Polscy naukowcy kupili las tropikalny w Kolumbii. Ochronią jeden z najcenniejszych ekosystemów świata

Podziel się:

Po dwóch latach starań polskim naukowcom udało się zebrać pieniądze na zakup 30 hektarów tropikalnego lasu w południowej Kolumbii. Dzięki temu powstanie tu wreszcie rezerwat przyrody, a w przyszłości pierwsza polska tropikalna stacja badawcza – „La Palma”. A wszystko zaczęło się od… storczyków i orchidei.

O projekcie fundacji „Biodiversitatis” rozmawiamy z jej szefową, biologiem Uniwersytetu Łódzkiego, dr hab. Martą Kolanowską. Jesteśmy dumni, że naukowcy z Polski ratują tak ważny dla bioróżnorodności kawałek świata. Kawałek  ten znajduje się w górzystej, południowej części kraju, na wysokości 2500 metrów n.p.m, po wschodniej stronie Andów, nieopodal granicy z Ekwadorem.

Karolina Gawlik: Czemu polscy naukowcy chcą ratować las w Kolumbii? Przecież mamy wystarczająco problemów natury ekologicznej w Polsce.

Dr hab. Marta Kolanowska: Niewątpliwie większość państw boryka się z problemami ochrony przyrody, choć skoro o tym mowa, polecam przyjrzeć się polityce i filozofii ochrony natury w Bhutanie, z którego wszyscy moglibyśmy brać przykład. Natomiast jeśli chodzi o Kolumbię, należy ona do państw „megaróżnordnych”. Kiedyś na łamach National Geographic pojawiło się stwierdzenie “If Earth’s biodiversity were a country, it could be called Colombia”. Pod względem liczby występujących tutaj gatunków jest światowym numerem dwa, zaraz za Brazylią, której terytorium jest nieporównywalnie większe.

Co istotne, wiele elementów lokalnej bioty to krajowe endemity, czyli organizmy niespotykane gdziekolwiek poza Kolumbią. Jednocześnie, przez wieloletni konflikt zbrojny, przyroda tego kraju pozostaje wciąż słabo poznana. Wojna domowa przez dziesięciolecia była głównym problemem kolejnych rządów Kolumbii. Kwestia ochrony przyrody stosunkowo od niedawna zaczęła wybrzmiewać w świadomości polityków – a to w dużej mierze od nich zależy ochrona siedlisk, których różnorodność w Kolumbii jest ogromna.

Najpierw był projekt badawczy, a dopiero potem fundacja?

Tak, bo podczas prowadzonych przeze mnie prac terenowych, których celem było opracowanie flory orchidei doliny Sibundoy, miałam nieprzyjemność bycia świadkiem corocznego „ubywania” lasów w tym regionie. To wtedy powoli zaczął formować się projekt podjęcia działania w celu ochrony bioróżnorodności tego wyjątkowego obszaru i została założona fundacja. Wbrew pozorom jest ona bardzo aktywna również w Polsce, chociaż tutaj nie planujemy zakładania rezerwatów. Członkowie naszej organizacji zajmują się prowadzeniem różnego rodzaju akcji mających na celu rozpowszechnianie wiedzy o bioróżnorodności świata, bo ochrona przyrody zaczyna się od edukacji.

Dlaczego akurat ten las – co jest w nim tak wyjątkowego?

Wszystko! Cała dolina Sibundoy charakteryzuje się bardzo wysokim stopniem różnorodności biologicznej i endemizmu. I to wiemy już teraz, pomimo tego, że region ten jest bardzo słabo poznany. Podczas moich badań, prowadzonych od 2012 roku, odnaleźliśmy wraz ze współpracownikami kilkanaście nieznanych wcześniej gatunków orchidei. Tropikalny las górski, który chcemy ochronić, znajduje się na amazońskim zboczu Andów, można więc zaobserwować w lokalnej florze i faunie również elementy charakterystyczne dla innych siedlisk. Las jest niezwykle bogaty, wielowarstwowy, z drzewami gęsto porośniętymi epifitami. Mamy potwierdzone dane na temat występowania w lesie andoniedźwiedzia okularowego i tapira. Z naszego punktu widzenia jest to również las „wygodnie zlokalizowany” – tzn. znajduje się stosunkowo niedaleko miasteczka San Francisco, co znacznie ułatwi w przyszłości funkcjonowanie stacji badawczej i centrum edukacyjnego.

Ile razy odwiedzała Pani to miejsce?

Wszystko zaczęło się w 2012 roku. Po skończeniu doktoratu, którego tematem była flora orchidei kolumbijskiego departamentu Valle del Cauca, szukałam nowego miejsca wartego dalszej eksploracji. I tu z pomocą przyszedł nieżyjący już Pedro Ortiz, kolumbijski jezuita a jednocześnie jeden z najbardziej wpływowych „storczykarzy” tego kraju. Wspomniał mi o dolinie Sibundoy jako o miejscu, gdzie podobno występuje mnóstwo orchidei, ale nikt nie prowadził tam porządnych badań terenowych… I tak, od ponad sześciu lat, starałam się poznać różnorodność storczyków tego regionu, wracając do doliny minimum raz w roku, czasem częściej.

Ale naturalne siedliska znikały.

Niestety, lasy były wycinane głównie na potrzeby zwiększania powierzchni upraw i hodowli bydła. Tak pojawił się pomysł utworzenia rezerwatu ze stacja badawczą i szerzenia idei ekoturystyki jako alternatywy dla rozwoju rolnictwa. Wkrótce po powstaniu fundacji, dolinę Sibundoy odwiedzili również ornitolodzy i chiropterolodzy z Polski.

Współpraca z lokalnymi przyrodnikami-amatorami została nawiązana już w 2012 roku i od momentu powstania projektu rezerwatu otrzymujemy też wsparcie od lokalnej społeczności. Dotyczy to zarówno pomocy logistycznej, czyli dotarcia w niedostępne regiony doliny, jak i prawnej – siostra naszego lokalnego współpracownika jest adwokatem i nieodpłatnie weryfikowała możliwość przeprowadzenia akcji „kupujemy dżunglę”. Później otrzymaliśmy również pomoc od Ambasady Kolumbii w Polsce oraz Ambasady Polski w Kolumbii, a także Polskiej Agencji Inwestycji i Handlu. W tej chwili przygotowujemy szerszą współpracę naukową z kolumbijskimi instytucjami, m.in. Universidad Nacional de Colombia oraz Instituto de Investigación de Recursos Biológicos Alexander von Humboldt.

Co Was najbardziej zaskoczyło, zachwyciło, a może zasmuciło w trakcie poznawania tego miejsca?

Zasmucił nas tylko spadek powierzchni lasów, bo cała reszta może wyłącznie zachwycić. To nie tylko piękne krajobrazy i przemili ludzie, ale przede wszystkim możliwość odkrywania i poznawania jednego z najbardziej różnorodnych ekosystemów świata. Nadal niewiele wiemy o ekologii górskiego lasu tropikalnego – nie znamy zależności między poszczególnymi organizmami. A wiedza jest podstawą tworzenia skutecznych strategii ochrony! Najbardziej ekscytujące jest to, że jeszcze nie zdarzyło mi się wrócić z tego regionu bez jakiegoś „odkrycia” – były to nie tylko nowe dla nauki gatunki, ale też takie, które były znane wcześniej wyłącznie z kilku (czasami z jednego!) stanowiska w Ekwadorze, czy innych krajach Ameryki Południowej.

Udało się wykupić 30 hektarów tego terenu w celu stworzenia prywatnego rezerwatu przyrody ze stacją badawczą i centrum edukacyjnym. Na ten moment nic go nie chroni?

Niestety, w tej chwili przyszłość większości lasów w dolinie zależy tylko od prywatnych właścicieli gruntów – na terenie doliny brakuje państwowych obszarów chronionych. W obszarze rezerwatu planujemy utworzenie krótkich szlaków turystycznych – tak, by edukować nie tylko zagranicznych gości, ale przede wszystkim prowadzić zajęcia dla dzieci z lokalnych szkół. Ścieżki skonstruowane będą w taki sposób, aby jak najlepiej pokazać różnorodność lasu górskiego. Stacja badawcza powstanie możliwie daleko od tych szlaków, aby umożliwić prowadzenie całorocznych badań naukowcom z całego świata. Tylko dzięki współpracy specjalistów, zajmujących się różnymi grupami organizmów, możemy wyciągnąć wnioski dotyczące funkcjonowania takiego skomplikowanego ekosystemu.

Czy pieniądze z internetowej zrzutki na ten cel wystarczyły?

Cała operacja zakupu lasu to około 200 000 złotych – w to wliczone są wszystkie „dodatkowe” opłaty, m.in. koszt transferów bankowych, opłat notarialnych, i tak dalej. Niestety, nasza akcja crowdfundingu nie przyniosła wystarczająco dużo funduszy, aby zakupić las. Na szczęście otrzymaliśmy również dodatkowe dotacje od osób prywatnych i firm, a także od stowarzyszenia zajmującego się ochroną storczyków ze Stanów Zjednoczonych – Orchid Conservation Alliance. W tej chwili ziemia należy do rodziny Suarez, którą poznałam już kilka lat temu; to również istotne, ponieważ raczej nie zdecydowalibyśmy się na zakup ziemi od „nieznajomego”. Sprawa własności ziemi w Kolumbii to temat na osobny elaborat, bo wiele gruntów nie należy prawnie do osób, które nimi gospodarują.

Troska o rezerwat to jedna kwestia w trosce o środowisko, druga to powstanie w nim „recyklingowych” domków. Powiedzmy o nich.

Po raz pierwszy o możliwości budowania domów z przetworzonych odpadów plastikowych dowiedziałam się właśnie w Sibundoy, podczas głowienia się nad sposobem utworzenia stacji badawczej. Do planowanego rezerwatu nie można dojechać samochodem, więc wszystkie materiały będą musiały być dostarczone konno. Cegła nie wchodziła zatem w grę, a drewno trudno ochronić przed niszczeniem przy wysokiej wilgotności lasu tropikalnego. Z pomocą przyszli miejscowi współpracownicy, którzy powiedzieli mi o kolumbijskich firmach produkujących „cegły” z plastiku pochodzącego z recyclingu. Zgodnie z zapewnieniami producenta „plastikowe cegły” mają dobre parametry izolacyjne, a ponadto są odporne na zapłon. Takie domy spełniają wszystkie kolumbijskie normy dotyczące odporności na trzęsienia ziemi.

Wykorzystanie takiego materiału to nie tylko najwygodniejsze dla nas rozwiązanie, ale również możliwość zmniejszenia wpływu budownictwa na środowisko. W samej Bogocie dziennie na wysypiska trafia 650-750 ton plastikowych odpadów…

Co jest największą siłą Waszego projektu, jeśli chodzi o wsparcie lokalnych mieszkańców?

Pomysł na zaangażowanie lokalnej społeczności jest zasadniczo banalnie prosty – rozwijajmy razem ekoturystykę, zamiast zwiększać powierzchnię obszarów rolnych. Na początku sami – jako fundacja – musimy się postarać o zwiększenie liczby osób zainteresowanych przyjazdem do doliny Sibundoy, zarówno naukowców, jak i ekoturystów. Region ten ma duży potencjał, żeby znaleźć się na liście „must see” wielu osób, które podczas swoich podróży pragną kontaktu z naturą i lokalną kulturą. Różnorodność gatunków roślin, zwierząt i grzybów będzie z pewnością atrakcyjne dla wszystkich miłośników przyrody, a lokalne krajobrazy zachwycą niejednego amatora fotografii. Napływ turystów to oczywiście zwiększenie dochodów lokalnej społeczności, bo gości trzeba gdzieś ulokować, nakarmić i zaprowadzić na wycieczkę. Miłośnicy przyrody nie przyjadą jednak do miejsca, które będzie pozbawione naturalnych siedlisk. Liczymy, że choćby w wyniku czystej kalkulacji ekonomicznej lokalna społeczność chętnie zaakceptuje taką zmianę profilu zarobkowania. Niezależnie od tego, będziemy promować ideę zrównoważonego rozwoju i mamy nadzieję, że w dolinie Sibundoy zapanuje „moda” na ochronę przyrody.

Angaż polskich sił, oprócz Waszego zespołu, też jest planowany?

Ależ oczywiście! Chcemy, aby polscy naukowcy byli coraz bardziej aktywni w tropikach i mam nadzieję, że dzięki powstaniu stacji odwiedzą nas nie tylko doświadczeni badacze, ale również studenci zainteresowani ekologią tropikalną. Będziemy także otwarci na współpracę z edukatorami, którzy pomogą nam dostosować programy zajęć dla dzieci z lokalnych szkół.

Mówimy o terenie odległym o jakieś 10 tysięcy kilometrów od Polski. Czemu jego dobro dotyczy każdego z nas?

Pominę kwestie etyczne związane z tym, że musimy chronić cenne siedliska niezależnie od ich „narodowości”. Chociaż nadal odnajdujemy wiele nowych gatunków roślin i zwierząt, to z całą pewnością każdego roku więcej nieznanych organizmów wymiera niż jest odkrywanych. Zachowanie lasów tropikalnych to interes każdego z nas i można o tym opowiadać godzinami. Pozwolę sobie przytoczyć tylko dwa powody, dla których powinniśmy się zainteresować tropikami.

Te bogate lasy są potencjalnym rezerwuarem wielu nieznanych jeszcze substancji leczniczych, a to jest szczególnie ważne w kontekście wzrostu ilości bakterii atybiotykoopornych i liczby zachorowań na nowotwory. Pamiętajmy, że wiele współcześnie dostępnych medykamentów nie istniałoby gdyby nie rośliny! Popularne leki zawierające w składzie kwas acetylosalicylowy mają swoje pierwowzory w dawnych preparatach otrzymywanych z kory wierzby lub z ziela wiązówki błotnej. Ile jeszcze takich cennych substancji może się znaleźć w nieprzebadanych lasach tropikalnych?!

W skali lokalnej lasy regulują stosunki wodne i ograniczają erozję gleby, a to bezpośrednio wpływa na życie ludzi. W stolicy departamentu Putumayo, Mocoa, w której odlesienie było bardzo intensywne, co roku obserwujemy lawiny błotne. W 2017 roku w efekcie tego zjawiska zginęło ponad 300 osób.

Poza tym, lasy tropikalne są nie tylko ważnym producentem tlenu, ale również „pochłaniaczem” dwutlenku węgla, a więc naszym sprzymierzeńcem w walce z globalnym ociepleniem. Kwestia ich ochrony powinna nam wszystkim leżeć na sercu.

Podziel się: