Prof. Thomas Lovejoy z Uniwersytetu George’a Masona oraz Carlos Nobre z Uniwersytetu São Paulo to jedni z najlepszych na świecie ekspertów zajmujących się Puszczą Amazońską. Wspólnie opublikowali na łamach „Science Advance” tekst, w którym ostrzegają, że lasy deszczowe Ameryki Południowej są bardzo blisko tego, by zacząć samoistnie obumierać i zanikać. – Punkt przełomowy jest tutaj. I jest teraz. – napisali w nim.
Alarmujący tekst rozpoczyna się od nawiązania do ubiegłorocznych pożarów puszczy: „2019 nie był wprawdzie najgorszym rokiem, kiedy chodzi o pożary lub wylesianie Amazonii, ale był to rok, kiedy zasięg pożarów i deforestacji w regionie zdobył sobie uwagę światowej opinii publicznej. W tym roku wiatr przyniósł do São Paulo dym z pożarów, który był tak gęsty, że – po napotkaniu wilgotnego powietrza, które wiało znad oceanu – popołudniowe niebo stawało się ciemne, a lampy uliczne trzeba było zapalać trzy godziny wcześniej, by miasto mogło nadal funkcjonować. Te wiatry obudziły Brazylijczyków oraz cały świat i pozwoliły dostrzec trudną rzeczywistość, w której Amazonia chwieje się na granicy funkcjonalnej destrukcji i, wraz z nią, robimy to także my.”
Lovejoy i Nobre napisali ten, będący w istocie apelem, tekst, by zwrócić uwagę na postępujące rok po roku niszczenie Amazonii, które wpływa na naturalne rytmy przyrody, co może doprowadzić do uruchomienia mechanizmów, które są poza ludzką kontrolą. Tutaj problemem, na który zwracają uwagę autorzy, jest przede wszystkim to, że wycinki lasu deszczowego wpływają na cykle hydrologiczne i kiedy ubywa puszczy, to ma to znaczący wpływ na opady. Między innymi dlatego, że las znacznie lepiej niż sawanna zachowuje wilgotność i oddaje ją z powrotem do atmosfery, z czego w tym przypadku korzysta rolnictwo niemal całego kontynentu. Kiedy jednak las znika, spada też wilgotność, bo woda spływa dalej i w pewnym momencie jest jej zbyt mało, by w takim miejscu mógł nadal istnieć las deszczowy. Wtedy puszcza zaczyna obumierać i zamieniać się w sawannę.
Taki los, po tym jak ludzie wycięli 17 proc. jej powierzchni, grozi obecnie lasom deszczowym Amazonii. Szczególnie jej wschodniej i południowej części. Jeżeli opisywany scenariusz miałby się zrealizować, efektem byłoby nie tylko uwolnienie do atmosfery gigantycznych – szacuje się, że w lasach Amazonii jest „zmagazynowane” 140 miliardów ton CO2 – ilości gazów cieplarnianych, ale też zmieniłyby się cykle hydrologiczne obu Ameryk. Całkowity zanik amazońskich lasów deszczowych miałby o 25 proc. zmniejszyć ilość opadów deszczu w Teksasie. To z kolei mogłoby prowadzić do pojawienia się susz i wywołać kolejne efekty, które trudno przewidzieć. Trudno, bo chodzi o bardzo złożony system, w którym jedna zmiana wywołuje kolejne zmiany, aż dochodzi do sytuacji, w której wszystko grozi tym, że pierwsza przewrócona kostka, wywróci całość.
Dokładnie tak, jak dzieje się to z klockami domina.
Albo, to pasuje tutaj lepiej, ustawionymi w rzędzie zapałkami, kiedy od pierwszej ogniem zajmują się kolejne.
Taki moment – zdaniem Lovejoya i Nobre – jest bardzo blisko, co pokazuje między innymi tempo w jakim wymierają lubiące wilgoć gatunki amazońskiej fauny i flory. Najlepszą metodą – wynika z tekstu – by przeciwdziałać dramatowi, który może na nim nastąpić, to szybkie wdrożenie nowej wizji dla Amazonii i ponowne zalesianie terenów, na których przeprowadzono wycinki. Autorzy postulują, by wprowadzić mechanizmy, które zachęcą Brazylię, by wdrożyła taki plan i odwróciła degradację puszczy. Te mają mieć charakter finansowy i powodować m.in. to, że firmy potrzebujące kupić prawa do emisji CO2, mogłyby nabywać je od dbającego o Amazonię São Paulo.
Cały artykuł Lovejoya i Nobre znajdziecie TUTAJ.