Znany prawicowy publicysta Jan Pospieszalski postanowił w weekend pójść na wojnę ze… styropianem, którym ociepla się domy. To kolejna oznaka odklejenia od zdrowego rozsądku, które w tzw. zielonych tematach coraz mocniej dotyka prawicę.
W ślad za nią atakując zresztą też reprezentantów innych politycznych opcji.
Na co zatem oburzył się Jan Pospieszalski? Na to, że ktoś w Warszawie ociepla dom, choć przecież „planeta płonie i będziemy się zaraz wszyscy smażyć”. Do tego, można wywnioskować z krótkiego posta, robi to najpewniej dlatego, że tak chce Unia Europejska.
W komentarzach pojawiła się sugestia, że nikt nie może być aż tak głupi. Znający się na rzeczy próbowali też panu Pospieszalskiemu wytłumaczyć, że termomodernizacja działa w dwie strony. Zimą grzeje. Ale latem chłodzi. Lub wskazywali, że w oszczędzaniu pieniędzy nie ma nic złego. I wszystko to jest prawda, bo w oszczędzaniu nie ma nic złego.
Najciekawszy jest tutaj jednak nie sam pan Jan, ale choroba, której przykładem jest ten wpis.
Totalna wojna z ochroną środowiska
Otóż prawica jakiś czas temu wzięła na cel zielone polityki Unii Europejskiej i wokół nich zaczęła budować swoje wyborcze pozycje oraz społeczne poparcie. Zarzucając ekologom oraz stojącym za tymi rozwiązaniami politykom m. in. coś, co jest nazywane klimatyzmem. A więc odklejenie od rzeczywistości i religijne podejście do spraw klimatu.
Poniekąd słusznie, bo przykłady takich postaw da się wśród tzw. zielonych znaleźć bez większego trudu. Przy czym są wśród nich także ludzie, którzy zachowują wszelkie oznaki zdrowego rozsądku i także wzywają, by sprawy klimatu traktować śmiertelnie poważnie.
Tutaj jednak nie chodzi o rozsądek i fakty. Rzecz po prostu w tym, że część ekologicznych polityk Unii Europejskiej jest bardzo niepopularna, ponieważ ludzie uważają je za przesadę albo nie rozumieją ich sensu. Czasami dlatego, że nie mają większego sensu. Jednocześnie ruchy ekologiczne to dla prawicy wygodni chłopcy do bicia, bo nawet jak mówią z sensem, to często używają języka, którego ludzie nie rozumieją lub nie chcą słuchać. Lub prezentują manierę wyższości, która irytuje odbiorców. Nie jest im obca także przesada, która – np. kiedy te dramatyczne zapowiedzi się nie realizują – powoduje dystans do kolejnych zapowiedzi tego, że „będziemy się zaraz wszyscy smażyć, a planeta płonie”.
By na tym skorzystać politycy oraz wspierający ich publicyści wybierają więc najgłupsze unijne polityki, najgłupsze wypowiedzi zielonych polityków i reprezentantów ruchów ekologicznych, i pokazują jako przykład całości. Ma to sens jako strategia politycznego marketingu, ale prowadzi też do przesady. I to stało się w Polsce, gdzie prawica ze słusznej krytyki kilku dziwnych pomysłów unijnych biurokratów, przeszła do totalnej wojny z dbałością o środowisko naturalne, a nawet – jak widać tutaj – z oszczędzaniem pieniędzy.
Wylewanie dziecka z kąpielą
Takie podejście jest po prostu niemądre. Środowisko naturalne nie jest w najlepszym stanie [ciekawych rzetelnej diagnozy zapraszam do książki „Odwołać katastrofę”] i są poważne zagrożenia dla jego stabilności. Nie tylko klimatyczne. Także te związane z ginącymi owadami, produkcją żywności, nawozami sztucznymi i stanem naszych rzek. Kiedy prawica potępia w czambuł każdą rzecz, którą proponuje Unia Europejska i zieloni, to do kosza wyrzuca też te mające sens. Takie jak program termomodernizacji domów.
A bardzo szkoda, bo dbałość o środowisko naturalne nie jest przecież postulatem lewicowym. Jeszcze niedawno prawica podchodziła do niego w sposób, który zakładał, że są dwie kategorie ludzi. Tacy, którzy szanują naturalne piękno kraju. I ci którzy je niszczą.
Przy czym nie wymyśliłem tego sam. Cytuję po prostu Tuckera Carlsona. Ten w książce „Statek głupców” wspomina reklamę społeczną, która na początku lat 70. ubiegłego wieku poruszyła miliony Amerykanów. Pokazywała ona rzeki pełne śmieci, fabryczne kominy odpowiadające za kwaśne deszcze i ludzi, którzy śmiecą. – I wszystko dało się naprawić. Nie było nic abstrakcyjnego w rozwiązaniu dla tej katastrofy: przestańcie być samolubni i przestańcie śmiecić. Zbierajcie swoje śmieci. Oczyśćcie swój kraj. To piękne miejsce. Nie zniszczcie go. To ekologizm, który mógł zrozumieć pierwszoklasista – dodawał jeszcze Carlson. Słusznie, bo w ochronie środowiska nie ma nic abstrakcyjnego. Natura, klimat i owady nie mają barw politycznych. To biologia, fizyka, i obiektywne zasady świata przyrody, które określają jak ten działa i w jakich warunkach może robić to dobrze.
Dziś prawica jest w miejscu, w którym zamiast dbać o „naturalne piękno naszego kraju” woli na złość mamie odmrozić sobie i nam uszy. I wydaje się być gotowa poświęcić czystą wodę, czyste powietrze i zdrową żywność byle tylko „dokopać” Unii Europejskiej, zielonym i lewakom. I pośmiać się z nich trochę w sieci. Nie jest to najmądrzejsze podejście także dlatego, że o ile proponowane rozwiązania są często kontrowersyjne i da się szukać innych dróg, więc dobrze, że jest ktoś, kto je krytykuje i szuka w nich dziury, to same problemy są jak najbardziej realne i wcześniej lub później odczujemy skutki decyzji.
–
Zdjęcie tytułowe: shutterstock/Dagmara_K