji, szczególnie z zalanych afrykańskich terenów podmokłych”, powiedział Euan Nisbet, emerytowany profesor na Uniwersytecie Royal Holloway w Londynie. Tam, gdzie pojawia się więcej wody, emisja metanu rośnie. Dlaczego? Woda jest niezbędnym czynnikiem we wszelkich procesach biologicznych. Po drugie, woda absorbuje i magazynuje ciepło, co przyspiesza procesy odpowiedzialne za emisje metanu. Nisbet zwrócił uwagę na niedawne wyniki obserwacji przeprowadzonych w trakcie lotów pomiarowych nad terenami podmokłymi w boliwijskiej i brazylijskiej Amazonii. Także nad dorzeczami Górnego Konga i Zambezi w Zambii. Pomiary lotnicze w Zambii pokazały znacznie większy wzrost stężenia metanu, niż zakładały to modele.
Tych źródeł emisji w modelach klimatycznych nie uwzględniano
Autorzy badania ostrzegają, że większość modeli, które są wykorzystywane w ważnych raportach, takich jak nowy raport IPCC, nie uwzględniają bezpośrednio tego procesu w swoich modelach klimatycznych. Dr Gabrielle Dreyfus, główna badaczka z Instytutu Zarządzania i Zrównoważonego Rozwoju (IGSD) mówi o niedoszacowaniu prognoz IPCC. Za argument podaje to, że modele „zakładają bardzo ograniczony wzrost emisji metanu ze źródeł naturalnych”. A jak pokazują to wyżej opisane wyniki badań, tak właśnie nie jest. „Luki podkreślone w tym badaniu wskazują na przyszłość, w której łagodzenie emisji metanu spowodowanych przez człowieka może wymagać uzupełnienia metodami usuwania metanu”, podsumowuje wyniki badań Dreyfus. Innymi słowy, aby ograniczyć globalne ocieplenie na bezpiecznym poziomie, będziemy musieli wdrożyć takie rozwiązanie jak CDR – wychwytywanie węgla z atmosfery.
Czytaj również: Naukowiec: ekstremalnie wysokie temperatury na Syberii zaburzają ekosystem torfowisk
Osuszanie bagien to zła droga
Metan nie jest jedynym gazem cieplarnianym uwalnianym z terenów podmokłych. Kolejnym jest sam dwutlenek węgla, a także podtlenek azotu. Warto też zwrócić uwagę na to, że rosnący problem słabnącego pochłaniania gazów cieplarnianych przez dziewicze tereny podmokłe. Inne badanie przeprowadzone przez dr Xiyana Xu z Chińskiego Instytutu Fizyki Atmosfery pokazuje, że rola terenów podmokłych w łagodzeniu globalnego ocieplenia będzie spadać. Xu wraz z kolegami stwierdził, że potencjał do dalszego ocieplania się klimatu z powodu zmian w terenach podmokłych może znacznie wzrosnąć.
Pozostaje nam więc podejmować wszelkie działania, by ograniczyć emisje metanu do atmosfery. Jednym z takich działań mogą kroki, jakie powinno się podjąć także wobec samych terenów podmokłych. Pojawiają się nawet pomysły ich osuszania. Osuszanie może wydawać się świetnym sposobem na zapobieganie wzrostowi naturalnej emisji metanu. Jednak osuszone tereny podmokłe przestają pełnić swoje funkcje w ekosystemie. Z racji tego nie mogą w takiej sytuacji usuwać już CO2 z atmosfery. „Co gorsza, gdy wysychają gleby organiczne na terenach podmokłych, to rozkładają się i szybko uwalniają cały dwutlenek węgla z powrotem do atmosfery, który był usuwany i przechowywany przez stulecia, a nawet tysiąclecia”, powiedział Sheel Bansal, ekolog z Amerykańskiej Służby Geologicznej (USGS). Zamiast tego należy odtwarzać tereny podmokłe na całym świecie. Nie tylko z powodu metanu i innych gazów cieplarnianych, ale też ze względu na bezpieczeństwo wodne planety i nas samych.
–
Zdjęcie: Gustavo Frazao/Shutterstock