Wczoraj podczas Komisji Ekologii i Ochrony Powietrza odbyła się dyskusja na temat projektu uchwały radnego Łukasza Wantucha, która zakłada wykorzystanie krakowskiej straży miejskiej do kontroli spalania odpadów w gminach ościennych Krakowa.
Projekt znajdziecie TUTAJ.
Podczas wczorajszej dyskusji było tak, że komendantowi krakowskiej straży miejskiej Radosławowi Gądkowi pozwolono przedstawić argumenty przeciwko. Najważniejszym było to, że trzeba by było zatrudnić nowych ludzi, którzy poza okresem grzewczym, nie mieliby zbyt wielu obowiązków. Co – kiedy na drugiej szali wagi położy się zdrowie – nie przekonuje. Nie wspominając o tym, że gdyby do sprawy podejść poważnie, to mandaty mogłyby sfinansować dodatkowe etaty. Palących śmieci pod Krakowem nie brakuje. Mnie jednak nie pozwolono na przedstawienie argumentów „za”.
Radni postanowili bowiem „wyrzucić punkt z obrad”. Szkoda, bo obecny system kontroli nie działa i trzeba go zmienić. Żeby go zmienić trzeba zacząć poważną rozmowę o tym, czego chcemy.
Mam nadzieję, że rozmowy rozpoczętej tutaj radni nie zbędą standardowym „niedasię”.
Jak wiemy napływ zanieczyszczeń z gmin ościennych wpływa na jakość powietrza w naszym mieście. W okresie wiosenno – letnim obserwujemy proceder spalania odpadów zielonych/ pozostałości roślinnych. To nagminne zjawisko, często połączone ze spalaniem odpadów niedozwolonych (np. lakierowane deski czy framugi okienne) na posesji, na otwartej przestrzeni.
W tej chwili proceder spalania odpadów w gminach ościennych Krakowa pozostaje poza jakąkolwiek kontrolą. To powoduje, że ludzie są truci, a jednocześnie utrwala przeświadczenie, że spalanie odpadów jest dozwolone i nie idą za tym żadne kary.
Szczególnie w niewielkich gminach bardzo często osoby upoważnione do kontrolowania palenisk pod kątem spalania odpadów znają się osobiście i łączą ich dobre relacje, często nawet rodzinne, z tymi, którzy odpadami palą. Dlatego takie kontrole w wielu wypadkach kończą się „przybiciem piątki” lub zignorowaniem wykroczenia, a nie wysokim mandatem.
Tymczasem ze względu na negatywny wpływ na zdrowie mieszkańców kontrole powinny kończyć się surowymi karami, w postaci najwyższych możliwych mandatów. I przypomnienia, że te nie są najgorszym, co może spotkać osobę dopuszczającą się takiego wykroczenia – prawo za palenie śmieci przewiduje kary do ograniczenia wolności włącznie.
Jednak odpowiedzialności za kontrole i karanie tego niezwykle szkodliwego procederu, nie chcą brać nie tylko lokalni włodarze, ale nawet małopolska policja. Niedawno pokazał to komendant wojewódzki. Ten do podwładnych wystosował okólnik, w którym przypomina, że to należy do obowiązków urzędników a nie funkcjonariuszy (więcej TUTAJ).
Do tego już niedługo w Małopolsce zacznie obowiązywać uchwała anty-smogowa. Jej skuteczne wdrożenie będzie wymagało stworzenia nowego systemu kontroli, który pozwoli skutecznie walczyć z osobami dopuszczającymi się spalania odpadów. Należy się pochylić nad tym tematem, podjąć dyskusję i opracować kierunek działań, który przybliży nas do powstrzymania tego procederu. Nie zrobimy tego udając, że nie ma o czym rozmawiać.
Jest. I wykorzystanie naszej straży miejskiej jest jedną z możliwości.
Ustawa o strażach gminnych na to pozwala.
Są inne. I Krakowowi powinno zależeć na tym, by znaleźć rozwiązanie. Powinniśmy sięgnąć po działania niestandardowe, wyjść poza urzędnicze procedury i pokazać sąsiednim gminom, jak podejść do takich spraw. Jak my im nie pokażemy, jak to robić, to nikt tego nie zrobi.
Zamiast tego radni wola chować głowę w piasek i udawać, że nie ma sprawy.
Ciekawe było dla mnie i to, że podczas Komisji dowiedziałam się także, iż Kraków nie może „pożyczać” pracowników Straży Miejskiej. Ci – jak podkreślano – muszą pełnić obowiązki wobec Krakowa i jego mieszkańców. Rzeczywiście. Dokonania są niebagatelne.