Uszkadzają układ nerwowy i nerki, osłabiają kościec, powodują zaburzenia zachowania, przy narażeniu w okresie płodowym mogą przyczyniać się do niedorozwoju. Chodzi o ołów (Pb), kadm (Cd) i rtęć (Hg) – metale ciężkie, których Polska emituje najwięcej spośród krajów Europejskiego Obszaru Gospodarczego.
W serwisie Europejskiej Agencji Środowiska (EEA) znajduje się strona poświęcona emisji metali ciężkich: kadmu, rtęci i ołowiu. Jej lektura nie należy do przyjemnych doświadczeń. Okazuje się, że Polska może pochwalić się „znakomitymi” wynikami nie tylko w zakresie emisji pyłów PM2.5 i 10 czy gazowych produktów spalania, ale – jak wynika z zaprezentowanych danych – również ołowiu, kadmu i rtęci. Pod tym względem jest numerem jeden wśród państw Europejskiego Obszaru Gospodarczego, obejmującego kraje Unii Europejskiej i Europejskiego Stowarzyszenia Wolnego Handlu, z wyjątkiem Szwajcarii.
Polska ołowiowym „potentatem”
Na Polskę przypada 25 proc. całkowitej emisji ołowiu pochodzącej z krajów EOG. Słownie: jedna czwarta. Biorąc pod uwagę, że w skład EOG wchodzą 33 państwa wynik robi spore wrażenie. Do końca 2004 r. głównym źródłem emisji tego pierwiastka w Europie była etylina – benzyna zawierająca czteroetylek ołowiu, pełniący funkcję środka przeciwstukowego. Jej spalanie prowadziło do emisji szkodliwych tlenków ołowiu, co skutkowało m.in. degradacją środowiska naturalnego w pobliżu dróg. Etylina była stosowana w Polsce od końca lat 40. ubiegłego wieku. Zaczęto ją wycofywać w latach 90., a całkowity zakaz jej sprzedaży wszedł w życie z początkiem 2005 r. W krajach Unii Europejskiej i w USA wprowadzono go sześć lat wcześniej. Niestety związki ołowiu pochodzące ze spalania etyliny pozostaną z nami jeszcze setki w porywach do tysięcy lat – tak długo bowiem mogą one przetrwać w glebach.
Zakaz stosowania toksycznego dodatku do paliw doprowadził do gwałtownej redukcji emisji ołowiu. Sumaryczny wynik dla wszystkich krajów EOG za okres 1990–2016 wyniósł 93 proc., przy czym poziom emisji ze źródeł transportowych udało się zmniejszyć o 98 proc. Za pozostałe 2 proc. odpowiadają m.in. resztkowe związki ołowiu obecne w paliwie, smary silnikowe, a także pyły z opon i klocków hamulcowych. Wykres ilustrujący dynamikę redukcji emisji ołowiu wygląda więc budująco – gorzej prezentuje się ranking przedstawiający wyniki poszczególnych krajów. Najgorzej wypada w nim Rumunia z wynikiem dodatnim na poziomie 40 proc. Polska jest druga od końca pod względem postępów w ograniczeniu emisji ołowiu. Co ciekawe, z problemem świetnie poradziły sobie inne kraje z naszego regionu, m.in. Węgry, Łotwa, Litwa, Czechy. Szczegóły można wyczytać z poniższej grafiki.
Skąd tak fatalny wynik Polski na tle europejskiej trzydziestki trójki? Odpowiedzi, pośrednio, dostarcza inna grafika, opisująca obecne źródła emisji Pb. 31,32 proc. „udziałów” przypada na procesy spalania w przemyśle. Według danych GUS i KOBiZE spalanie w energetyce i przemyśle przetwórczym jest największym źródłem emisji rtęci i ołowiu, a spalanie w przemyśle wytwórczym jest największym źródłem emisji kadmu. Jak wiadomo, polska energetyka i przemysł zasilane są węglem – i właśnie tu tkwi źródło problemu.
28,61 proc. emisji ołowiu przypada na procesy przemysłowe niezwiązane ze spalaniem, takie jak wydobywanie kopalin czy przetwórstwo metali, a także działania w sektorze usługowym, związane z wykorzystaniem farb i rozpuszczalników.
Numer jeden w kadmowym rankingu
Niestety Polska jest również europejskim liderem pod względem emisji kadmu. „Na pocieszenie” można dodać, że ex aequo z Niemcami. Oba kraje łącznie odpowiadają za niemal 36 proc. emisji tego metalu na terenie EOG. Nasi zachodni sąsiedzi zdołali jednak zredukować swoje emisje o blisko 57 proc. od 1990 r., my – o niespełna 32. Pod tym względem gorzej od Polski wypadają jedynie Włochy. W sumie emisje kadmu na obszarze EOG udało się zmniejszyć o 35 proc. od 1990 r. Zawdzięczamy to głównie zastosowaniu lepszych technologii w hutnictwie, spalarniach i oczyszczalniach ścieków, a także działaniom administracyjnym i dyrektywom Komisji Europejskiej narzucającym ograniczenia emisyjne. Jak wyżej wspomniano, głównymi źródłami emisji kadmu są procesy spalania: oprócz tych przemysłowych, również te w sektorze komunalnym i mieszkaniowym. W efekcie czołową pozycję Polski na liście emitentów tego pierwiastka – podobnie jak w przypadku ołowiu – tłumaczy m.in. powszechna nad Wisłą niska emisja.
Emisje rtęci czasem spadają, czasem rosną
Najsłabiej spośród krajów EOG Polska radzi sobie z ograniczaniem emisji rtęci. Podczas gdy kraje takie, jak Szwecja, Norwegia, Irlandia, Dania czy Chorwacja zbliżyły się pod tym względem do 100 proc. od roku 1990, my zdołaliśmy zmniejszyć poziom emisji tego metalu raptem o 28,5 proc. Co gorsza, w ostatnim czasie dochodzi pod tym względem do gwałtownych „zwrotów akcji”. Dane ze stacji pomiaru jakości powietrza wskazały, że w roku 2016 emisja rtęci z polskich elektrowni węglowych wzrosła o… 87,5 proc. (2,73 tony) rok do roku. EEA nie podaje aktualnie danych emisyjnych dotyczących rtęci, jednak ze statystyk EMEP (Europejski program monitoringu i oceny miejsc monitorowania jakości powietrza) wynika, że również w tym przypadku Polsce przypada palma pierwszeństwa. W 2010 r. „wyrzuciliśmy” do atmosfery 14,9 tony tego pierwiastka. Według EEA za 62 proc. emisji rtęci na terenie EU odpowiadają elektrownie węglowe. Listę największych trucicieli otwiera Bełchatów z wynikiem, który przebija „osiągi” pięciu kolejnych elektrowni (w nawiasie dane dotyczące emisji rtęci)
1. Bełchatów (2.82 t) (PL)
2. Jänschwalde (743 kg) (DE)
3. Neurath (575 kg) (DE)
4. Lippendorf (538 kg) (DE)
5. Boxberg (512 kg) (DE)
6. Niederaußem (442 kg) (DE)
7. Drax (435 kg) (UK)
8. Adamów (382 kg) (PL)
Metale ciężkie groźne nawet w małych ilościach
EEA wprawdzie zaznacza, że stężenia ołowiu, kadmu i rtęci w powietrzu przekraczają dopuszczalne normy w niewielu miejscach Europy, gdzie stanowią głównie problem lokalny. Zazwyczaj są to okolice elektrowni węglowych i innych zakładów przemysłowych. Mimo to sprawy nie należy bagatelizować, a w przypadku metali ciężkich lepiej dmuchać na zimne. Toksyny te z powietrza trafiają do środowiska – gleby, wody i organizmów żywych, w których ulegają bioakumulacji. Finalnie trafiają do naszej żywności i odkładają się w naszych organizmach, m.in. w szpiku kostnym, nerkach, nadnerczu, wątrobie, mózgu.
Przykładowo, ołów trwale wbudowuje się w kości, z których pod wpływem zaburzeń metabolizmu czy stresów psychicznych może być stopniowo uwalniany do krwiobiegu. W efekcie do końca życia „nosiciela” może wywierać negatywny wpływ na zdrowie, sprzyjając rozwojowi rozmaitych dolegliwości o trudnym do ustalenia podłożu czy chorób przewlekłych. Warto wiedzieć, że wchłanianie ołowiu ogranicza wapń, a sprzyja mu niedobór tego pierwiastka w diecie. Z kolei wolonorodnikową aktywność ołowiu, kadmu i rtęci neutralizują antyoksydanty, takie jak witamina C czy E oraz wiele innych przeciwutleniaczy zawartych w produktach roślinnych.
Foto: Shutterstock.