Polska tak naprawdę nigdy nie opracowała swojego modelu gospodarczo-rozwojowego. Przez wiele lat była montownią zagranicznych korporacji, opierającą się na taniej sile roboczej. Polskich korporacji w skali globalnej – bez których nie da się wyjść z pułapki średniego dochodu – po prostu nie ma. Są za to szeroko rozumiane gospodarczo-społeczne problemy strukturalne – odziedziczone w dużej mierze po PRL – których nie udało się rozwiązać w gospodarce rynkowej – pisze Bartłomiej Orzeł*.
Stoimy dziś u progu ogromnej transformacji gospodarczej nie tylko Unii Europejskiej, ale całego świata. „Zielony Ład” w Europie zaszedł już tak daleko, że nie jest możliwe wycofanie się z jego realizacji. Drobne korekty przy zachowaniu głównego kierunku? Tak. Powrót do pola startowego? Nie. A nawet jeśli postawilibyśmy jako Polska na PolExit, to złapiemy się na graniczny podatek węglowy, który uderzy w konkurencyjność naszego eksportu i odejście od polityki klimatycznej, wzrostu udziału odnawialnych źródeł energii w miksie energetycznym, byłoby zabójcze dla polskiego biznesu.
„Zielony Ład” jest od początku do końca projektem gospodarczym. Obok realizacji oczywistych celów środowiskowych, miał on się stać podstawą budowy nowego modelu rozwoju gospodarczego Unii Europejskiej. I trzeba tutaj przyznać, że idzie to z różnym skutkiem, a technologiczną pałeczkę pierwszeństwa przejęli Chińczycy i Amerykanie. O tym może jednak innym razem.
Opinie i komentarze publikowane na łamach SmogLabu wyrażają poglądy autora i nie muszą odzwierciedlać stanowiska redakcji.
Bartłomiej Orzeł: „W kwestii Zielonego Ładu trzeba odejść od podziału na prawicę i lewicę”
Dość często pojawiają się głosy, że prawica się poddała, porzucając ekologię na rzecz lewicy i należy teraz rozwijać koncept „zielonego konserwatyzmu”, do czego nawołuje wiele bardziej progresywnych środowisk po prawej stronie. W mojej ocenie, przy „zielonych” kwestiach jednak trzeba odejść od klasycznego podziału na prawicę czy lewicę oraz liberalizm i konserwatyzm. Trzeba postawić nawet nie na konsensus sił politycznych, a po prostu na zielony pragmatyzm. Takie podejście w oczywisty sposób wspierają unijne instrumenty, trzeba jednak umieć je wykorzystać.
Nie jest żadną tajemnicą, że mamy jako Polska problem z zanieczyszczeniem powietrza. Smog, który jeszcze kilkanaście lat temu był problemem zupełnie nieznanym, dziś w sezonie grzewczym jest odmieniany przez wszystkie przypadki. Media alarmują o przekroczeniach norm, ilościach zgonów spowodowanych wdychaniem pyłów i rakotwórczych związków.
Roczne koszty polskiego smogu to 111 miliardów
Według wyliczeń Polskiego Instytutu Ekonomicznego koszty zewnętrzne smogu szacuje się na 111 miliardów złotych rocznie. Dla porównania – dziesięcioletni program „Czyste Powietrze” miałby pochłonąć porównywalną kwotę, dodatkowo pobudzając rynek materiałów budowlanych. Gigantyczne koszty społeczne w postaci zgonów, chorób, zwolnień z pracy, zmniejszenia koncentracji i produktywności (tak, tak, to też koszt!), które każdego roku ponosimy jako społeczeństwo, bezpowrotnie przepadają. Zamiast pracować w polskiej gospodarce, są puszczane z dymem.
Wiele kontrowersji pojawiło się w ostatnim czasie także wokół tak zwanej „Dyrektywy budynkowej”. Szczerze mówiąc uważam, że jest ona dla Polski stosunkowo korzystna pod względem gospodarczym. Po pierwsze, jesteśmy w stanie osiągnąć efekty ograniczenia zużycia energii stosunkowo niskim kosztem, powiedziałbym, że w obecnym stanie nawet zbyt łatwo, gdyż odnosi się ona do energii pierwotnej. W związku z tym zwykła wymiana „kopciucha” na kocioł peletowy bez żadnego docieplenia obniża zużycie energii pierwotnej pięciokrotnie! Z faktycznym ograniczeniem zużycia energii nie ma to nic wspólnego, jest za to korzystną dla Polski „krzywizną banana” – arbitralnym określeniem współczynnika. Nie jest zbytnią przesadą stwierdzenie, że dyrektywa budynkowa w tym zakresie wpisuje się wprost w program „Czyste Powietrze”, z kolei wyłączeń i wytrychów jest na tyle dużo, że można ominąć budynki o wątpliwej potrzebie modernizacji.
Dyrektywa budynkowa to gigantyczna szansa dla polskiego biznesu
Po drugie – o ile my mamy stosunkowo łatwo ze spełnieniem jej wymogów, to kraje bogatsze, gdzie już wykorzystywane są odnawialne źródła energii, będą musiały postarać się bardziej. U nich dyrektywa będzie musiała się skupić na ograniczeniu zużycia energii końcowej, czyli de facto termomodernizacjach i remontach. W 2022 roku eksport materiałów budowlanych z Polski wzrósł o 30 procent. Wdrażanie dyrektywy budynkowej w Europie Zachodniej to takie „Czyste Powietrze” na sterydach i absolutnie gigantyczna szansa dla polskich producentów materiałów budowlanych na rozwój i zdobycie nowych rynków.
Po trzecie – zakaz wykorzystywania paliw kopalnych nie sprowadza się do zdejmowania ze ścian kotłów, a zmiany paliwa. Polska ma ogromny potencjał biometanowy, który według różnych źródeł pokrywa nawet 100 proc. zapotrzebowania w ogrzewnictwie indywidualnym. W tej chwili w Polsce nie istnieje żadna biometanownia, a gigantyczny potencjał energetyczny dosłownie gnije na polach, nie przynosząc żadnej korzyści. Wykorzystywanie biometanu jako domieszki do gazu ziemnego pozwoliłoby nie tylko utrzymać kotły gazowe w użyciu, ale również przyniosło dodatkowe dochody rolnikom.
Wróćmy znowu do badań Polskiego Instytutu Ekonomicznego: „Cztery wymiary ubóstwa energetycznego dotykają różne grupy społeczne, obejmujące w 2022 r. łącznie nawet ponad 40 proc. gospodarstw domowych w Polsce”. 40 procent! „Czyste Powietrze” jest o tyle doskonalsze od wcześniejszych programów, że skupia się nie tylko na walce ze smogiem, ale również na poprawie efektywności energetycznej domów jednorodzinnych. Dlaczego to ważne? To nie tylko koszty finansowe dla gospodarstw domowych, które niosą za sobą ograniczenie konsumpcji czy inwestycji, ale również zdrowotne. Według Instytutu Badań Strukturalnych 30 proc. osób dotkniętych ubóstwem energetycznym cierpi na układy choroby ruchu, a 25 proc. – krążenia, rośnie także prawdopodobieństwo wystąpienia depresji. Podsumowując – ubóstwo energetyczne w znaczny sposób obniża jakość życia. „Dyrektywa budynkowa” w połączeniu ze Społecznym Funduszem Klimatycznym jest szansą dla wielu osób na wyjście z tego problemu.
- Czytaj także: Zakaz gazu po 2040 i „wypruwanie” dobrych okien? Sprawdzamy, co oznacza dyrektywa budynkowa
Orzeł o polskim biznesie i transformacji energetycznej: „Nie jest za późno złapać ten pociąg”
Nie bez powodu wymieniłem brak korporacji transnarodowych jako problem strukturalny polskiej gospodarki. Czy ktoś zna polskiego producenta kotłów gazowych, który byłby na tyle dużym graczem, że uzyskiwałby wymierne korzyści skali? Oczywiście, że nie, bo taki po prostu nie istnieje, a w polskich domach królują kotły francuskie czy niemieckie. Zmiana systemu ogrzewania w całej Europie i wskazanie pomp ciepła jako technologii przodującej była szansą dla polskiego biznesu, żeby uszczknąć znaczną część tego tortu i spróbować wykreować narodowego czempiona w tej gałęzi. Duży rynek wewnętrzny (jeszcze ponad dwa miliony kopciuchów do wymiany!), wykształcone kadry, ciągle jeszcze dość niskie koszty pracy, bliskość rynków zachodnich – to wszystko przemawiałoby za dynamicznym rozwojem produkcji pomp ciepła w Polsce.
Rzeczywiście, taki wzrost będziemy mieć, ale dzięki firmom japońskim i niemieckim. Jeszcze nie jest za późno, żeby złapać się na ten pociąg, jednak z miesiąca na miesiąc nabiera prędkości i jest coraz bliżej krawędzi peronu, a wskoczenie na pokład jest trudniejsze.
„Zielony Ład” jest postrzegany jako zagrożenie przez pryzmat polskiego modelu gospodarki opierającego się na kosztach, a raczej ich braku. Tylko to nie jest model gospodarki, który pozwoli nam na poważnie rywalizować na poziomie europejskim i wyskoczyć z pułapki średniego dochodu. Tego nie da się zrobić bez innowacyjności i korzyści skali.
W czasie, w którym skupiamy się na zakrętkach, które i tak już weszły do użycia i nikt ich nie wycofa, bo przestawianie maszyn z powrotem to gigantyczny koszt, kraje Dalekiego Wschodu i transnarodowe korporacje europejskie (choć te drugie z mozołem) wycinają i konsumują kolejne fragmenty zielonego tortu. Kampania Europejska w Polsce skupiła się na problemie całkowicie nieistotnym w skali makro, który w zamyśle ma symbolizować całe zło „Zielonego Ładu”, a tak naprawdę przesłania nam oczy na kwestie fundamentalne.
Hołownia ścigał się z Konfederacją w krytyce Zielonego Ładu. Bezskutecznie
Eurowybory mają swoją specyfikę, która promuje antysystem, jednak mimo to wyniku Konfederacji nie należy lekceważyć. A przecież sprzeciw wobec „Zielonego Ładu” nie był pewnie jedynym, ale na pewno dość istotnym, motorem ich kampanii (choć osobiście uważam, że ważniejsze były kwestie wojska, migracji i afery PiS w ostatnim tygodniu).
PiS, który „Zielony Ład” pokazywał jako projekt modernizacyjny, a następnie się od niego odżegnywał. Elektorat albo w to uwierzył (w wyborach samorządowych 57 procent rolników zagłosowało na PiS), albo polaryzacja między dwoma największymi partiami jest tak duża, że to po prostu bez znaczenia. Albo jedno i drugie.
Warto jednak zwrócić uwagę na trzeciego aktora. Szymon Hołownia, który próbował się ścigać z Konfederacją na walkę z ZŁ, poległ sromotnie, a jego elektorat tego nie kupił. Winda do prezydentury została chyba zamknięta. Trzecia Droga rozmieniła na drobne swój potencjał modernizacyjny, który na „Zielonym Ładzie” mógł i powinien się oprzeć – finansowo i operacyjnie. Wyborcy ten „minimalizm od ściany do ściany” rozliczyli.
W wielu obszarach dostaliśmy piłkę do pustej bramki, wystarczy jedynie odpowiednio ustawić stopę. Kluczowe jest przy tym jednak, żeby na poziomie krajowym wdrażać te zmiany w sposób, który będzie maksymalnie korzystny dla obywateli, a nie próbować być świętszym od papieża. Na tym właśnie polega zielony pragmatyzm – maksymalizujemy zyski, minimalizujemy koszty, rozwiązujemy problemy strukturalne. I popatrzmy na „Zielony Ład” jako gospodarcze narzędzie, z którego możemy naprawdę sporo wycisnąć. Pod warunkiem, że będziemy to robić sokowirówką, a nie młotkiem, bo na końcu znowu będzie płacz, że gospodarczo wygrali Niemcy.
- Bartłomiej Orzeł – ekonomista i menedżer. Laureat Konkursu Grabskiego dla najlepszych dziennikarzy ekonomicznych. W latach 2020-22 Pełnomocnik Prezesa Rady Ministrów ds. Programu Czyste Powietrze oraz przewodniczący Komitetu Sterującego Krajowego Programu Ochrony Powietrza. Obecnie współtworzy transformację Wielkopolski Wschodniej.
–
Zdjęcie tytułowe: shutterstock/Martin Bergsma