Obywatelski patrol ratuje płazy w Gdańsku. I tak uczy dzieci ekologii

Podziel się:

Tego o Gdańsku prawdopodobnie jeszcze nie wiecie. Każdego sezonu wolontariusze i sympatycy Płaziego Patrolu, który tam działa, ratują 10 tysięcy istot. Samych wolontariuszy ciężko zliczyć, bo akcja zaczęła żyć własnym życiem. „Dzieci wracają ze szkoły wzdłuż płotków, bo pamiętają, że trzeba przerzucić żaby przez jezdnię. Przy akademikach robią to studenci, przy biurach pracownicy. Uczniowie robią sobie 'challenge’, kto jest większym płazim bohaterem. Przerzucenie jednego płaza to jeden dobry uczynek” – mówi założyciel grupy Piotr Zięcik.

Działa to tak: w miejscu wędrówek płazów stawiane są płotki, żeby zwierzęta nie trafiły na ruchliwe drogi, a do pułapek (zwykle w formie wiaderek). Wolontariusze sprawdzają je kilka razy dziennie, wyjmują z nich żaby i przenoszą na drugą stronę jezdni. Jako zwierzęta, które żyją zagrzebane pod ziemią kilka miesięcy, są w stanie wytrzymać kilka godzin w wiaderku, w oczekiwaniu na strażnika patrolu.

Czemu płaz nie może przejść sam? Może, ale zwykle kończy się to śmiercią pod kołami samochodu. Intensywna zabudowa w miastach spowodowana przez człowieka, zabiera płazom bezpieczne ścieżki dotarcia do wody, która jest im niezbędna w okresie godowym – w kwietniu i maju, żaby i ropuchy wędrują z zimowych legowisk do pobliskich zbiorników.  Tych kilka tygodni w roku wystarczy, żeby człowiek rozjechał kilkaset płazów. Mieszkańcy widzieli to na własne oczy. Dopóki nie działał Płazi Patrol Interwencyjny.

Po co pomagać płazom? Ich rola w łańcuchu pokarmowym to jedno. Drugie: mimo wszystkich płazich problemów, jakie zgotował im człowiek (antybiotyki w wodzie, rozbudowa osiedli, ruchliwe drogi) trwają obok nas. Jeszcze. Ich populacja zmniejsza się w zastraszającym tempie. – Jeśli utracimy kolejne gatunki, zostaniemy z betonem, kotami i sobą nawzajem – alarmuje Piotr Zięcik, biolog i założyciel patrolu.

Bieg w szpilkach na ratunek

Oficjalne źródła donoszą że, do zadań Płaziego Patrolu Interwencyjnego należy: telefoniczne przyjęcie zgłoszenia, przyjazd na miejsce interwencji w ciągu dwóch-trzech godzin, rozpoznanie i ocena sytuacji, uwolnienie płazów z pułapek, zgłoszenie i opis zagrożenia do koordynatora, dokumentacja fotograficzna i pisemna, telefon zwrotny do osoby zgłaszającej, relacja na Facebooku z przebiegu interwencji, raport, a w przypadku stwierdzenia łamania prawa, zgłoszenie do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska. Taką służbę wolontariusze pełnią już od dwóch lat.

Ale zaczęło się już siedem lat temu, od małej grupy, sąsiedzkiego zrywu i inspiracji… panem Żabą.

W czasach mojej młodości w Skarżysku-Kamiennej mieszkał pan Żaba. Tam, gdzie wędrowały płazy, rozstawiał płotki i pułapki w formie wiaderek. Wszyscy z niego szydzili: „Po jaką cholerę on to znosi? Wariat!”. Pan Żaba był zjawiskiem. Czasy się zmieniły: w Gdańsku nie spotkaliśmy się z drwinami, ale gdy szukaliśmy płazów pod samochodami, kontrolowała nas straż miejska, czy przypadkiem nie odkręcamy kół – wspomina Zięcik.

A dziś, po upływie siedmiu lat, widzę, jak dwie panie zmierzające do biura, zaczynają biec w szpilkach, żeby podnieść żabę z drogi. Chodzenie z wiaderkiem „na płazy” po osiedlu też nam w Gdańsku spowszedniało.

Wolontariusze pracują w Gdańsku na dwunastu stanowiskach. Z roku na rok powstają nowe, bo przybywa osób, które mogą się nimi opiekować. Pan Piotr gwarantuje postawienie płotka i pułapki, ale resztą musi się zająć koordynator. Na przykładzie poprzednich lat widać, że takie pospolite ruszenie może uratować nawet 10 tysięcy płazów w sezonie.  W tym roku jest inaczej, mimo że chętnych do pomocy nie brakuje.

W ciągu jednego roku populacja się załamała. Mogło wpłynąć na to wiele czynników, m.in. brak owadów, które stanowią pokarm płazów. W moim odczuciu, największy wpływ na ten spadek, ma jednak bardzo sucha wiosna. Jestem miejskim rolnikiem i widziałem, jak ciężko było wkopać się łopatą w glebę. Płaz nie ma pazurów, więc możliwe, że po zimie nie był w stanie wygrzebać się z ziemi – ocenia biolog.

W obliczu ciągłej rozbudowy miast, dwanaście stanowisk patrolu to kropla w morzu potrzeb, ale w tych miejscach eksperci i mieszkańcy odnotowali największą śmiertelność płazów (dało się je też odgrodzić, więc stanowiły priorytet). Przy jednym stanowisku często działa nawet trzydzieści osób.

Dzieci wracają ze szkoły wzdłuż płotków, bo pamiętają, że trzeba przerzucić żaby. Właściciele psów wyprowadzają ja na spacer i też pamiętają, gdzie są wiaderka. Przy akademikach robią to studenci, przy biurach pracownicy. Jedna szkoła przejęła samodzielnie całe stanowisko. Uczniowie robią sobie „challenge”, kto jest większym płazim bohaterem. Fajne jest to, że efekt widać od razu. Przerzucenie jednego płaza to jeden dobry uczynek – zauważa Zięcik.

Żywa lekcja przyrody

Piszemy o płazim patrolu nie tylko ze względu na dobro polskich żab, ale także polskich dzieci.

Niedziela wielkanocna. Piotr Zięcik wysyła swoje dzieci do kościoła. Nie chcą iść. „Za karę” otrzymują wiaderka i misję przerzucania płazów. Nie wracają po godzinie, nie wracają po dwóch, a to praca na dziesięć minut. Tata jeszcze nie panikuje, pewnie ciągle się bawią.

Po trzech godzinach wpadają do domu, zmęczeni, zaaferowani, wołają o pomoc:

TATO, JUŻ NIE MAMY SIŁY!”.

Ale na co? – dopytuje.

Wyciągamy płazy ze studzienek! Jasiek z Felkiem trzymają mnie za nogi, wpuszczają na dół, ale już nie mają siły! A do tego krata ze studzienki ciężka – wyjaśnia syn.

Krata ze studzienki waży trzydzieści kilogramów.

Dzieci same wymyśliły, żeby sprawdzić studzienki. Tego dnia uratowały 170 płazów. Pani wychowawczyni w szkole powiedziała, że są wielcy.

O to też chodzi w płazich patrolach: żywą lekcję przyrody. Do płaziego patrolu zgłaszają się szkoły, przedszkola, bo dzieci w miastach często są wyposzczone relacji z naturą. Każde takie zjawisko, jak ta z niedzieli wielkanocnej pokazuje, że warto je wciągać w ten świat.

Powinniśmy pokazywać dzieciakom płazy, bo za dziesięć lat to one będą organizowały te akcje. Dzisiaj jest dwanaście stanowisk, a może wtedy będzie ich sto. A przecież są też inne zwierzęta, problemy o które musimy zadbać – podkreśla Zięcik.

Nauka przyrody w szkołach kuleje, więc tym bardziej trzeba pokazywać dzieciom co jeszcze mają wokół siebie, a wkrótce mogą stracić. Zięcik opowiada o tym w szkołach. Snuje fascynujące obrazy, przekonuje, że to lepsza opcja niż laptop. W trakcie ostatnich takich warsztatów jeden z uczniów uporczywie patrzy na tablet. Skupia uwagę na nauczycielu dopiero gdy w urządzeniu pada bateria.

Inna sytuacja: jedno z dzieci w bloku pana Piotra dostaje szlaban na internet. Żyją tam trochę w komunie, więc żeby uniknąć oszukiwania szlabanu, wszystkie muszą odciąć się od sieci. Dzieci zaczynają więc szukać rozwiązania. I znajdują: „wykopiemy w lesie ziemiankę i będziemy się tam ukrywać przed dorosłymi”. Zabierają dwie łopaty i co prawda kryjówkę kopie finalnie głównie tata, ale efekt pozostaje zachowany – dzieciaki kilka godzin spędzają w lesie.

Może „siłowe” odcięcie od świata wirtualnego bywa czasem konieczne? – zastanawia się nasz rozmówca.

Wystarczy inspiracja, pokazanie sensu

Najbardziej popularnym postem na Facebooku „Chronimy płazy Gdańska”, gdzie można śledzić działania patrolu, jest zdjęcie wyschniętej żaby. Płazy oddychają przez skórę, która jest cienka i wrażliwa. Przez to szybko się odwadniają, więc wolą wędrować w nocy. Ale tej wiosny nawet noc była za sucha.

Na szczęście wolontariusze nie tylko przerzucają żaby, ale też je namaczają. Jeśli uda im się je znaleźć w porę.

Lokalne działanie patrolu z Gdańska pokazuje, że zmiany klimatu, o których mówimy globalnie, wpływają na naszą najbliższą okolicę. Płazy nie wytrzymały długotrwałej suszy. Około osiemdziesiąt procent „miejskiej” populacji płazów nie wyszło z legowisk (tak wynika z obserwacji Zięcika), żeby się rozmnożyć, a to przecież ich główny cel w życiu.

To tylko wycinek obrazu tego, co się dzieje ze światem. Na szczęście, w tym samym świecie są ludzie, którzy mają potrzebę robienia czegoś dobrego, ale często nie wiedzą, jak zacząć. Płazi patrol, czy ptasi piknik, który też organizuję co roku, świadczą o tym, że wystarczy inspiracja, pokazanie sensu, a machina rusza i nie chce się zatrzymać – podkreśla biolog.

 

Podziel się: