’- 97 proc. naukowców wie, że zmiany klimatyczne są spowodowane działalnością człowieka. Ale pozostaje te trzy procent wątpiących, do niech dołączają kolejni, już niezwiązani z nauką – w tym ważni światowi politycy – mówił podczas swojego wykładu na COP24 prof. Mario Molina, laureat nagrody Nobla w dziedzinie chemii za badania nad warstwą ozonową. Profesor przyjechał do Katowic na sympozjum Polskiej Akademii Nauk.
„Pierwszy mit dotyczący zmian klimatycznych to twierdzenie, że ludzie nie mają z tym nic wspólnego”, mówił Pan na swoim wykładzie. Takie myślenie może być niebezpieczne?
Chociaż dla nas, naukowców – a przynajmniej większości naukowców – jest jasne, że to nieprawda, wiele osób na świecie wciąż wątpi. Można oczywiście myśleć, że klimat jest skomplikowany, trudno kogoś winić za to, co się z nim dzieje i że zmieniał się również w przeszłości, kiedy nie było przemysłu na taką skalę itd. Ale jest to myślenie płytkie. Ignorujące fakt, że nauka o klimacie bardzo się rozwinęła, wiemy o wiele więcej niż kilkadziesiąt lat temu. Ta ignorancja jest niebezpieczna, bo podobne mity powtarzają często politycy, nie mając pojęcia o nauce, a więc nie mając nic na poparcie swoich słów. Nauka wyraźnie pokazuje, że skutki zmian klimatycznych możemy już zaobserwować – to na przykład fala gorąca w Pakistanie, sięgająca nawet 44 stopni Celsjusza albo huragany w USA. Są naukowcy stojący w opozycji do tych twierdzeń – oni jednak nie mają wątpliwości co do tego, jakie są przyczyny zmian klimatycznych, ale uważają, że przesadzamy z ocenianiem jego ryzyka. Prawda jest taka, że ryzyko stało się bardzo poważne. I tłumaczenie, że to zbyt skomplikowane albo że to zbyt odległa przyszłość, przestało być wymówką.
Podobnie było z innym zjawiskiem, nad którym Pan pracował w latach 80-tych i 90-tych. Ludzie początkowo nie wierzyli, że mają wpływ na zmniejszanie się warstwy ozonowej.
Rzeczywiście, początkowo, kiedy okazało się, że warstwa ozonowa jest coraz cieńsza, ludzie byli bardzo sceptyczni co do określenia powodów tego zjawiska. Mówili, że to musi być naturalne. Później jednak pokazało się wiele badań na ten temat, które nie pozostawiały wątpliwości i pokazywały jasno, że chodzi o działalność człowieka. W końcu wielkie firmy chemiczne zgodziły się z nami, zrozumiały, jaki mają negatywny wpływ i zrezygnowały z używania freonów.
To, że wtedy się udało, daje nadzieję, że i teraz się uda?
Jestem optymistą, choć wielu na pewno nie wierzy i mówi, że przecież kraje z całego świata nigdy nie zaczną działać razem. Ale to nieprawda! Już raz się zebrały i zjednoczyły. Zadeklarowały: będziemy pracować razem, pomożemy rozwijającym się krajom, wesprzemy je finansowo, będziemy monitorować, czy to, co robimy, przynosi skutki. Przemysł na to przystał i opanowaliśmy problem zmniejszającej się warstwy ozonowej. Tak, my mierzyliśmy się jedynie z firmami chemicznymi, teraz problem jest bardziej rozległy. Do tego, by działania miały realny wymiar, potrzeba myślenia globalnego. Zmiany klimatyczne to nie jest sprawa tylko Polski czy tylko USA – to dotyczy każdego człowieka na Ziemi.
Istnieje jeszcze jakiekolwiek ryzyko, że warstwa ozonowa znowu zacznie się zmniejszać?
Prawie nie ma. Mówię prawie, bo zmiany klimatyczne też działają na warstwę ozonową. Mogą opóźnić proces jej odbudowy o dekadę, ale w połowie XXI wieku powinna już być w pełni odbudowana. Jest naprawdę małe ryzyko, że stanie się z nią coś niepożądanego.
Kolejnym mitem, który pojawił się podczas wykładu, było to, że skutki zmian klimatu przyjdą dopiero pod koniec tego stulecia.
I to jest kolejna rzecz, którą trzeba powtarzać, żeby eliminować złe myślenie – skutki zmian klimatycznych dzieją się już, tu i teraz. Poziom morza już się podnosi – oczywiście, to zajmie chwilę, zanim stanie się niebezpiecznie wysoki i zacznie zagrażać ludziom. Ale to nie powód, żeby ignorować problem. Nie ma na co czekać, bo im później zaczniemy działać, tym trudniej będzie ograniczyć straty. Nie ma, rzecz jasna, dokładnej daty, kiedy upłynie data ważności na działania. Jednak według Porozumienia Paryskiego, trzeba wdrożyć taki plan, żeby ograniczyć globalne ocieplenia do wartości znacznie poniżej 2°C. To wymaga wyrzeczeń od krajów. Bardzo restrykcyjnych. Nie da się tego zrobić szybko.
Tymczasem polski rząd rezygnuje z elektrowni wiatrowych.
To jest właśnie problem z rządami – niektóre, zamiast do przodu, idą do tyłu. A przecież technologia jest coraz lepsza, już teraz możemy powiedzieć, że energia słoneczna i wiatrowa są tańsze. Tak, przejście z węgla na bardziej ekologiczne rozwiązania kosztuje – jedna ten koszt to nic w porównaniu do ceny, jaką będzie trzeba zapłacić za zniszczenia spowodowane zmianami klimatu. W Stanach Zjednoczonych nie używa się już węgla – ale nie przez wzgląd na zmiany klimatu, a przez kwestie ekonomiczne. To się przestało opłacać. Weźmy inny przykład – Meksyk. Lata temu gospodarka kraju, z którego pochodzę, opierała się na wydobyciu ropy naftowej. Była od tego uzależniona. To był błąd, bo nie można ekonomii całego kraju opierać na jednej rzeczy. Na szczęście w końcu pojawił się rząd, który to zauważył. Później Meksyk dołączył do Porozumienia Paryskiego i będzie realizował jego postanowienia. Można mieć jedynie nadzieję, że Polska przestanie tak wierzyć w węgiel. Bo wy tutaj spalicie węgiel, ale to będzie miało wpływ na całą planetę.
Mario Molina – meksykański chemik atmosfery, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie chemii w 1995. Nagrodę otrzymał wraz z Paulem Crutzenem i F. Sherwoodem Rowlandem za wkład w badania chemii atmosfery, zwłaszcza procesów powstawania i destrukcji warstwy ozonowej.
Zdjęcie: Flickr/California Air Resources Board
Udostępnij
Prof. Mario Molina: Już raz się udało. Wierzę, że w walce ze zmianami klimatu też się uda
12.12.2018
Katarzyna Kojzar
Pisze o klimacie, środowisku, a czasami – dla odmiany – o kulturze. Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. Jej teksty ukazują się też m.in. w OKO.press i Wirtualnej Polsce.
Udostępnij