– Czas nie powtarzać starych błędów – apelują ekolodzy, nawiązując do tego, co zrobiono a czego zaniechano w związku z ochroną przeciwpowodziową. Poziom wody w rzekach jest coraz niższy. Poszkodowani liczą i usuwają straty. Nie milkną echa przyczyn katastrofy, która we wrześniu spowiła południowo-zachodnią Polskę i część Europy. Działacze Koalicji Czas na Odrę wystosowali do rządzących apel, by racjonalnie ocenić skutki i przyczyny powodzi.
Trwający kryzys klimatyczny wiąże się z ryzykiem coraz częstszych i silniejszych ekstremalnych zjawisk pogodowych. Działacze zwracają uwagę, żeby nie ufać zanadto roli techniki w ochronie przeciwpowodziowej. Jak wskazują organizatorzy briefingu, techniczne formy ochrony przeciwpowodziowej, co pokazała ostatnia powódź, mogą zawieść, a nawet zwiększyć zagrożenie.
Działania przeciwpowodziowe nie mogą ograniczać się do techniki
Przyrodnicy rekomendują rozwiązania oparte na naturze. Ich zdaniem to właśnie naturalna ochrona przeciwpowodziowa jest znacznie tańsza i bezpieczniejsza. Zalecają uzupełnienie tych metod programami edukacyjnymi. Te mają nie tylko uświadamiać, ale w praktyce pomóc radzić sobie z nadchodzącymi powodziami i suszami. Apelują o zwiększenie retencji w zlewni poprzez:
- ochronę i odtwarzanie terenów podmokłych,
- dolesienie obszarów górskich,
- zwiększenie pojemności dolin rzecznych przez odsuwanie wałów, tworzenie polderów i suchych zbiorników,
- jak również renaturyzację rzek.
– Pod tym apelem podpisało się 50 organizacji polskich, czeskich, niemieckich i słowackich. I to jest dobra informacja. Gorsza jest taka, że to jest nasz apel z 1997 r. – tłumaczy Smolnicki.
Aktywiści przynieśli ze sobą tablicę, upamiętniającą powódź ’97 z napisem: Powódź to dzieło człowieka. Na co dzień wisi ona na budynku przy ul. Traugutta we Wrocławiu.
Pomimo mniejszych strat niż w 1997 r., powódź postawiła po raz kolejny pod znakiem zapytania dotychczasowe metody regulacji rzek. Wezbrania wód – nawet olbrzymie – są zjawiskiem naturalnym, choć należy się ich spodziewać coraz częściej. Skala strat jest jednak często wynikiem nieprawidłowej gospodarki człowieka. Jak zauważają ekolodzy, wielu szkód można uniknąć, wykorzystując potencjał naturalnych obszarów oraz dolin rzecznych.
– Awaria zbiornika na Morawce powyżej Stronia Śląskiego oraz zalanie Nysy przez położony powyżej sztuczny zbiornik wielofunkcyjny wskazują, że techniczne formy ochrony przeciwpowodziowej usypiają czujność i bywają zawodne – mówi Krzysztof Smolnicki z Fundacji EkoRozwoju. – Suchy zbiornik Racibórz Dolny na Odrze, który od lat jako środowisko ekologiczne popieraliśmy, sprawdził się, ale trzeba pamiętać, że chroni on przed dotychczasowymi wezbraniami. Przy większych powodziach może, z racji na skalę spiętrzonej wody, stwarzać dodatkowe zagrożenie.
Skuteczne działania przeciwpowodziowe
Ekolodzy przypominają, że już w 2000 roku wydali Atlas Obszarów Zalewowych Odry. Wskazuje on tereny, na których odsunąć można wały, zwiększając retencję wody i bezpieczeństwo powodziowe. Służąc jednocześnie przyrodzie. Czego jednak udało się dokonać po 1997r.?
– Póki co odsunięcie wałów nad Odrą na znacząco skalę udało się tylko w jednym miejscu – na wysokości wsi Tarchalice i Domaszków w gminie Wołów na Dolnym Śląsku – informuje Piotr Nieznański z WWF Polska, który był inicjatorem przedsięwzięcia i przez lata je pilotował. – Odsunięcie wałów na odcinku Tarchalice-Domaszków świetnie się sprawdziło w czasie obecnej powodzi. Rzeka rozlała się na 600 ha terenów głównie leśnych i udało się tu bezpiecznie zatrzymać 12 mln m3 wezbranej wody. Podczas powodzi w 1997 r. tutaj zostały zalane dwie miejscowości: Domaszków i Tarchalice. Obecnie udało się je ochronić, między innymi dzięki zastosowaniu tego rozwiązania.
Nieznański zaapelował o każdorazowe rozważenie możliwości odsunięcia ich od tej rzeki, zamiast remontu i modernizacji w tym samym miejscu. Zwłaszcza tam, gdzie wały są blisko rzeki.
Takich miejsc wzdłuż Odry mogłoby być kilkadziesiąt. – Jest to metoda, która łączy ochronę przeciwpowodziową z poprawą środowiska przyrodniczego. Takie rozwiązania będziemy rekomendować. Mamy wielką nadzieję, że tego typu rozwiązania zostaną zastosowane w innych miejscach.
– Wtedy ludzie, zamiast sypać wały, mogliby spać spokojnie – zauważa.
- Czytaj także: Gigantyczny zbiornik za miliard złotych. „Wysiedlą więcej osób, niż ten zbiornik ochroni”
Powódź i susza wcale się nie wykluczają. Mamy na to środki
Ekolodzy zaznaczają, że myśląc o powodzi nie można zapomnieć o suszy. Uwaga publiczna koncentruje się obecnie na ekstremalnych zjawiskach i znaczących stratach. Tymczasem ich zdaniem kluczowe jest odtwarzanie naturalnej retencji dolin rzecznych i dorzeczy. Odtwarzanie systemu zastawek w dolinie Stobrawy, która jest prawym dopływem Odry, pozwoliło niskim kosztem odtworzyć naturalną retencję na kilkunastu kilometrach rzeki. W czasie powodzi powstrzymało to spływ wód, które nie trafiły do Odry. Po ustaniu opadów zdeponowane wody będą z kolei służyć ochronie przed suszą – zauważa Dorota Chmielowiec-Tyszko, koordynującą działania polskiej części Międzynarodowej Koalicji Czas na Odrę.
– Są środki finansowe, prawie miliard złotych w unijnym Krajowym Planie Odbudowy, który polskie samorządy i rolnicy mogą wykorzystać na walkę z suszą i powodziami na obszarach wiejskich. Służące naturalnej retencji krajobrazowej środki mogą też pośrednio ograniczać zakwit tzw. „złotych alg” poprzez redukcję stanów niżówkowych na rzekach. To szansa, z której powinniśmy skorzystać – mówi koordynatorka.
Organizatorzy odnoszą się także do statystyki, która jest mało precyzyjna. – Kolejna powódź „stulecia” może być już za rok – przestrzegają eksperci i aktywiści.
_
Zdjęcie tytułowe: W. Miklaszewski/EKO-UNIA