Suwerenna Polska chciała „bronić” polskie lasy przed Unią Europejską. Jednak w opinii ekspertów z Fundacji Frank Bold ustawa w tej sprawie powinna skończyć w koszu. Tak prawdopodobnie się stanie. Zdaniem społeczników dokument miał przykryć nadużycia i błędy gospodarki leśnej, którą prowadzą Lasy Państwowe. Twierdzą, że politycy wymyślili problem, który później rzekomo zamierzali rozwiązać. Tymczasem prawda jest taka, że nikt nie chce przejmować polskich lasów. Zagrożeniem dla nich nie są działania unijnych urzędników, tylko wewnętrzna polityka naszego państwa.
Projekt ustawy „w obronie polskich lasów”, który promowano jako obywatelski, był w istocie inicjatywą polityków Suwerennej Polski. Co więcej, jak ujawniła Wirtualna Polska, o zbieranie podpisów pod dokumentem proszono pracowników nadleśnictw, m.in. na Dolnym Śląsku. Środowiska aktywistyczne od początku podkreślały, że mieliśmy do czynienia z projektem fasadowym. Miał on przykryć nadużycia i błędy gospodarki leśnej, prowadzonej przez Lasy Państwowe. – Kuriozum polegało na tym, że podczas gdy w Sejmie politycy rozmawiali o ochronie lasów, trwały w nich masowe wycinki, niszczące przyrodę i degradujące miejsca ważne dla społeczeństwa – zwraca uwagę Sylwia Szczutkowska z Pracowni na rzecz Wszystkich Istot.
Przekonuje, że dokument zawiera jedynie deklaracje bez żadnej wartości prawnej. W projekcie zapisano, że „Polska zachowuje wyłączną kompetencję do ochrony i gospodarowania państwowymi lasami”. Stwierdzono również: „Władze nie mogą podejmować działań, zmierzających do nadawania Unii Europejskiej kompetencji w zakresie gospodarowania lasami”. Prezes Suwerennej Polski, a jednocześnie minister sprawiedliwości w rządzie Zjednoczonej Prawicy, Zbigniew Ziobro, chwalił się podczas kwietniowej konferencji prasowej, że pod projektem ustawy udało się zebrać blisko pół miliona podpisów. – To sukces wszystkich, którzy chcą, by państwo polskie miało wyłączny zarząd nad lasami – mówił wtedy Ziobro. Miesiąc wcześniej ostrzegał z kolei: „Plany urzędników unijnych zmierzają do tego, aby Polacy nie mogli wchodzić do co trzeciego – mniej więcej ujmując – polskiego lasu”.
„Politycy wymyślili fikcyjny problem”
Zdaniem Szczutkowskiej politycy wymyślili fikcyjny problem, a następnie przygotowali projekt ustawy, która miała go rzekomo rozwiązać. Tymczasem rzeczywistość jest zupełnie inna niż ta wykreowana przez Suwerenną Polskę. – Nie ma mowy o żadnym przejęciu polskich lasów przez Unię Europejską. Nasz kraj ma wyłączne kompetencje do zarządzania lasami jako zasobem – dodaje Szczutkowska.
Zauważa, że przystępując do wspólnoty, Polska co prawda zobowiązała się do przestrzegania europejskiego prawa środowiskowego. Nie wpływa to jednak w żaden sposób na strukturę własności lasów. – Ustawa „w ich obronie” stanowiła więc polityczny, zdecydowanie kiepski teatr – podkreśla społeczniczka.
Wszystko wskazuje na to, że ostatecznie na nic zdało się blisko pół miliona podpisów, o których mówił Zbigniew Ziobro. Zdaniem Bartosza Kwiatkowskiego, dyrektora Fundacji Frank Bold, pomysł Suwerennej Polski powinien trafić do kosza.
Nie ma mowy o przejmowaniu lasów przez Unię Europejską
– Co do zasady obywatelskimi projektami ustaw (w przeciwieństwie do projektów nieobywatelskich), których nie zdążył uchwalić Sejm poprzedniej kadencji, powinien zająć się kolejny Sejm. Nawet jeśli są obywatelskimi jedynie z nazwy. W tym konkretnym przypadku mamy jednak nieco bardziej skomplikowaną sytuację. Posłowie zdążyli zająć się projektem i uchwalili ustawę, nad którą pracował później Senat, wnosząc ostatecznie o jej odrzucenie. W związku z tym projekt ten powinien zostać objęty zasadą dyskontynuacji i nie wracać już na salę obrad. Co jednak w sytuacji, gdyby stwierdzono inaczej? Popatrzmy przez moment na kwestie pozaprawne. Obecnie w Sejmie większość ma opozycja. Trudno sobie wyobrazić, żeby poparła projekt, którego autorem i inicjatorem była w praktyce Suwerenna Polska – komentuje Kwiatkowski.
Społecznicy uważają, że to dobra informacja. Piotr Klub, specjalista ds. ochrony przyrody z Fundacji Dziedzictwo Przyrodnicze twierdzi, że inicjatywa Suwerennej Polski była po prostu przedwyborczym, politycznym bajdurzeniem. Zauważa, że nawet gdyby leśnictwo zostało włączone do tzw. kompetencji dzielonych Unii Europejskiej, nie zmieniłoby to struktury własnościowej polskich lasów. – Wśród tych kompetencji jest już ochrona środowiska, jak również rolnictwo. Mimo to Unia nie przejmuje polskich gospodarstw rolnych. W kompetencjach dzielonych chodzi o to, by kraje wspólnoty, pod egidą UE, prowadziły jednolitą politykę, dotyczącą różnych dziedzin. Nie ma mowy o tym, że komukolwiek zostanie coś odebrane – dodaje Klub.
- Czytaj także: Brak zimy w zimie odczuwają lasy, tracą też rolnicy
Od 2001 roku w Polsce nie powstał ani jeden park narodowy
Jednocześnie zauważa, że kwestie własnościowe nie są najważniejsze. To nie od nich zależy, czy lasy są dobrze, czy źle zarządzane. – W Polsce mamy w większości lasy państwowe. W Szwecji natomiast lasy w większości są prywatne. W obu tych krajach skala wycinki jest ogromna. Trzeba jednak oddać Szwecji, że ma dużo parków narodowych – twierdzi ekspert. Warto przypomnieć, że w naszym kraju zaledwie 3 proc. powierzchni lasów trwale wyłączono z gospodarki surowcowej. Od 2001 roku w Polsce nie powstał natomiast ani jeden park narodowy. Ostatni, jaki został ustanowiony, to ten obejmujący rozlewiska u ujścia Warty do Odry. – W tym samym czasie w Niemczech powołano 5 nowych parków. Na Ukrainie z kolei (sic!) 45 – wylicza Piotr Klub. W Polsce do rzadkości należy również tworzenie rezerwatów.
– To pokazuje, że naszemu państwu nie zależy na tym, żeby dobrze chronić przyrodę w lasach z całym jej bogactwem. Tylko na tym, by w dalszym ciągu traktować lasy w taki sposób, jakby były tylko fabrykami drewna – dodaje nasz rozmówca. Jak wyliczyły organizacje i ruchy społeczne w „Manifeście Leśnym”, w ciągu ponad 30 lat ilość drewna, pozyskiwanego w ciągu roku przez Lasy Państwowe, wzrosła dwuipółkrotnie. Z 20 mln m3 w 1990 roku, do ponad 48 mln m3 w 2021 roku. „Nieuniknioną konsekwencją takich działań jest pogarszająca się kondycja polskich lasów” – napisali społecznicy.
Wyrok TSUE nadzieją dla polskich lasów
Jak zauważa ekspert z Fundacji Dziedzictwo Przyrodnicze, to właśnie polityka Lasów Państwowych, przedkładająca funkcję produkcyjną lasów ponad funkcję przyrodniczą i społeczną, jest największym zagrożeniem dla przyrody. A nie działania unijnych urzędników. Jednocześnie liczy na to, że w najbliższych latach polscy obywatele będą mogli w dużo większym stopniu wpływać na to, jak zarządzane są lasy. To przecież nasze wspólne dobro. Nadzieję na to daje wyrok Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, dotyczący właśnie tej sprawy.
– TSUE stwierdził, że polscy obywatele powinni móc zaskarżać Plany Urządzenia Lasów do sądów. Organizacje społeczne domagają się tego już od dawna. Obecnie PUL-e pozbawione są realnej kontroli ze strony obywateli. Lasy Państwowe mogą formułować poszczególne zapisy według swojej woli i interesów, nie oglądając się na interes przyrody. Ani na postulaty społeczne. A to właśnie te dokumenty regulują gospodarkę leśną, w tym kwestię wycinki drzew. Teraz wyrok TSUE trzeba implementować do polskiego prawa. Moim zdaniem jednak już teraz nasze państwo powinno go przestrzegać – komentuje Piotr Klub. Zauważa, że nowy rząd czeka wiele pracy w zakresie ochrony lasów. – W pierwszej kolejności trzeba odpolitycznić Lasy Państwowe. Powinni tam zasiadać specjaliści w zakresie przyrody, a nie partyjni nominaci, którzy nie mają pojęcia o lasach – kwituje nasz rozmówca.
Polacy chcą zmian
Jak twierdzi Sylwia Szczutkowska, Polacy widzą, że w lasach dzieje się źle i chcą zmian.
– Aż 78 proc. obywatelek i obywateli uważa, że priorytetem Lasów Państwowych nie powinno być pozyskiwanie drewna, ale ochrona przyrody lasów. Rząd Zjednoczonej Prawicy nie tylko nie zrobił nic, by zwiększyć obszar chronionych terenów, ale doprowadził do pogorszenia się ich stanu. Odpowiedzialny jest za bezprawne w ocenie Najwyższej Izby Kontroli zmniejszenie Świętokrzyskiego Parku Narodowego. Lobbuje również za inwestycjami narciarskimi w Tatrzańskim Parku Narodowym – mówi nasza rozmówczyni.
– Ponadto resort środowiska wydał zielone światło na przeprowadzenie drogi rowerowej w Wolińskim Parku Narodowym, kosztem prawdopodobnie setek drzew. Te przykłady pokazują, że nawet instytucja parku narodowego nie jest w stanie ochronić najcenniejszego polskiego dziedzictwa przyrodniczego – dodaje przedstawicielka Pracowni na rzecz Wszystkich Istot. Jej zdaniem potrzebne są zmiany w myśleniu o lasach na poziomie ustawowym. Konieczne jest również wprowadzenie mechanizmów kontroli, które zapewnią silną i rzeczywistą ochronę przyrody. – Nowy rząd będzie musiał odpowiedzieć na te oczekiwania – zauważa Szczutkowska.
Lasy Państwowe i pieniądze na dziwne cele
Przypomnijmy, że pod wspomnianym wcześniej „Manifestem Leśnym” podpisało się ponad 200 organizacji i ruchów społecznych, o czym SmogLab informował w połowie września br. Aktywiści domagają się m.in., żeby minimum 20 proc. lasów wyłączyć z użytkowania gospodarczego. Po to, by oddać je ludziom oraz przyrodzie. Chcą również, aby Lasy Państwowe przestały wydawać pieniądze na cele niezwiązane z ich podstawową działalnością. Jak wylicza Szczutkowska, w 2022 roku LP pozyskały 42 mln m3 drewna, których sprzedaż przyniosła im rekordowy przychód. Wyniósł on 13,5 mld zł.
– Eksploatacja naszych lasów nie przekłada się jednak na wsparcie ochrony przyrody przez Lasy Państwowe. W 2022 roku przekazały na ten cel jedynie 0,4 proc. swoich przychodów. Co dzieje się z resztą pieniędzy? Wydawane są na wysokie wynagrodzenia w przerośniętej administracji (co 10 osoba zajmuje się księgowością). Przekazywane są także na cele w ogóle niezwiązane z zarządem nad lasami – np. na parafie kościoła katolickiego czy infrastrukturę drogową w samorządach. Żaden podmiot nie sprawuje realnej kontroli nad Lasami Państwowymi. Dlatego instytucja ta uwłaszczyła się na majątku wspólnym obywatelek i obywateli – kwituje nasza rozmówczyni.
_
Zdjęcie: grzejan / Shutterstock.com