W Krakowie odbędzie się panel obywatelski, który ma zdecydować o formie upamiętnienia żołnierzy Armii Krajowej. To świetnie, sprawa jest ważna, ale jest jeszcze co najmniej jedna, o którą warto rozszerzyć jego działanie – to korki i tramwaje, czyli koncepcja i plan rozwoju systemu transportowego w naszym mieście.
Obywatel mówi, jak ma być…
Panel obywatelski – by wdrożyć większość, która wymaga wdrożenia – to bardzo źle nazwana bardzo fajna rzecz. Źle nazwana, bo słowo panel ma w sobie coś hermetycznego, więc odstrasza. Tymczasem rzecz jest prosta i chodzi w niej o coś, co równie dobrze można by pewnie nazwać radą mieszkańców – w Irlandii np. używają określenia „zgromadzenie obywateli”. Taką radę powołuje się losując grupę mieszkańców miasta i dbając o jej reprezentatywność dla całości. Tak, by w jej gronie znaleźli się różni ludzie, a nie tylko ci, którzy potrafią nawigować w meandrach lokalnej polityki, co – mówiąc bardzo oględnie – wymaga przede wszystkim bardzo wątłego kręgosłupa oraz wybiórczej głuchoty w sprawach ważnych i trudnych.
Różni ludzie, czyli oddający różne perspektywy, mający różne przekonania, różne problemy, różne światopoglądy, zasób portfela, różny wiek, mieszkający w różnych miejscach i głosujący na różne partie lub na nikogo, bo na kogo można głosować? Na ogół losuje się ich około 100, co zapewnia reprezentację wszystkim najważniejszym grupom – od młodzieży, przez ojców małych dzieci po emerytów i rencistów.
Ale skład takiej grupy to tylko jedna z dwóch istotnych spraw, które powodują, że jest świetną metodą podejmowania trudnych oraz ważnych decyzji. Drugą jest proces ich podejmowania. Ten, kiedy zrobić to dobrze, zapewnia możliwość spokojnego przemyślenia i przedyskutowania wniosków. Zabezpiecza także przed zdominowaniem rozmowy przez stereotypowe podziały i przekonania, z którymi się do takiego panelu wchodzi, a które rzadko są oparte na wiedzy – częściej na emocjach. Zamiast kłótni jest tam rozmowa.
Jak dobrze radzi sobie z tym mechanizm panelu, przekonuje przykład Irlandii, która zgromadzeniu obywatelskiemu [tak panel nazywają na Zielonej Wyspie] oddała niedawno pod ocenę szereg kluczowych dla kraju, ale też trudnych i dzielących, spraw, i gdzie kończy się on jednomyślnymi rekomendacjami. Do tego rekomendacjami, które swoją odwagą i mądrością zadzwiają polityków, ekspertów i obserwatorów.
W praktyce wygląda to bardzo podobnie do amerykańskiego procesu sądowego, który dobrze znamy z telewizji. Najpierw ludzie się zbierają i zapoznają z tematyką panelu. Później fachowcy i eksperci prezentują kluczowe informacje, a także wiedzę dotyczącą tego, jak można je interpretować i jak wyciąga się z nich wnioski. A zainteresowani – przy czym zwykle wyklucza się lobbystów – mają okazję pokazać różne stanowiska i argumenty za ich realizacją. To pozwala, by dyskusja, która odbywa się później, była oparta o wiedzę, a nie tylko zakorzenione i posiadane wcześniej przekonania. Daje jej ramę i możliwość odwołania do faktów. Pozwala także na wątpliwości i formułowanie pytań, które można zadać ekspertom, ale też przedyskutować z kolegami. Uczestnicy panelu mogą też dopytywać o różne sprawy, domagać się wyjaśnień i – to być może jest najważniejsze – wyjaśniać je w spokojnej i ubranej w sensowną formę rozmowie.
Taka rozmowa może i nawet powinna trwać całkiem długi czas. Zgromadzenia zwykle zbierają się więc kilka razy – na przykład w tygodniowych odstępach czasu. To pozwala zyskać dystans do tematu oraz czas na przetrawienie argumentów. Dzięki temu jest to o wiele więcej niż zwykły sondaż, w którym natychmiast trzeba się opowiedzieć po którejś ze stron. PiS czy PO? Samochód czy autobus? Strefa 30 czy 70 na godzinę? Pierwszeństwo dla pieszych czy kierowców? Itd… I zapewne dlatego obywatelskie rady mają skłonność do tego, by nawet w bardzo trudnych i konfliktowych sprawach zmierzać w stronę rozsądnej jednomyślności.
Lub spokojnej zgody na niezgadzanie się.
…i jak chce jeździć
Dlatego jest to doskonała metoda podejmowania decyzji w sprawach trudnych, złożonych i konfliktowych. Dokładnie takich, jak rozwój i przyszłość krakowskiego systemu transportu, na który składają się nie tylko drogi i autobusy, ale też parkingi, przestrzeń dla pieszych i rowerów, rola kolei i aglomeracji, i kilka jeszcze innych spraw. Kiedy zapytasz o nie w sondażu, odpowiedź będzie zerojedynkowa i oparta o wcześniejsze przekonanie lub osobiste potrzeby. Jeżeli zrobisz konsultacje społeczne, to masz dobrą szansę, że wojewoda wpadnie na nie swoją limuzyną i pomoże uniemożliwić spokojną dyskusję. Jak spróbujesz decyzje podejmować w oparciu o swoje przekonania i najlepsze nawet chęci, napotkasz opór i wielu niezadowolonych. Gdy rzucisz pytanie w internecie, jak w banku masz, że ludzie rzucą się na siebie w proporcji mniej więcej 50 do 50 i zupełnie, ale to zupełnie nic z tej awantury nie wyniknie.
Nie dlatego, że jest to sprawa, w której nie da się dogadać. Dlatego, że jest trudna i skomplikowana, więc sensowna rozmowa potrzebuje dobrych warunków, dostępu do wiedzy i czasu. Lepszych niż zapewniane przez panel obywatelski nie ma. Skoro więc go już będziemy mieć, to – apeluję – wykorzystajmy go lepiej niż tylko do załatwienia sprawy jednego pomnika. Plan dla transportu to w tej chwili być może najważniejsza sprawa dla Krakowa. Najmocniej wpływa bowiem na jakość życia w mieście.
Win-win
Do tego panel jest tutaj typową grą z gatunku win-win. Miasto – jeżeli uda mu się przekonać do swoich pomysłów, zyskuje legitymację do wdrażania zmian. Zwolennicy innych niż miejskie pomysłów na rozwój transportu – w tym choćby na parkowanie, bo tych jest chyba najwięcej – okazję do tego, by przedstawić swoje argumenty i pomysły przed bezstronnymi sędziami, którzy mogą i bardzo prawdopodobne, że to zrobią, przyznać im rację. Zderzenie jednego i drugiego może też zrodzić nowe pomysły i wzbogacić plany.
Generalnie, z której strony na to nie patrzeć, wszyscy wygrywają, a najwięcej ludzie, którzy z tego transportu korzystają, bo – niezależnie już nawet od tego, czy jest to ich wizja – dostają spójną koncepcję i plan rozwoju komunikacji w mieście. To zdecydowanie lepsze niż szycie z tego, co jest, które często widać dzisiaj.
Klasyczna gra, w której wszyscy wygrywają. Do tego gotowa i przynajmniej w części zapłacona.