Temat przydrożnych drzew wraca jak bumerang. Co jakiś czas pojawia się pomysł ich wycięcia czy zredukowania, a nawet stworzenia przepisów, które na niekontrolowaną wycinkę pozwolą. Pod Opolem, w gminie Turawa, właśnie ważą się losy 200 drzew, które przeszkadzają w stworzeniu ścieżki rowerowej.
Ścieżka pieszo rowerowa ma powstać na trasie z Zawady do Turawy i ma ciągnąć się przez 14 kilometrów. Obecnie do wyboru jest ścieżka przez las albo ruchliwa droga krajowa. A teren jest bardzo atrakcyjny – tłumy Opolan w ciepłe weekendy wybierają się nad pobliskie Jezioro Turawskie. Większość z nich właśnie rowerami.
Problem w tym, że tam, gdzie miałaby powstać ścieżka, rosną rozłożyste, stare drzewa. Mieszkańcy zauważyli, że zostały oznakowane – tak, jakby zaraz miały być wycięte. W sumie pod topór może pójść ich ponad 200.
Wójt gminy Turawa, Dominik Pikos, w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” podkreślał, że sam jest z wykształcenia dendrologiem i zależy mu na zachowaniu drzewostanu. Zlecił stworzenie nowej dokumentacji projektowej. Jednak na razie nie wiadomo, czy i ile drzew uda się uchronić. Stowarzyszenie rowerowe „Piasta Opole” komentowało w lokalnych mediach, że ścieżka nad jezioro Turawskie jest potrzebna, ale niekoniecznie kosztem przyrody.
Choć konkretów brakuje, to sytuacja spod Opola pokazuje problem, jaki mamy w Polsce z przydrożnymi drzewami. Niemal co roku pojawiają się nowe głosy zwolenników usuwania zadrzewień rosnących wzdłuż tras i coraz to nowsze plany czy inwestycje, którym one przeszkadzają.
Ekolodzy apelują do ministra
-Powinno się działać tak, żeby budowa ścieżek rowerowych nie powodowała niszczenia drzew. To jest możliwe – mówi prof. Jacek Borowski, z Katedry Ochrony Środowiska SGGW, były prezes Polskiego Towarzystwa Dendrologicznego. – Zazwyczaj, żeby stworzyć taką ścieżkę, korytuje się podłoże, co powoduje niszczenie korzeni drzew. To sprzeczność – degradujemy środowisko, żeby stworzyć infrastrukturę rowerową mającą temu środowisku służyć – dodaje.
Polskie Towarzystwo Dendrologiczne, któremu szefował prof. Borowski, było w ubiegłym roku jedną z organizacji, które podpisały list otwarty do Ministerstwa Środowiska dotyczący właśnie przydrożnych drzew. W piśmie apelowano do resortu, żeby nie wprowadzać przepisów ułatwiających wycinkę.
A to dlatego, że na wiosnę 2018 kilku posłów partii rządzącej zwróciło się do ministra Kowalczyka o zajęcie się problemem obrośniętych drzewami dróg. „Przepisy, które uniemożliwiają wycięcie drzew przydrożnych przed modernizacją czy przebudową dróg, są bezzasadne, dlatego też naszym zdaniem należy je zmienić” – czytamy w interpelacji. Zapytałam Ministerstwo Środowiska, czy takie przepisy są przygotowywane. Na razie czekam na odpowiedź.
Organizacje, które podpisały zeszłoroczny apel, również czekają. Do tej pory nikt z resortu na ich apel nie zareagował.
„W przekonaniu niżej podpisanych, obecne przepisy biorą pod uwagę zarówno potrzeby modernizacji dróg, jak i zachowania drzew. Dalsza ich liberalizacja nie poprawi bezpieczeństwa ruchu, natomiast może prowadzić do nadmiernej utraty drzew przydrożnych. Tymczasem ich obecność utrzymuje sprzyjający rolnictwu mikroklimat, przeciwdziała skutkom zmian klimatycznych, podtrzymuje bioróżnorodność, a także dostarcza mieszkańcom i użytkownikom krajobrazu rolniczego innych gospodarczych i społecznych korzyści (…). Należy sprzyjać drzewom przydrożnym poprzez lepsze nimi gospodarowanie i planowe nasadzenia, uwzględniające kwestie bezpieczeństwa ruchu” – napisano w liście.
Eksperci przekonują także, że drzewa przydrożne podwyższają plony roślin uprawnych, chłodzą powietrze, zwiększają wsiąkanie wody opadowej i jej retencję, jednocześnie ją oczyszczając, zapewniają siedliska i szlaki wędrówek chronionych prawem gatunków zwierząt, a także schronienie dla owadów.
Nie zgadzają się z twierdzeniem posłów PiS, że przepisy w jakikolwiek sposób zabraniają wycinać drzewa tam, gdzie jest to konieczne. „Nie jest wymagane otrzymanie zezwolenia na usuwanie drzew w przypadku inwestycji objętych tzw. specustawą drogową – poszerzeń, przebudów i nowych dróg. W przypadku remontów dróg nieobjętych specustawą, zarządcy dróg występują o zezwolenia na usunięcie drzew (jak inne podmioty niebędące osobami fizycznymi) i z reguły je otrzymują. Obowiązek uzgadniania wycinek z Regionalnymi Dyrekcjami Ochrony Środowiska chroni drogowców przed złamaniem prawa polegającego na zniszczeniu chronionych gatunków lub ich siedlisk” – tłumaczą.
Jak by miało więc działać proponowane przez autorów interpelacji, bardziej liberalne prawo?
Tego Polska już miała okazję doświadczyć. W 2004 roku wraz z nową ustawą o ochronie przyrody weszły w życie przepisy zezwalające na niekontrolowaną wycinkę drzew przydrożnych. Efekt? Już jesienią tego samego roku rozpoczęto masowo wycinać aleje. Drzewa znikały nawet z dróg o bardzo małym natężeniu ruchu.
Jak ustalił miesięcznik „Dzikie życie”, wycięto wtedy kilka tysięcy drzew rosnących wzdłuż drogi nr 16 w okolicach Mikołajek (w okresie od 2004 do 2005 roku). W latach 2006-2007 z trasy Bartoszyce-Kętrzyn zniknęło ich ponad 4 tysiące. W okolicach Koszalina – 2300.
Masowa wycinka spowodowała sprzeciw środowisk proekologicznych. Ukazał się również raport Najwyższej Izby Kontroli, który wykazał cały szereg nieprawidłowości spowodowanych nowymi przepisami. W końcu zapis usunięto.
Drzewa zagrażają bezpieczeństwu?
Pomimo zgubnych skutków dla środowiska, jakie spowodowały przepisy wprowadzone w 2004 roku, dyskusja o przydrożnych drzewach nie ucichła. Wręcz przeciwnie – za każdym razem, kiedy na drzewie rozbijał się kierowca, powracała z podwójną siłą.
Na przykład w 2009 roku, kiedy niedaleko Świdnicy zginął znany w mieście chirurg. Jechał ze zbyt dużą prędkością, nie zapanował nad autem i wbił się w drzewo. Niedługo po jego śmierci powstała petycja, pod którą podpisało się tysiąc osób, domagających się wycięcia całej alei trasie Świdnica–Strzegom. Władze Strzegomia się na to nie zgodziły, choć Dolnośląska Służba Dróg i Kolei we Wrocławiu była skłonna ulec apelom. Kierowcy zorganizowali nawet protest, blokując trasę i nazywając ją „drogą śmierci”. Gmina, w odpowiedzi na protesty, ograniczyła prędkość na tym odcinku, ale zachowała drzewa. Które i tak ścięto – kilka lat później, przy okazji remontu.
Albo w 2014 roku, kiedy w Klamrach pod Chełmnem zginęła siódemka młodych ludzi. Spotkali się na ognisku, uznali, że przejażdżka po okolicy będzie dobrym pomysłem. W dziewiątkę wsiedli do pięcioosobowego samochodu. Kierujący pojazdem szesnastolatek pod wpływem alkoholu stracił panowanie nad autem i rozbił się na drzewie.
Po tym wypadku głos zabrał rajdowiec Krzysztof Hołowczyc. Napisał: „Ile ludzi musi jeszcze zginąć, żebyśmy wreszcie zrozumieli, że drzewa nie mogą rosnąć przy drodze! Nie ma żadnego usprawiedliwienie dla śmierci na przydrożnych drzewach kilku tysięcy Polek i Polaków tylko w ostatniej dekadzie!”
Odpowiedziało mu Polskie Towarzystwo Dendrologiczne, pisząc, że „to nie drzewa są bezpośrednią przyczyną wypadków, tylko, w pierwszym rzędzie, brawura kierowców i bardzo często ich nietrzeźwość – to aż 90% przyczyn wypadków (zdaniem insp. Marka Konkolewskiego z Biura Ruchu Drogowego Komendy Głównej Policji – „Dla kierowcy, który jest trzeźwy i wypoczęty oraz rozsądny, drzewo nie stanowi zagrożenia”).” Organizacja zaznaczyła również, że wypadki często są spowodowane stanem technicznym pojazdu oraz stanem dróg. „Propozycje usuwania drzew przydrożnych są też zaskakujące w kontekście działań naszych sąsiadów, choćby bliskich nam pod względem klimatycznym i krajobrazowym Niemiec (…). W całych Niemczech, po okresie wycinania drzew przydrożnych (co uznane zostało potem za fatalny błąd), obecnie chroni się je i masowo sadzi nowe” – podsumowują członkowie PTD.
W ubiegłym roku najeżdżanie na drzewa stanowiło 5 proc. wszystkich wypadków drogowych w Polsce. W ten sposób zginęło 411 osób.
Akcje edukacyjne, inicjatywy typu „trzeźwy poranek”, reklamy telewizyjne o bezpieczeństwie na drogach – to wszystko nie przynosi wciąż odpowiednich skutków. Ale usuwanie drzew też nie nauczy kierowców ostrożnej jazdy. Wręcz przeciwnie, pusta droga wśród pól może kusić miłośników zbyt dużych prędkości.
Czy istnieje więc rozwiązanie?
Zapytałam o to prof. Borowskiego – w kontekście budowy opolskiej ścieżki rowerowej. – Istnieją inne metody. Można na przykład poprowadzić ścieżkę po podwieszanej nawierzchni, która chroni systemy korzeniowe drzew. Oczywiście, to jest droższe niż zwykła budowa – ale czy nie warto zainwestować więcej, ale dzięki temu nie niszczyć przyrody? – zastanawia się naukowiec.
A co jeśli chodzi o bezpieczeństwo?
Eksperci sugerują, że da się o nie zdbać, a jednocześnie zachować drzewa. We wspomnianych już Niemczech montuje się przy zadrzewionych trasach radary. To widocznie przełożyło się na mniejszą liczbę wypadków.
Innym wyjściem są osłony na pojedyczne drzewa albo bariery energochłonne. W praktyce jest to metalowa belka, na której może zatrzymać się auto w razie wypadku. Już teraz takie bariery są montowane w miejscach, gdzie po wypadnięciu z trasy można stoczyć się ze skarpy albo uderzyć w słup.
Estetycznie taka droga na pewno straci. Ale takie rozwiązanie może być złotym środkiem.
Bo kosztem estetyki udałoby się uratować drzewa.
Zdjęcie: Nowaczyk/Shutterstock