Walijskie zgromadzenie ustawodawcze potwierdziło w środę wcześniejszą deklarację rządu o ogłoszeniu stanu zagrożenia klimatycznego. Posłowie podkreślali po głosowaniu, że to bardzo dobry krok, ale muszą teraz pilnować, by nie oznaczał jedynie „rebrandingu” obecnej polityki. W ten sam dzień wniosek laburzystów o ogłoszenie zagrożenia klimatycznego został bez głosowania zaaprobowany przez parlament w Londynie. Jest to jednak na razie jedynie symboliczny gest.
Deklarację przegłosowano miażdżącą większością 38 do 2.
Lesley Griffiths, która odpowiada za energię, środowisko oraz sprawy wiejskie [połączenie dwóch pierwszych w jeden resort zwraca uwagę], mówiła, że polityka walijskich władz zostanie teraz zrewidowana tak, by realizować tę deklarację. Podkreślała też, że dzięki temu walijski parlament stał się pierwszym krajowym ciałem ustawodawczym, który ogłosił stan zagrożenia związanego ze zmianami klimatu. Opozycja podważała dotychczasowe wysiłki i zwracała uwagę, że przynajmniej część pozornie nowych deklaracji dotyczy spraw, które są już zawarte w różnych dokumentach i planach rządu.
W ten sam dzień brytyjski parlament zdecydował się bez głosowania przyjąć wniosek laburzystów, którzy domagali się zadeklarowania stanu zagrożenia klimatycznego. Do samego wniosku z dystansem odnosił się jednak minister środowiska Michael Gove, który mówił, że rzeczywiście znajdujemy się w stanie zagrożenia, ale do wniosku się dystansował.
Zapowiedział jednocześnie podjęcie działań i nowe legislacje, ale deklaracje były tak rozmyte, że niekoniecznie musi coś z tego wynikać. Tym bardziej, że samo przyjęcie wniosku jest raczej gestem symbolicznym, który „wskazuje wolę Izby Gmin”, ale nie jest dla rządu wiążący, ani nie zmusza go do wdrażania nowych przepisów oraz rozwiązań.
Inicjator wniosku Jeremy Corbyn podkreślał jednak, że jest to duży krok naprzód.
Fot. Shutterstock.