Mroźne dni, gdy temperatura spadała poniżej zera, jeszcze kilkanaście lat temu były czymś zwyczajnym. Dziś odchodzą do przeszłości wskutek ocieplającego się klimatu. Nie znikną całkowicie w najbliższych latach, ale już teraz widać wyraźną zmianę w obliczu zim w Europie i Polsce. Raporty pokazują spadek liczby dni mroźnych, a pierwsze całodobowe dni z temperaturą poniżej zera pojawiają się coraz później.
Brak mrozu ma oczywiste zalety. Co roku słyszymy powtarzane hasło: „zima znów zaskoczyła drogowców”. Kierowcy nie muszą zdrapywać szronu z szyb ani martwić się o odpalanie samochodu.
Zmniejsza się liczba stłuczek spowodowanych śliską nawierzchnią, a my możemy ubierać się lżej. Ciepłe zimy obniżają też rachunki za ogrzewanie i maskują problem smogu w miastach. Budowlańcy z kolei mogą realizować prace, które przy ujemnych temperaturach były trudne lub niemożliwe.
Jednak lekka zima to nie tylko komfort. Jak zauważa klimatolog Bogdan Chojnicki, prof. Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu, konsekwencje są poważne.
Coraz trudniej o mroźny dzień
Raporty pokazują, że zimy nam ubywa. Pierwszy dzień w roku, w którym temperatura spada do 0 st. C lub poniżej, pojawia się coraz później w większości Europy. Według analizy zespołu naukowego Climatebook opartej na danych z ponownej analizy z Copernicus Climate Change Service nastąpiły wyraźne zmiany w europejskich chłodach.

Pierwszy dzień w roku z temperaturą spadającą do zera lub poniżej pojawia się coraz później. W niektórych regionach Europy nawet o trzy tygodnie później niż 20 lat temu. Dotyczy to zwłaszcza wschodniej i północnej części kontynentu, w tym Polski. Choć zdarzają się miejsca, gdzie mrozy występują wcześniej, dominują obszary, gdzie liczba dni mroźnych maleje.
Wcześniejsze dni z mrozem, to też efekt globalnego ocieplenia. Dlaczego? Chodzi o Arktykę. Cieplejsza Arktyka sprawia, że destabilizuje się prąd strumieniowy (jet stream). Te silne wiatry, wiejące na wysokości około 10 km, słabną i przemieszczają się na południe. Tym samym ściągają zimne powietrze z regionów polarnych.

Mroźne dni pojawiają się coraz później. Dane pokazują, że pierwszy dzień z temperaturą poniżej zera pojawia się dziś średnio o około 10 dni później niż w połowie lat 80. XX wieku. Dawniej pierwsze mroźne dni z mrozem (średnia dla całej Europy) to 2-6 listopada. W ostatnich latach normą staje się druga połowa listopada. To jest oczywiście średnia dla całego kontynentu. W Skandynawii dla przykładu data występowania pierwszych z dni z ujemną temperaturą pojawia się już nawet we wrześniu.
Polskie zimy mniej zimowe
W 2024 roku 69 proc. obszarów Europy doświadczyło mniej niż 90 dni z mrozami, co jest rekordem. Według ostatniego raportu o stanie klimatu Europy, powierzchnia Europy, na które występowało 90 dni z mrozem, wyraźnie spadła. W Polsce jest podobnie. Zimy stają się coraz mniej mroźne, coraz mniej przypominają zimy sprzed lat.

Choć ostatnia zima nie była rekordowo ciepła, to jak pokazuje wykres, była jedną z najcieplejszych w historii. Średnia temperatura była o 1,33 st. C wyższa od średniej lat 1991-2020. Była to kolejna zima z dodatnią temperaturą. Jedynie luty był w normie, choć z małą ilością śniegu.
Według danych IMGW-PIB ocieplenie między okresem 1961-1990 a 1994-2023 wyniosło 1,3 st. C. To ogromna wbrew pozorom zmiana, którą widzimy za oknem. W XX wieku zimy z mrozem były czymś normalnym. W latach 80. sytuacja zaczęła się zmieniać, coraz częściej gościły zimy z niewielką ilością dni mroźnych, choć tych zimnych nie brakowało. Ostatnie 15 lat to niemal każdy rok z zimą powyżej zera. Ostatnia solidna zima była w 2012/13 roku i to bardziej dlatego, że w Arktyce miały miejsce rekordowe roztopy, co zdestabilizowało nam jet stream i przyniosło taką zimę, jak w XX wieku.
Nie ma się z czego cieszyć
Wielu z nas nie lubi mrozów, ale ich brak nie powinien nas cieszyć, to raczej powód do zmartwień.
– Jest kilka powodów, dla których spadająca liczba dni mroźnych w Europie powinna być rozpatrywana jako poważne zagadnienie. Mimo niewątpliwych zalet takiej sytuacji, jak na przykład obniżenie rachunków za ogrzewanie czy łagodniejszy klimat, pojawią się niestety problemy o systemowym charakterze – mówi dla SmogLabu prof. Chojnicki.
Brak mrozu to brak charakterystycznego dla zimy krajobrazu, czyli śniegu. Nie chodzi tu jednak o nasze marzenie odnośnie białych świąt, które możemy co najwyżej zobaczyć w filmie „Kevin sam w domu”.
– Jednym z najpoważniejszych jest mniejsza retencja śnieżna. Wyższe temperatury nie tylko pogarszają warunki do powstawania opadów śnieżnych (częstsze opady deszczu zamiast śniegu), ale także redukują skutecznie czas zalegania pokrywy śnieżnej na powierzchni gruntu. Innymi słowy, woda, która w formie śniegu „czeka” na wiosenne roztopy łagodząc wiosenne niedobory wilgoci w gruncie. W ten sposób szybkim wiosennym wzrostom temperatury coraz częściej będzie towarzyszyć susza w glebie – tłumaczy poznański naukowiec.
Mniej wody i więcej szkodników
Śnieg odgrywa ważną rolę w odnawianiu zasobów wodnych.
– Warto też zauważyć, że woda w warunkach ciepłych zim ma dogodne warunki do większego parowania z powierzchni, a nie z roślin. Taka woda nie wspomaga rozwoju roślin a „ucieka bezproduktywnie” do atmosfery obniżając ogólną wilgotność środowiska. To oznacza, że nie tylko nie formuje ona retencji w postaci śniegu, a uszczupla zasoby wodne tak potrzebne w sezonie wegetacyjnym – mówi prof. Chojnicki.
To rodzi szkody w rolnictwie, które w ostatnich latach rosną. Od 2015 roku mamy permanentną suszę. Główną przyczyną suszy są właśnie słabe opady śniegu.
Problemów z brakiem mrozu jest oczywiście więcej. Poznański naukowiec porusza kwestię zmiany warunków funkcjonowania organizmów żywych w naszym regionie.
– Z jednej strony niektóre rośliny uprawne naszego regionu takie, jak zboża ozime, czy czosnek wymagają do prawidłowego rozwoju zimnego okresu (jarowizacji). Jednocześnie wyższe temperatury nie tylko nie niszczą organizmów nieodpornych na mróz, ale także stwarzają coraz lepsze warunki do rozwoju obcych gatunków, które przesuwając się na północ, konkurują z naszymi rodzimymi zwierzętami i roślinami. To otwiera drogę rozwoju dla tzw. obcych gatunków inwazyjnych – wyjaśnia klimatolog.
Na koniec prof. Chojnicki zwraca uwagę, że redukcja dni mroźnych to „otwieranie się nowej rzeczywistości, której przyjściu powinniśmy zapobiegać, a która i tak już wymusza na nas działania adaptacyjne”.
Zdjęcie tytułowe: Hubert Bułgajewski



















