Donald Trump wygrał wybory prezydenckie w USA. Wielu jest tym zaniepokojonych, twierdząc, że będzie to prezydentura nieprzewidywalna. W naszym przypadku najważniejszym wątkiem będzie dalsza pomoc dla Ukrainy. Jednak równie ważną kwestią jest polityka klimatyczna. Sprawdzamy, co oznacza reelekcja Trumpa dla kondycji naszej planety.
Donald Trump po raz drugi zostanie prezydentem USA. Mamy tu ciekawy zbieg okoliczności: gdy wygrywał po raz pierwszy w 2016 roku, ten był najcieplejszym w historii pomiarów. Gdy wygrywa ponownie w 2024 roku znów – mamy kolejny, rekordowy ciąg najgorętszych miesięcy w historii. Październik był drugi najcieplejszym październikiem od momentu wykonywania pomiarów. Przez USA przetoczyły się dwa silne huragany.
Te zresztą także mogły nie być bez wpływu na decyzje wyborców w Stanach. Wielu obywateli nieprzychylnie patrzyło na to, że administracja Bidena wspiera Ukrainę, a przecież trzeba ratować miliardami dolarów zniszczone przez huragany tereny.
Jednak jaki będzie wpływ tych wyborów na zmiany klimatu? Przypomnijmy – USA są drugim co do wielkości emitentem gazów cieplarnianych. Jak wcześniej pisaliśmy, wybór Trumpa oznacza wyhamowanie działań na rzecz powstrzymania zmian klimatu. Według szacunków, emisje dwutlenku węgla mogą do 2030 roku okazać się o 4 mld ton większe niż w sytuacji, gdyby prezydentką została Kamala Harris.
Donald Trump wygrywa. Jakie skutki dla klimatu?
Gdy sytuacja jest już jasna pojawia się pytanie: co dalej? Dla osób, którym stan naszej planety jest bliski sercu, powodów do optymizmu nie ma zbyt wiele.
W grę wchodzi słynny, 900-stronnicowy „Projekt 2025”. To zbiór konserwatywno-prawicowych rekomendacji dla nowej administracji. Choć nie napisał go sam Donald Trump (odpowiada za niego konserwatywny think-tank The Heritage Foundation), to niemal pewnym jest, że on i jego otoczenie będą szukać tam inspiracji.
Nawet gdyby tego nie robił (w trakcie kampanii kilka razy próbował odcinać się od Projektu 2025, zapewniając, że nie jest to jego program), to wcześniejsze deklaracje Trumpa i działania dawały do zrozumienia, co myśli o globalnym ociepleniu i polityce klimatycznej. To nie wróży niczego dobrego.
– Wybór negacjonisty klimatycznego na prezydenta USA jest niezwykle niebezpieczny dla świata. Już teraz obserwujemy ekstremalne szkody, utratę istnień ludzkich na całym świecie z powodu wywołanego przez człowieka ocieplenia o 1,3 st. C. Prezydent Trump i kraj, którym pokieruje, nie staną ponad prawami fizyki. Jeśli Trump spełni swoją groźbę wycofania się z Porozumienia Paryskiego, największym przegranym będą Stany Zjednoczone. Byliśmy już w tej sytuacji – wycofanie się USA za pierwszej prezydentury Trumpa nie spowodowało załamania się porozumienia, jak przewidywali niektórzy eksperci – wyraził swoje ubolewanie Bill Hare, szef Climate Analytics, były współautor raportów IPCC.
Projekt, który zniszczy działania na rzecz klimatu w USA
O co chodzi ze wspomnianym Projektem 2025? Ten dalekosiężny plan, który zakłada działania sprzyjające chociażby przemysłowi paliw kopalnych, z koncernami takimi jak Exxon na czele. Napisany przez podmioty skrajnie prawicowe, obszerny dokument został wsparty przez przemysł paliw kopalnych. Projekt 2025 zakłada wprowadzenie wszelkich działań, które finalnie ograniczą rozwój OZE, czy działania na rzecz ochrony środowiska. Zmiany klimatu w dokumencie są pisane w cudzysłowie, co każdorazowo sugeruje, że jest to sztuczny termin ukuty przez centrolewicę, a nie konsensus naukowy, co do którego zgadza się 99,9 proc. przedstawicieli świata nauki.
Wielu autorów i zwolenników Projektu 2025 jest powiązanych z podmiotami, które mają osobisty interes w ochronie zysków z paliw kopalnych, często kosztem środowiska, zdrowia, bezpieczeństwa pracowników i stabilności finansowej. Jeszcze przed wyborami Lisa Friedman, dziennikarka New York Times’a zajmująca się tematyką klimatu napisała:
„Okno dla narodów zamyka się, aby zredukować wystarczająco dużo zanieczyszczeń, które ogrzewają planetę, aby uniknąć najbardziej niebezpiecznych poziomów zmian klimatycznych, zgodnie z opinią naukowców z całego świata. A wynik przyszłotygodniowych wyborów prezydenckich może zadecydować o tym, czy Stany Zjednoczone i inne kraje sprostają temu wyzwaniu”.
„Projekt 2025 to droga do piekła”
Projekt 2025 jasno zakłada, że trzeba zapewnić dostęp do „obfitej, niezawodnej i przystępnej cenowo energii”. Oczywiste jest to, że chodzi o ropę i gaz, paliwa, które w USA są łatwo dostępne, i wciąż stosunkowo niedrogie. Kolejnym założeniem jest zakończenie wojny z przemysłem paliw kopalnych, którą miał prowadzić według Trumpa Joe Biden.
Najgroźniejszym działaniem w ramach Projektu 2025 i tego, co może chcieć zrobić Donald Trump, to całkowite wycofanie USA z polityki klimatycznej. A dokładniej – opuszczenie UNFCCC, czyli Ramowej Konwencji Narodów Zjednoczonych w Sprawie Zmian Klimatu. De facto to oznacza, że w przyszłym roku USA mogą nie pojawić się na szczycie COP.
– Projekt 2025 wydaje się po prostu drogą do piekła, którą wytyczono ze złymi intencjami. Naprawdę musi zostać odrzucony i myślę, że tak się stanie. Nawet Trump zdał sobie sprawę, jak ekstremalny jest ten projekt: będzie musiał się go publicznie wyprzeć – powiedziała niedawno Gina McCarthy, była główna doradczyni klimatyczna Bidena.
Stany wyznaczają klimatyczne trendy
Ponownie wybrany prezydent USA w swoim programie jasno wyraża pragnienie, by Stany stały się dominującym producentem ropy i gazu. Chce zwiększenia ich wydobycia, co spowoduje spadek cen ropy na światowym rynku. Będzie realizował wszelkie możliwe projekty petrochemiczne, nie przejmując się kompletnie ekologią.
Ale czy tak się stanie? Nie wiadomo. Wiadomo za to, że działania Trumpa będą groźne nie tylko dla USA, które borykają się z katastrofami klimatycznymi. Jeśli Trump wycofa USA z UNFCCC, będzie to oznaczało poważne kłopoty. USA są jak celebryta, który nadaje trend modowy. W tym przypadku chodzi o trendy i przodownictwo w działaniach na rzecz osłabiania katastrofalnych zmian klimatu.
Jeśli Stany wycofają się ze wspomnianej Konwencji, na całym świecie osłabione zostaną ambicje w zakresie walki z globalnym ociepleniem. Innymi słowy, wiele państw na nie będzie się zbytnio kwapić do tego, by dekarbonizować swoje gospodarki. Skoro USA tego nie robią, to dlaczego my mamy to robić – będą zastanawiać się słabsze gospodarczo kraje.
I choć prezydentura w USA trwa tylko cztery lata, to straty mogą być wielkie. Świat po prostu straci cenny czas, a według wszystkich naukowych opracowań – zostało go niewiele.
Być może nie będzie tak źle
Być może aż tak źle nie będzie. Co by nie zrobił Trump i jego ludzie, OZE wypierają i wyprą paliwa kopalne. Są tańsze, coraz bardziej niezawodne. Tego procesu nie da się zatrzymać z fotelu Białego Domu.
– Wynik tych wyborów będzie postrzegany jako poważny cios dla globalnych działań na rzecz klimatu, ale nie może i nie zatrzyma zmian zachodzących w celu dekarbonizacji gospodarki i osiągnięcia celów porozumienia paryskiego. Pozostanie przy ropie i gazie jest równoznaczne z pozostaniem w tyle za szybko zmieniającym się światem. Technologie czystej energii będą nadal konkurować z paliwami kopalnymi, nie tylko dlatego, że są zdrowsze, szybsze, czystsze i bardziej dostępne, ale dlatego, że wygrywają z największymi wadami paliw kopalnych: niestabilnością cenową i nieefektywnością – uspokaja Christina Figueres, szefowa agendy klimatycznej ONZ w latach 2010-2016.
Warto zwrócić na koniec uwagę na jeszcze jedną kwestię. Skoro Donald Trump chce doprowadzić do spadku cen ropy, to będzie to miało skutek odwrotny do zamierzonego. Dlaczego? Jak pisał w swojej książce w 2012 roku Marcin Popkiewicz „tania ropa już była” – oznacza to, że taki stan rzeczy będzie śmiercionośny dla paliwowych koncernów. Aby sprawnie wydobywać ropę z łupków, bo o taką głównie tu chodzi, trzeba dobrych cen. Przy spadkach poniżej 70 dolarów za baryłkę, na dłuższą metę, przemysł ten nie wyrobi. Skorzystają za to odnawialne źródła energii, bo ich wytwarzanie stanie się jeszcze tańsze. Przemysł paliw kopalnych się w ten sposób może załamać.
W podobnym tonie uspokaja Jakub Wiech – dziennikarz specjalizujący się w energetyce. Jego zdaniem Donald Trump nie powstrzyma światowej polityki klimatycznej. – Może spowolnić transformację energetyczną USA, ale nie wyhamuje światowej polityki. Dlaczego? W tym kierunku idą wszystkie duże gospodarki świata, m.in. Chiny, ale także UE. Może się to Trumpowi nie opłacać. W 2016 węgiel odpowiadał za 30,4 proc. produkcji energii elektrycznej w USA – wiatraki za 5,6 proc. Obecnie dane te to odpowiednio 16,2 proc. i 10,2 proc. – przypomina Wiech.
Jego zdaniem Trump nie powstrzyma w pojedynkę globalnych trendów, a być może nie będzie nawet próbował tego zrobić, bo wbrew temu co wybrzmiewało na wiecach i wystąpieniach – takie działania dla gospodarki USA będą po prostu szkodliwe.
–
Zdjęcie tytułowe: shutterstock/Jonah Elkowitz