W Niemczech opracowano technologię, dzięki której przemysł jajczarski nie będzie już tak okrutny, jak do tej pory. Do sklepów trafiły właśnie pierwsze jajka „wolne od krzywdy” – oznaczone nie jedynką ani trójką, a znakiem „respeggt”.
Za całym przedsięwzięciem stoi firma Seleggt. – Każdego roku w Niemczech zabijanych jest 45 milionów jednodniowych kurczaków płci męskiej, bo nie mogą wysiadywać jaj i to nieekonomiczne, żeby je utrzymywać przy życiu – czytamy na stronie przedsiębiorstwa. Jajka są w Niemczech ważnym produktem żywieniowych – rocznie nasi zachodni sąsiedzi zjadają ich prawie 13 miliardów. Im większe zapotrzebowanie na jajka, tym więcej kurczaków ginie.
Dlaczego?
Żeby to zrozumieć, trzeba poznać proces produkcji. Rocznie w Niemczech potrzeba 100 milionów jaj wylęgowych, żeby w hodowlach wystarczyło kur, wysiadujących kolejne jajka. Muszą być to, oczywiście, osobniki płci żeńskiej. W rodzicielskich gospodarstwach, skąd pochodzą te jajka, zazwyczaj utrzymuje się stosunek – 9 kur na jednego koguta.
Jajka z takiego gospodarstwa trafiają do wylęgarni, w której leżą przez 18 dni. Po tym czasie można sprawdzić, czy są zapłodnione czy nie. Te niezapłodnione, które stanowią około 10 proc., są odrzucane. Reszta leży jeszcze przez kilka dni. Około 21 lub 22 dnia na świat przychodzą kurczaki. Są ręcznie segregowane według płci. Kury służą później do wysiadywania kolejnych jajek, a kurczaki nie są potrzebne. Niedługo po wykluciu odurza się je dwutlenkiem węgla i zabija, a potem przekazuje m.in. do zoo jako pokarm dla gadów. W niektórych hodowlach kurczaki są duszone lub miażdżone.
Dlatego Seleggt postanowił opracować technologię, która uchroni miliony małych kurczaków przed ogromnym cierpieniem. Ich sposób polega przede wszystkim na określeniu płci jeszcze przed wykluciem.
Według ich pomysłu, jajka, trafiając do wylęgarni, powinny być przetrzymywane przez dziewięć dni. Po tym czasie można je naświetlić i zobaczyć, czy są zapłodnione czy nie. Jeśli nie – są odrzucane i przekazywane do produkcji pasz. Zapłodnione jajka są poddawane procesowi określania płci – laserowo wycinana jest maleńka dziurka i pobierany jest płyn z wnętrza. „Dzięki zastosowaniu nieinwazyjnej procedury ekstrakcji płynu zapłodnione jaja pozostają bez uszkodzeń. W związku z tym wnętrze jaja wylęgowego jest nietknięte i pozostaje bezpieczne i zdrowe.” – czytamy na stronie internetowej Seleggt.
Krople płynu są umieszczane w opatentowanym markerze poza jajkiem. Jeśli zarodek jest płci żeńskiej, krople będą zawierać siarczan estronu, żeński hormon. Marker opracowany przez niemiecką firmę reaguje na siarczan i zabarwia próbkę – na podobnej zasadzie, co test ciążowy. Jeśli kolor się zmieni – jajko jest żeńskie, więc wraca do inkubatora. Po 21 dniach wykluwa się mała kura.
Jeśli jajko jest męskie, trafia do jednego pojemnika z niezapłodnionymi i jest przerabiane na paszę. Dzięki temu nie marnuje się, a jednocześnie nie jest tak okrutne jak zabijanie małych kurczaków.
W 2018 roku wyprodukowano już pierwszą transzę jajek od kur, których płeć została określona w ten sposób. Jajka, oznaczone jako „respeggt”(od ang. respect – czyli szacunek), trafiły do sklepów w Berlinie w listopadzie 2018. W pozostałych częściach kraju mają pojawić się w tym roku, a od 2020 Seleggt ma wprowadzić swoją technologię w niezależnych wylęgarniach. W dalszym planie jest rozszerzenie działalności na całą Europę.
– Dzięki gotowości rynkowej [tego] procesu Niemcy są pionierem – powiedziała „Guardianowi” minister rolnictwa i rolnictwa Julia Klöckner, której ministerstwo sfinansowało projekt. – Gdy tylko proces zostanie zaimplementowany przez wylęganie, nie będzie żadnego powodu ani usprawiedliwienia dla uboju kurcząt.
Zdjęcie: Pixabay