Sytuacja ma miejsce w stolicy Norwegii. Po 20 latach mieszkańcy wywalczyli dokończenie budowy parku. Przy okazji na swoje miejsce wraca rzeka, którą miasto Oslo skanalizowało w 1920 roku. Jak to w Skandynawii – niuansów w całej sprawie jest więcej.
Kraje północy znane są z nietypowego podejścia do wspólnych przestrzeni. W czerwcu pisaliśmy o tym, jak fundacja wykupiła całą wyspę, aby ta była dostępna dla przyszłych pokoleń. Z kolei opisywana dziś inwestycja znajduje się w centrum norweskiej stolicy. Park w oficjalnej dokumentacji miasta pojawił się w 1994 r., chociaż teren funkcjonował jako zielony od stuleci. Funkcje rekreacyjne uzupełniono projektem artystycznym, którego głównym założeniem jest duża liczba rzeźb. Odpowiada za nie Bård Breivik, artysta który nie doczekał ukończenia dzieła swojego życia. Z rzeźbami można się z nimi zapoznać na stronie prowadzonej przez lokalną społeczność.
Jednak to, co najciekawsze to przywrócenie rzeki na swoje dawne miejsce. A właściwie pozostałości po niej, bo niegdyś wartka rzeka jest dziś niewielkim miejskim strumieniem. Mimo wszystko Norwegowie postanowili, że warto o niego powalczyć.
Dlaczego rzekę skanalizowano? W latach 20. XX w. zanieczyszczenia pochodzące z hodowli zwierząt i przemysłu trafiały do rzek i strumieni. Tymczasem te były źródłem wody pitnej dla ludności. Chcąc chronić wodę przed zanieczyszczeniami postanowiono rzekę wprowadzić do rur. Jej dawny kształt widać na historycznej fotografii, którą udostępniamy dzięki uprzejmości Oslo Muzeum.
Coroczne spotkania i presja na polityków
Przykład z parku Klosterenga nie jest wyjątkiem. W swojej miejskiej polityce środowiskowej Oslo chce przywrócić na powierzchnię jak najwięcej skanalizowanych rzek, strumieni i cieków wodnych.
Vebjørn Torsetnes to jeden z założycieli Towarzystwa Przyjaciół Parku Klosterenga (Klosterengas Venner). Z parkiem jest związany od 2002 roku. Grupa, którą prowadzi ze znajomymi liczy już ponad tysiąc osób. W ten sposób od lat wywierają presję na politykach, aby projekt parku dokończyć, a rzekę przywrócić na swoje dawne tory. Przy okazji organizują spotkania sąsiedzkie i różne wydarzenia dla lokalnej społeczności.
– Zaczęliśmy działać 20 lat temu, a pomysł na park powstał ponad 30 lat temu, kiedy trwały prace nad przekształceniem Starego Miasta w Oslo z ruchliwej, zakorkowanej dzielnicy w dzielnicę ekologiczną, przyjazną środowisku – mówi Vebjørn Torsetnes w rozmowie z redakcją SmogLabu. Przyjaciele Klosterengi to 60 spółdzielni mieszkaniowych reprezentujących około 2500 mieszkańców mieszkających wzdłuż parku.
– Aby zabezpieczyć te zielone płuca Oslo i zapewnić otwarcie parku trzeba było wykonać pracę na szczeblu politycznym. Co roku spotykaliśmy się na otwartych spotkaniach z politykami, urzędnikami i projektantami. Nagłaśnialiśmy sprawę w mediach. Siedem lat temu uregulowano kwestie formalne parku, cztery lata temu zabezpieczono pieniądze w budżecie. Park będzie gotowy w czerwcu 2023. To największa miejska inwestycja parkowa od czasów otwarcia Parku Vigelanda (jedna z najpopularniejszych atrakcji Oslo – red.) – podkreśla Torsetnes. Razem z otwarciem parku projekt nieżyjącego już rzeźbiarza Bårda Breivika zostanie ukończony po 30 latach.
Jak osiągnąć sukces w walce o dobre miejsce do życia? – Nigdy się nie poddawajcie. Trzeba też mieć kompleksowy projekt. Z kolei artyści mogą sprawić, że stworzycie coś niepowtarzalnego. Gdy macie już plan, trzeba współpracować z okolicznymi mieszkańcami – wskazuje lokalny działacz.
Zeroemisyjny plac budowy
– Musimy przystosować miasto do zmian klimatu i zwiększonych opadów deszczu. Przywrócenie na powierzchnię strumieni i rzek jest ważną częścią tego, aby mogły one usunąć wodę po ulewnych deszczach i powodziach. Takie działania sprawiają także, że miasto jest lepsze do życia – mówiła w 2020 r. Lan Marie Berg, odpowiedzialna w ratuszu za środowisko naturalne.
Jedną z ciekawostek jest to, że wszystkie urządzenia budowlane, które pracują przy powstawaniu parku i przywracaniu rzeki są elektryczne. Nie tylko narzędzia i pojazdy na samym placu budowy, ale także ciężarówki, które dowożą materiały. Leif Abrahamsen, szef prac budowlanych mówi, że urządzenia te są tak samo wydajne, jak ich odpowiedniki napędzane w tradycyjny sposób. – Zeroemisyjny plac budowy to same plusy. Mniej hałasu i mniej zanieczyszczeń, jednak kosztuje to trochę więcej – wyjaśnia kierownik budowy.
Całość robót pochłonie ok. 150 mln koron norweskich, czyli ok. 70 mln złotych.
Nie zatrzymują się w walce o zieloną okolice
Mieszkańcy kwartału nie spoczywają na laurach. Właśnie rozpoczęli kolejną batalię. Przy jednej z okolicznych ulic pozostała niewielka parcela, dotąd służąca jako parking dla autobusów. Należy do norweskich kolei państwowych. Potencjalni inwestorzy widzieliby tam wielopiętrowe biurowce, jednak okoliczna społeczność ma inną wizję. Zielono-błękitny skwer ma być odpowiedzią na deficyt takich terenów w okolicy.
Na samym proteście przeciwko deweloperom się nie skończyło. Mieszkańcy zebrali 100 tys. koron norweskich (ok. 50 tys. zł), aby zlecić stworzenie profesjonalnego projektu dla wymarzonego skweru. Właśnie ukazały się jego wizualizacje, a sprawa wciąż jest w toku. Tak wygląda dziś wolna parcela:
Tak domknięcie pierzei widzą potencjalni inwestorzy:
A tak mogłaby wyglądać rzeka w centrum Oslo, gdyby głosy mieszkańców zostały wcielone w życie:
Znasz ciekawe działania lokalnych społeczności na rzecz swojej okolicy?
Napisz do autora: maciej.fijak@smoglab.pl