Od 1 kwietnia wchodzą nowe zasady segregacji odpadów. Co się zmieni? Na przykład to, że będziemy musieli osobno wyrzucać odpady organiczne, czyli resztki jedzenia. – Nie wyrzucamy do brązowego kubła kości czy starej wędliny. To nam się nie rozłoży, tylko będzie śmierdzieć i przyciągać szczury. Obowiązek wydzielania frakcji biodegradowalnej nałożyła na nas dyrektywa unijna, dlatego teraz brązowe kubły pojawią się w całej Polsce. Niemcy czy Czesi segregują organikę już od lat – im będzie łatwiej – mówi dr hab. inż. Agnieszka Generowicz z Wydziału Inżynierii Środowiska Politechniki Krakowskiej.
Na razie mam w domu dwa kubły – na odpady zmieszane i te segregowane. Jak to będzie wyglądać po 1 kwietnia?
Ten system segregowania zależał do tej pory od miejsca zmieszania – ja na przykład mieszkam w zabudowie jednorodzinnej i wyrzucam osobno szkło, papier, tworzywa sztuczne z metalami oraz zmieszane. Niektórzy, jak pani, mają tylko worek na zmieszane i żółty na frakcje segregowane. To zostanie ujednolicone i rozszerzone – będziemy wyrzucać osobno papier, tworzywa sztuczne, szkło, zmieszane oraz odpady organiczne i zielone. Mam w związku z tym kilka obaw. Przede wszystkim – powinniśmy zacząć od instalacji, a niekoniecznie od mieszkańców. Tutaj powielony jest błąd z lat 80. i 90. ubiegłegowieku, kiedy Polacy uczyli się segregacji, rozdzielali odpady, a w końcu przyjeżdżała po nie jedna śmieciarka i wszystko mieszała. Teraz na pewno nie przyjedzie jeden transport, w tej sprawie mocno poszliśmy do przodu. Worki zabierze kilka śmieciarek, ale co się z tymi moimi wysegregowanymi odpadami stanie potem?
Powinniśmy się martwić, że nasz papier, plastik i szkło i tak trafią na jedno wysypisko?
O właśnie, pierwszy mit – żadna śmieciarka nie jedzie bezpośrednio na składowisko. Jadą do zakładu przetwarzania, a zmieszane – do spalarni lub do sortowni. Niektóre z nich trafiają na sortownię, gdzie wybiera się frakcję użytkową, dzięki czemu 8-10 proc. odpadów zmieszanych jest kierowanych do recyklingu. Składujemy tylko odpady już przetworzone. Odpowiadając jednak na pani pytanie – mamy obecnie, szczególnie w Krakowie, takie instalacje, które dają pewność, że osiągamy najwyższe poziomy odzysku i recyklingu. Problem nie leży więc w plastiku, szkle czy papierze. Schody zaczynają się przy odpadach biodegradowalnych.
Czyli obierki z warzyw i owoców…
I wszystkie inne resztki jedzenia – oprócz tych pochodzenia zwierzęcego. Obierki, skorupki z jajek, fusy z kawy i herbaty. Nie wyrzucamy do brązowego kubła kości czy starej wędliny. To nam się nie rozłoży, tylko będzie śmierdzieć i przyciągać szczury. Obowiązek wydzielania frakcji biodegradowalnej nałożyła na nas dyrektywa unijna, dlatego teraz brązowe kubły pojawią się w całej Polsce. Niemcy czy Czesi segregują organikę już od lat – im będzie łatwiej. My się dopiero uczymy i przez to nie mamy rozwiązanych wielu kwestii na wszystkich płaszczyznach – z perspektywy mieszkańca, odbierającego i na końcu przetwarzającego i unieszkodliwiającego te odpady.
Porozmawiajmy o nich. Zaczynając od perspektywy mieszkańca.
Już kilka osób mnie pytało – dostanę ten brązowy kubeł i co dalej? Przy zabudowie jednorodzinnej jest łatwo – stawiamy kompostownik, mamy sprawę rozwiązaną. Gorzej jest w przypadku zabudowy wielorodzinnej. Jak to segregować? Ja sobie, szczerze mówiąc, nie wyobrażam. Bo prawdopodobnie skończy się tak, że mieszkańcy bloku będą resztki jedzenia wrzucać do worka, a ten worek do kubła. I przez to tracimy odpad biodegradowalny, a dostajemy zmieszany. Ten plastikowy worek nam się przecież nie rozłoży, tak szybko jak frakcja organiczna. Temu oczywiście można zapobiec, zapewniając worki biodegradowalne albo papierowe. Na razie jednak nikt o takim rozwiązaniu nie pomyślał.
Te resztki nie mogą leżeć w kuble zbyt długo, bo zaczną gnić.
I tutaj rodzi się kolejny problem – z perspektywy wywożącego. Będzie trzeba odbierać te odpady przynajmniej dwa razy w tygodniu z zabudowy wielorodzinnej. W Krakowie był już nawet pilotaż tego systemu i mimo że tych odpadów organicznych było bardzo mało, trzeba było je wywozić. Bo coś się do kubła przyklei, zacznie rozkładać, powstanie odciek. Trzeba to wywieźć jak najwcześniej, bo za chwilę pojawi się przykry zapach, a nawet zagrożenie bakteriologiczne. Rosną nam więc koszty. Na dodatek zostaje ostatni element, czyli problem z przetwarzaniem. Załóżmy, że ludzie elegancko wszystko wysegregowali, nie ma żadnych zanieczyszczeń, a jeśli nawet to takie, z którymi sobie poradzimy. Wieziemy odpady na instalację. Ona musi je przetworzyć. Ale która instalacja ma decyzję środowiskową na przetwarzanie wyłącznie takich odpadów? Niestety, chyba żadna.
Czyli my się postaramy, zrobimy kompost, który w końcu i tak nie jest przetworzony, jak być powinien.
Najprawdopodobniej tak będzie. Kraków jest zabezpieczony na wszelką okoliczność, ma tyle instalacji, że te odpady zawsze gdzieś trafią. Jak będą mocno zanieczyszczone plastikowymi workami, trafią do spalarni. Moje pytanie jest jednak takie – skoro i tak zostaną spalone razem ze zmieszanymi, to po co segregowaliśmy?
To co teraz? Nie możemy się z segregowania odpadów organicznych wycofać, a jednocześnie brakuje nam technologii i sprzętu.
Myślę, że plan powinien być taki – nauczmy mieszkańców jak segregować, wywoźmy je selektywnie i przetwarzajmy, jak umiemy, dopóki nie będziemy mieć specjalnych instalacji. Ale o nich trzeba pomyśleć szybko. Jest jeszcze jedna zmiana, o której nie powiedziałyśmy – trzeba dostawić kosz na odpady zielone, czyli trawę i liście. Kraków może służyć za przykład, bo u nas to działa od lat, mamy bardzo dobry system (dostarczane są specjalne worki na zieleń – od aut.). Mamy też instalacje – odpad zielony przetwarzany jest na kompost. Można go później kupić za ok. 100 zł za tonę, wystarczy przyjechać przyczepką pod kompostownię. Dostajemy pełny recykling organiczny. Ale jeśli dorzucimy tam odpady kuchenne – dostajemy odpad zmieszany.
Obierki nie mogą być przerobione na kompost?
To jest kolejny problem. Bo one, nawet jak je zbierzemy selektywnie, przekażemy do krakowskiej instalacji, przetworzymy, nadal nie będą kompostem, tylko przetworzonym, stabilnym odpadem.
Dlaczego?
Ze względu na zbyt duże zagrożenie. Do tego brązowego kubła może trafić wszystko. Ktoś wyrzuci akumulator. Albo prościej – zużytą chusteczkę. Gdyby to trafiło do kompostu, robi nam się ogromne biologiczne zanieczyszczenie lub zanieczyszczenie kompostu metalami ciężkimi.
Czyli chusteczki powinny trafiać do zmieszanych.
Tak jak pampersy, waciki, patyczki do uszu.
A butelka po oliwie albo sosie sojowym? Mamy plastikowy korek, zabrudzenie po produkcie, a sama butelka jest ze szkła.
To jeszcze nie taki problem, bo jak się uprzemy, to da się ją porozdzielać i umyć. I osobno wyrzucić butelkę, a osobno korek.
A jeśli czegoś nie da się rozdzielić?
Zasada jest taka, że jak się nie da rozdzielić, wrzucamy do zmieszanych. Chyba że jest to np. karton po mleku, który wrzucamy do żółtego worka, jeżeli taką mamy instrukcję segregacji. Najważniejsze jest, żeby dobrze czytać opisy na worku czy specjalnych ulotkach. Ale są też kruczki. Na przykład do pojemnika czy worka na szkło nie wolno wrzucać szkła płaskiego. Jak stłucze się pani szyba, trzeba ją odwieźć do punktu selektywnego gromadzenia. Dlaczego? Bo ma w sobie tyle domieszek, że zabrudziłaby całą stłuczkę szklaną. Nie wolno wyrzucać też butelek po lekach i ceramiki. Ceramika poważne zanieczyści stłuczkę i huta nie będzie chciała tego odebrać.
Zastanawia mnie jeszcze jedno. Z dwóch worków zrobiło się pięć. Będzie teraz przyjeżdżało pięć śmieciarek, każda po inne odpady?
Myślę, że po niebieski, zielony i żółty będzie przyjeżdżała jednak śmieciarka. Druga przyjedzie po zamieszane i dochodzi nam ta trzecia – na organiczne. Tak to powinno wyglądać, ale jednocześnie mieszkańcy prawdopodobnie do tego dopłacą.
Ten system, który wejdzie w całej Polsce w kwietniu, jest dokładnie taki, jaki powinien być? Modelowy?
W Krakowie jest modelowy. Niewiele nam nie brakuje w temacie gospodarki odpadami – mamy nie tylko dobre instalacje, ale też odbiór gabarytów, tekstyliów, sortownie, punkty selektywnego odbioru, spalarnię. Jedyne, czego jeszcze potrzebujemy, to bardziej zaangażowanego społeczeństwa.
Zdjęcie: Aleksandra Suzi/Shutterstock