Absurdalne, infantylizowane kampanie koncernów mleczarskich i mięsnych mają się świetnie. Dzieci, którymi najłatwiej jest manipulować, łapią przynętę w postaci kolorowego obrazka ze szczęśliwym cielątkiem i ochoczo piją rozdawane w szkołach mleko. Jednocześnie są pewne, że dzięki temu będą zdrowe i uszczęśliwią zwierzęta. W końcu: „Pij mleko! Będziesz wielki”, czyż nie?
Program „Moje Mleko” polega na regularnym rozdawaniu uczniom mleka w małych kartonach. Co ciekawe, nie jest istotne czy rodzice zapisali dziecko na listę beneficjentów, czy nie. Kartonik co jakiś czas dostaje każdy uczeń. Mleko UHT, jak dziś już wiadomo, nie ma dla człowieka w zasadzie żadnych wartości odżywczych. Mimo to, narracja promująca produkty mleczne, przedstawiająca je jako świetny wybór, nadal ma się dobrze.
Koncerny mleczarskie doskonale nami manipulują
W tym przypadku, poza nieuzasadnionym zdrowotnie promowaniem mleka, dzieci wprowadzane są w błąd jeszcze na inny, sprytny sposób. Na kartoniku widnieje bowiem hasło: „Rusz na ratunek Ziemi i po wypiciu wrzuć do żółtego pojemnika”.
Sugeruje to, że sam produkt pomaga walczyć o planetę i wpaja dzieciom, że picie bezwartościowych produktów pozwala dbać o środowisko tylko segregując odpady. Temat poruszyła Agata Lewandowska, przedstawicielka Rodziców dla Klimatu, podczas debaty „Polityka klimatyczna w czasach wojny” organizowanej przez Green REV Institute w ramach Koalicji Future Food 4 Climate. Zapytaliśmy ekspertkę o szczegóły programu.
– Ta etykieta to przykład jawnego wprowadzania w błąd. A jeżeli robi się to dzieciom, mamy przykład manipulacji na najmłodszych. To na nich takie kampanie mają bardzo mocny wpływ. Zabiegi te kształtują w dzieciach nawyki – niestety w tym przypadku niezbyt korzystne. Pod płaszczykiem ekologii i zachowań prośrodowiskowych (jakimi niewątpliwie jest prawidłowa segregacja odpadów) tworzy się pozytywny obraz przemysłu mleczarskiego. Tymczasem jego wpływ na środowisko jest niezwykle silny – powiedziała SmogLabowi Lewandowska.
Należy uświadomić rodziców
Jak dodała, łączy się to też z nieświadomością rodziców. To oni często nawet nie wiedzą, jakie produkty ich dzieci otrzymują w szkole i nie rozmawiają z podopiecznymi na temat manipulacji, z jaką ci muszą się mierzyć. Badania pokazują, że wyprodukowanie jednej szklanki mleka dziennie przez cały rok wymaga 650 m2 gruntów na hodowlę zwierząt mlecznych. Ponadto do produkcji tej ilości mleka zużywa się także 120 l wody. Ślad węglowy i wodny mleka odzwierzęcego jest więc olbrzymi. Warunki, w jakich żyją zwierzęta w przemyśle spożywczym to kolejna strona medalu.
– Część opiekunów myśli, że taki jeden kartonik nie ma większego znaczenia, ale proszę sobie uzmysłowić, że od początku realizacji programu „Mleko w szkole” przedszkolaki i uczniowie szkolni spożyli ponad 2 mld szklanek mleka. To nie są małe liczby – wyjaśnia ekspertka.
Nasuwają się więc kolejne kwestie. W tym przypadku, poza wprowadzeniem dzieci w błąd, rozdaje im się niezdrowy produkt o dużym śladzie węglowym. Promuje się wykorzystywanie zwierząt i zanieczyszczanie środowiska oraz utrwala stare, błędne wzorce jak wyświechtany już frazes: „Pij mleko, będziesz wielki”.
Alternatywy dla mleka i mięsa, zamiast mitów wokół nich
Zapytaliśmy więc przedstawicielkę Rodziców dla Klimatu, czy nie lepiej byłoby rozdawać uczniom mleko roślinne lub np. świeże owoce. Odpowiedziała nam, że doskonałym wyborem na co dzień jest mleko owsiane. Jego produkcja wymaga mniej gruntu i wody oraz emituje ponad trzy razy mniej gazów, niż w przypadku produkcji mleka krowiego.
– Walory zdrowotne mleka owsianego są nie do przecenienia. Przecenia się natomiast zalety mleka krowiego, a stomatolodzy biją na alarm. Stan uzębienia dzieci pokazuje obecnie, że słabe wchłanianie wapnia wynika między innymi z jakości spożywanych posiłków oraz mitów na temat mleka.
Kolejnym mitem jest mowa o diecie mięsnej jako jedynej, która zapewnia organizmowi wszystkie składniki odżywcze. Hematolodzy i pediatrzy dużo częściej zmagają się z anemią u dzieci, które regularnie spożywają mięso, gdyż rodzice wierzą, że to jedyne dobre źródło żelaza.
– Wartościowa i przemyślana dieta roślinna może być dietą dla większości dzieci, o ile jest zbilansowana – a taka wiedza na razie nie jest powszechna i szeroko dostępna – dodaje Lewandowska.
Lobby na mleko i mięso
Niestety mleka roślinne nie znajdują się na liście wspieranych i promowanych produktów. Jak na razie mamy silne lobby mięsne i mleczne.
– Z jednej strony edukujemy o piramidzie żywienia, a potem serwujemy karkówkę i zupę na żeberkach zagęszczaną śmietaną. Czy to rzeczywiście sensowna dieta dla dzieci? Polecam przejrzenie jadłospisów oraz przetargów szkolnych na żywność dla placówek oświatowych. To ciekawa, acz smutna lektura z wieprzowiną i mlekiem jako głównymi bohaterami – ubolewa przedstawicielka Rodziców dla Klimatu.
Jak podaje Lewandowska, tylko w drugim semestrze obecnego roku szkolnego 11 716 szkół w całej Polsce bierze udział w akcji obdarowywania dzieci mlekiem. Na szczęście akcja obejmuje także rozdawanie owoców i warzyw. Problemem jest to, że takie kampanie nie uznają zamienników mleka krowiego.
– Warto tu dodać skąd pochodzą środki na promocję mleka w szkołach. To nie tylko środki publiczne. Są to np. środki Funduszu Promocji Mleka. W 2021 r. łączne wpływy na jego rachunek wyniosły 12,68 mln zł – wyjaśnia działaczka. Mamy też m.in. Fundusze Promocji Mięsa: drobiowego, wieprzowego, wołowego, etc.
Przykładów absurdów nie brakuje
Nie jest to jedyna tego typu kampania w Polsce. Począwszy od sławnej już „Pij mleko! Będziesz wielki”, trwającej od 2003 r. i powtarzanej przez 8 lat, znaleźć można znacznie więcej podobnych, manipulujących programów próbujących ugruntować w konsumentach przekonanie, że mleko i mięso to samo zdrowie. A jak wiadomo – kłamstwo powtarzane wiele razy staje się prawdą. Za pewnik wzięło to więc większość odbiorców.
– Takich kampanii jest sporo. Wystarczy spojrzeć jakie środki są kierowane na inne projekty – potwierdza w rozmowie ze SmogLabem Lewandowska. – To np. „Mamy kota na punkcie mleka” kierowany do dzieci w wieku 6-9 lat. Realizowany był w zeszłym roku przez Polską Izbę Mleka. Sfinansowano go także z Funduszu Promocji Mleka.
Jaki był cel programu? Oczywiście wzrost spożycia mleka i budowanie dobrego PR wokół produktów mlecznych. Kolejny podobny projekt to ubiegłoroczny cykl konferencji „Fakty i mity o mleku” zaadresowany do dzieci, młodzieży, dorosłych, seniorów, a także nauczycieli oraz mediów. Miał przekazać wszystkim grupom wiekowym rzetelną wiedzę na temat mleka i jego przetworów.
Przeprowadzono także spotkania dla przedszkolaków (w grupach 3-4 oraz 5-6-latków), które przystąpiły do projektu „Dzieciaki Mleczaki”. Spotkania miały uporządkować wiedzę na temat nabiału i produktów mlecznych oraz wzbogacić słownictwo dzieci o pojęcia takie jak: witaminy, minerały, zdrowia dieta oraz „rozwijać ich postawy prozdrowotne”.
– Wszystkie wymienione programy promujące mleko zrealizowano zwiększając swoją sprzedaż, równocześnie cały czas milcząc na temat alternatyw – zauważyła Lewandowska.
Manipulacyjne schematy producentów mleka i mięsa
Maciej Skinderowicz z Fundacji Kupuj Odpowiedzialnie opowiedział SmogLabowi o podobnych manipulacjach. Zwrócił też uwagę na wszechobecną „infantylizację” przemysłu mięsnego i mlecznego. To smutne i jednocześnie ciekawe zjawisko, dzięki któremu duża część konsumentów połyka haczyk zarzucany przez korporacje. Szczególnie tych najmłodszych.
– Logo firmy mięsnej to np. uśmiechnięta świnka. To samo widać w reklamach telewizyjnych, gdzie pokazuje się „szczęśliwe” krowy z cielakami na wielkich łąkach. Jest to kompletna bzdura, bo w przemysłowej produkcji mleka cielak jest od razu oddzielany od matki, żeby nie zabierał pokarmu. Dzieci bardzo łatwo złapać na te wszystkie sztuczki, bo nabierają się na uśmiechnięte zwierzaczki, kolorowe rysunki i postaci z bajek. To po prostu manipulacja ich emocjami – tłumaczy SmogLabowi przedstawiciel Kupuj Odpowiedzialnie.
Kolejny przykład? Firma Good Valley reklamuje się jako produkująca mięso w bardziej zrównoważony sposób. W reklamie zaprezentowano zwierzęta rodem z epoki lodowcowej, co zdecydowanie miało na celu przykuć uwagę najmłodszych telewidzów. „Z powodu klimatu mam zastanowić się nad tym, co jem?!” – pytało zwierzę. Przekaz tego spotu polegał na tym, że chcąc być eko, nie trzeba rezygnować z mięsa. Należy się zgodzić, że zdecydowanie lepiej wytwarzać mięso w sposób zrównoważony niż przemysłowy. Nie zmienia to jednak faktu, że produkcja mięsa sama w sobie nie służy klimatowi, m.in. przez wysokie emisje metanu. – Typowe usypianie czujności człowieka – skwitował Skinderowicz. Choć świadomość ekologiczna odbiorców rośnie, koncernom nadal łatwo nimi manipulować i kreować błędne przekazy.
Greenwashing to nie tylko „zdrowe” mleko i mięso
Jak powiedział Skindrowicz, podobne greenwashingowe motywy można zauważyć w wielu innych branżach. – Na początku pandemii widziałem reklamę wody pitnej w kartonie TETRA PAK, czyli zupełnie nieekologicznym, trudnym w recyklingu opakowaniu. Chwalono się natomiast, że to opakowanie w ok. 75 proc. ulega biodegradacji (jest zrobiona z papieru). Typowo „proekologiczny”, mylny przekaz – woda w „ekoopakowaniu”.
Innym przykładem kształtowania nieekologicznych postaw są działania placówek oświatowych skupione na idei zero-waste, ale mylnie rozumowane. Tutaj chęci są dobre, jednak w praktyce wychodzi zdecydowanie inaczej, niż chciałaby natura.
– Przedszkola czy szkoły tworzą dzieła sztuki z butelek plastikowych, mówiąc, że to ekologia. Jednak, tak naprawdę, nie zwracają uwagi na to, że takich butelek powinno się jak najmniej produkować i kupować. Akcje w stylu „Zrób robota z butelki” tworzą nieprawdziwe wrażenie, że dbamy o środowisko – tłumaczy Lewandowska.
Przez to tworzy się kolejny odpad – tym razem niemożliwy do segregacji. Odpad ten trafia do frakcji zmieszanej, czyli najgorszej dla planety. Wszelka jednorazowość w konsumpcji powinna być ograniczana. Jak mówi Lewandowska, na pochwałę zasługują akcje typu „poidełka” w szkołach oraz wspieranie idei gospodarki cyrkularnej przez organizowanie kiermaszów czy wymian podręczników. Dobrze byłoby więc włączyć do tego edukację dotyczącą zdrowej, przyjaznej dla środowiska diety.
Zamiast dwóch porcji mleka dziennie, pożywny zielony koktajl
Wróćmy jednak do wspomnianych alternatyw. Podczas debaty wielokrotnie podkreślono, że to bardzo ważne, żeby od najmłodszych lat pozwalać dzieciom próbować nowych smaków. Dzięki temu, że w szkole zjadłyby nowy, smaczny, roślinny posiłek, mogłyby podzielić się tą informacją z rodzicami. Ci z kolei mogliby chętniej kupować produkty vege i wprowadzać je w domach. Najpierw w ramach urozmaicenia, a później, być może, jako regularną i stałą alternatywę.
Rodzice dla Klimatu są częścią koalicji Future Food for Climate, która pod egidą Green Rev Institute postuluje za wprowadzeniem żywności roślinnej w przedszkolach i szkołach. Posiłki vege potrzebują promocji, wsparcia oraz zmian prawnych. Prawo, które jak dotąd faworyzuje produkty zwierzęce i wymaga od żywienia oświatowego dwóch porcji mleka dziennie dla ucznia, powinno obrać inny kierunek. Jak wyjaśnia Agata Lewandowska, placówki, nawet chcąc wprowadzić żywność roślinną, mają bardzo ograniczone pole manewru.
– Znam wiele publicznych przedszkoli, w których kucharki przygotowują na śniadania pasty z soczewicy, a na deser zielone bezmleczne koktajle. Naprawdę da się zrobić smaczną, pożywną zupę bez mięsa. Zaś dni obiadów wegetariańskich/wegańskich nie muszą oznaczać jedynie naleśników z dżemem lub makaronu z serem. Te rozwiązania są gotowe, tylko trzeba je wdrażać – tłumaczy SmogLabowi Lewandowska.
Czytaj także: Pokolenie vege. Młodzi coraz częściej rezygnują z mięsa
–
Zdjęcie tytułowe: New Africa/Shutterstock